Przez dobre dwie dekady wybór gospodarza igrzysk olimpijskich nie wywoływał większych kontrowersji, a masowe bojkoty imprez z przełomu lat 70. i 80. XX wieku były tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Inaczej miała się sprawa przed zawodami z 2008 roku – postulaty bojkotu imprezy organizowanej w nieprzestrzegających praw człowieka Chinach wychodziły z różnych środowisk, które zwracały przede wszystkim uwagę na poczynania komunistycznego reżimu w Tybecie. Ostatecznie w Pekinie pojawiły się wszystkie reprezentacje, nawet Tajwanu, a igrzyska są uważane za jedne z najlepszych w historii.
Amerykański potwór w wodzie, jamajska błyskawica na lądzie
Impreza została zorganizowana z gigantycznym rozmachem, a ceremonia otwarcia, oparta na szczęśliwej w chińskiej kulturze „ósemce”, była z pewnością najbardziej epicką w historii. Jak się później okazało, chińska dziewczynka śpiewała jedną z głównych piosenek z playbacku, bo dziewczynka faktycznie wykonująca utwór była wedle organizatorów… za brzydka. Pomimo obaw związanych z wilgotnością powietrza, smogiem czy antyrządowymi manifestacjami, igrzyska przebiegły bez większych zakłóceń (choć po raz trzeci w historii na moment zgasł znicz olimpijski). Furorę wśród kibiców robiły nowoczesne areny sportowe, z narodowym stadionem „Ptasie Gniazdo” i pływalnią „Wodny Sześcian” na czele. Chińczycy odnieśli też wielki sportowy sukces: po raz pierwszy wygrali klasyfikację medalową zdobywając niemal 50 złotych medali. Najwięksi atleci nie zawiedli. Tym razem Michael Phelps dopiął swego i ustanowił absolutny olimpijski rekord. Pływak zdobył osiem medali, wszystkie z najcenniejszego kruszcu, tym samym pobijając rekord Marka Spitza z Monachium (siedem złotych krążków) i po raz drugi wyrównując rekord ilości medali na pojedynczych igrzyskach – osiem razy na podium stawał jedynie radziecki gimnastyk Aleksandr Ditiatin w 1980 roku w Moskwie. Po imprezie Phelps udał się na zasłużone wakacje, na których został przyłapany na paleniu skręta, więc na kilka miesięcy musiał wziąć rozbrat ze sportem. W „Wodnym Sześcianie” masowo bito rekordy świata dzięki powszechnemu zastosowaniu opracowanego przez NASA stroju pływackiego. Drugą najjaśniejszą gwiazdą w Pekinie była jamajska „Błyskawica”, czyli niemal dwumetrowy sprinter Usain Bolt. Jego pogodne i żywiołowe usposobienie wymieszane z niesamowitymi sportowymi osiągnięciami zaskarbiły mu sympatię całego świata. Bolt był najszybszy na 100 i 200 metrów, w obu przypadkach bijąc rekordy świata, wraz z drużyną wygrał także sztafetę (jak się później okazało, jeden z jego kolegów biegał wspomagany niedozwolonymi substancjami, więc złoto w sztafecie Jamajka straciła). Po triumfach, Bolt przekazał sporą sumę na pomoc ofiarom majowego trzęsienia ziemi w Syczuanie, w którym życie straciło niemal ćwierć miliona ludzi. Po trzy złote medale w Pekinie wywalczyli australijska pływaczka Stephanie Rice, brytyjski kolarz torowy Chris Hoy i chiński gimnastyk Zou Kai. W historii zapisali się etiopscy długodystansowcy: zarówno Tirunesh Dibaba wśród pań, jak i Kenenisa Bekele wśród panów zgarnęli dublet na 5000 i 10 000 metrów. Chińskie igrzyska pokazały także siłę weteranów: 61-letni jeździec z Kanady Ian Millar, startujący w igrzyskach od 1972 roku, zdobył w Pekinie swój pierwszy medal (srebro), a 41-letnia pływaczka ze Stanów Zjednoczonych Dara Torres, debiutująca w rodzinnym Los Angeles w 1984 roku, dorzuciła do kolekcji medalowej trzy srebrne krążki zamykając swój olimpijski bilans w liczbie dwunastu medali. Furorę wśród chińskich kibiców robił przewodzący koszykarskiej reprezentacji USA Kobe Bryant, gwiazda Los Angeles Lakers. Zgodnie z przewidywaniami, tragicznie zmarły w styczniu bieżącego roku Kobe, wspomagany m.in. przez LeBrona Jamesa i Dwayne’a Wade’a, sięgnął po złoty medal pokonując w finale świetnie dysponowanych Hiszpanów z Pau Gasolem na czele. Po raz drugi z rzędu turniej piłkarski wygrali Argentyńczycy, w składzie których błyszczały młode gwiazdy już niebawem mające dołączyć do grona najlepszych piłkarzy na świecie: Leo Messi, Sergio Aguero czy Angel Di Maria.
Dominatorzy, gigant z Nasielska i złoty skok Blanika
Czy Pekin był gościnny dla Polaków? Nieco bardziej niż Ateny cztery lata wcześniej, ale do osiągnięć z XX wieku brakowało sporo. Chińscy gimnastycy zwyciężyli we wszystkich konkurencjach wśród mężczyzn z wyjątkiem jednej: w skoku przez konia najlepszy okazał się Leszek Blanik, brązowy medalista z Sydney. Dla sportowca z Wodzisławia Śląskiego olimpijskie złoto okazało się ukoronowaniem kariery. Do głosu doszli „dominatorzy” z wioślarskiej osady czwórki podwójnej. Adam Korol, Michał Jeliński, Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski, wygrywający wszystkie mistrzostwa świata między 2005 a 2009 rokiem, potwierdzili swój prymat nie dając szans ekipom włoskiej i francuskiej. Przemiłą niespodziankę polskim kibicom sprawił potężny kulomiot z Nasielska, Tomasz Majewski. Polak nie był stawiany w gronie faworytów, ale w czwartej kolejce finału pobił swój rekord życiowy posyłając kulę na odległość 20,51 metra i wygrał zawody. Jak się okazało, swój wyczyn Polak powtórzył cztery lata później. Czwartym i ostatnim polskim triumfem było złoto sztangisty Szymona Kołeckiego w wadze 94 kilogramów. Co prawda największe ciężary podnosił Kazach Ilja Ilin, który wygrał też na kolejnych igrzyskach, ale analiza próbek krwi dokonana w 2016 roku dowiodła, że sportowiec nie grał czysto. Tym samym złoty medal powędrował do Kołeckiego. W podobnych okolicznościach brąz otrzymał sztangista w kategorii 105 kilogramów, Marcin Dołęga, który „skorzystał” na farmakologicznym wspomaganiu rywala z Ukrainy. Trzecie miejsce było także udziałem zapaśniczki Agnieszki Wieszczek. Jej dokonanie jest o tyle historyczne, że dotychczas jedynie mężczyźni zdobywali olimpijskie medale w zapasach dla Polski. Biało-czerwoni wywalczyli jeszcze pięć srebrnych krążków. Jedynie Duńczycy byli szybsi od wioślarskiej czwórki bez sternika wagi lekkiej, natomiast szpadziści w turnieju drużynowym najpierw po zaciętym boju odprawili z kwitkiem w półfinale gospodarzy, a później musieli uznać wyższość Francuzów. Do dwóch brązów wywalczonych w Sydney i Atenach srebro dołożyła kajakarka Aneta Konieczna (wcześniej Pastuszka), startująca na 500 metrów w parze z debiutującą na igrzyskach Beatą Mikołajczyk. O niecałe pół sekundy szybsza od Mai Włoszczowskiej okazała się Niemka Sabine Spitz w kolarstwie górskim, a podoficer Wojska Polskiego Piotr Małachowski rzucił dysk o metr bliżej od Estończyka Gerda Kantera. Kto otarł się o medal? Nieźle biegali polscy płotkarze: Anna Jesień, Artur Noga i Marek Plawgo, całkiem daleko rzucali Anita Włodarczyk i Szymon Ziółkowski młotem (ale ich olimpijski czas miał dopiero nadejść) oraz Barbara Madejczyk oszczepem, dość wysoko o tyczce skakała Monika Pyrek. Z dobrej strony pokazały się polskie kajakarki, po ciężkich bojach odpowiednio z Islandią i Włochami w ćwierćfinale odpadli szczypiorniści i siatkarze, o podium otarli się żeglujący w klasie Star Mateusz Kusznierewicz i Dominik Życki, na pływalni najbliżej szczęścia byli Otylia Jędrzejczak i Paweł Korzeniowski. Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować czwarte miejsce kajakarzy Mariusza Kujawskiego i Adama Seroczyńskiego, którzy zostali ostatecznie zdyskwalifikowani za stosowanie dopingu przez drugiego z nich. Sporą popularnością podczas pekińskich zawodów cieszyła się tenisistka stołowa Natalia Partyka, startująca jako jedna z dwóch zawodniczek na świecie jednocześnie w igrzyskach i igrzyskach paraolimpijskich. Podsumowując, na pewno liczono na więcej, ale wynik z Pekinu trzeba z perspektywy czasu docenić. Polska reprezentacja zajęła 17. miejsce w klasyfikacji – jak się miało okazać, najlepsze we wszystkich olimpijskich występach w XXI wieku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/511038-w-paszczy-chinskiego-smoka-ateny-2004