„Nie pozwolę, aby WADA stała się częścią politycznej gry” - podkreślił w wywiadzie dla PAP szef Światowej Agencji Antydopingowej Witold Bańka.
Pod koniec czerwca do amerykańskiego Kongresu trafił raport krytykujący WADA m.in. za opieszałość działań wobec Rosji.
Kiedy dowiedział się pan, że funkcjonujące przy Białym Domu Biuro ds. Krajowej Polityki Kontroli Narkotyków (ONDCP) przygotowuje raport na temat WADA?
Witold Bańka: 12 czerwca miałem bardzo dobre spotkanie z dyrektorem ONDCP Jamesem Carrollem. Było naprawdę konstruktywne. Dyskutowaliśmy o wzmocnieniu współpracy z Białym Domem w zakresie walki z dopingiem w sporcie. Wówczas zostałem też poinformowany, że raport jest przygotowywany. Natomiast nie spodziewaliśmy się, że nabierze on takiego kształtu i będzie, delikatnie mówiąc, tak nieprzyjemny wobec WADA. Nie było nawet chęci konsultowania go z nami. Przesłano nam jedynie trzy paragrafy do wglądu, a ostatecznie i tak nie uwzględniono naszych poprawek.
Odpowiedzią WADA był kontrraport…
Wykazaliśmy, że raport ONDCP jest pełen przekłamań i błędów. Oczekuje się w nim od WADA m.in. działań, które nawet nie są w jej gestii. To całkowicie podważa jego wiarygodność.
To jednak nie ONDCP uważa pan za motor tego ataku?
Mało osób wie, co może stać za tym raportem. Jakiś czas temu Kongres zdecydował, że budżet USADA (Amerykańskiej Agencji Antydopingowej - PAP) oraz wkład finansowy USA w działalność WADA znalazły się w jednym worku. Może to wskazywać, że ten raport jest próbą zdobycia przez USADA większych środków na swoją działalność kosztem WADA. Wiemy, że raport był wielokrotnie konsultowany z USADA na etapie jego pisania.
Skąd takie twierdzenie?
Przesłanek ku temu nie brakuje. Kilka tygodni temu James Carroll zagłosował za strategicznym planem WADA na lata 2020-24. Co oznacza, że zatwierdził kierunek, w jakim WADA zamierza podążać. USADA natomiast od dawna krytykuje WADA, co nie jest żadną tajemnicą.
W raporcie strona amerykańska oczekuje zmian strukturalnych w funkcjonowaniu WADA i grozi zaprzestaniem finansowania agencji. Jako największy kontrybutor domaga się m.in. większego wpływu na jej działanie…
Żadna organizacja międzynarodowa nie uzależnia zasiadania w jej organach od wpłacanych na jej rzecz kwot. To jest niedemokratyczne. Kontrola nad WADA nie jest na sprzedaż. Zgadzając się na takie funkcjonowanie doprowadzilibyśmy do sytuacji, w której olbrzymia liczba krajów zostałaby wykluczona z możliwości decydowania o światowym systemie antydopingowym i zasiadania w zarządzie WADA. Cały kontynent afrykański zostałby tej możliwości pozbawiony. Podążając za wskazaniami raportu, mogłaby się w nim za to znaleźć… Rosja. Nie sądzę, że jest to celem Stanów Zjednoczonych.
Prymat w walce z dopingiem
Może jednak Stanom Zjednoczonym ten prymat w walce z dopingiem i miejsce w Komitecie Wykonawczym się należą? To kraj o olbrzymim potencjale sportowym, z wieloma sukcesami…
Nikt nie odmawia Stanom Zjednoczonym sukcesów w sporcie czy olbrzymiego zaangażowania w walkę z dopingiem. To wielki sportowy naród z wielkimi tradycjami. Jednak decyzji o członkostwie w organach WADA nie można uzależniać ani od finansów, ani od dokonań sportowych kraju. WADA to organizacja globalna, której nazwa oddaje jej uniwersalny charakter. Poza tym, jeżeli chodzi o obecność Stanów Zjednoczonych w naszych organach decyzyjnych, to wspomniany przeze mnie James Carroll reprezentuje USA w naszym zarządzie, w którym Amerykanie są nieprzerwanie od momentu utworzenia WADA w 1999 roku. Na drodze do ich członkostwa w Komitecie Wykonawczym stanęła CADE (kontynentalna Amerykańska Rada Sportu - PAP), w której posiedzeniu USA nie wzięły nawet udziału. Trzeba pamiętać, że to nie WADA, a rządy i ruch sportowy samodzielnie decydują o swojej reprezentacji w WADA. W tym wypadku rządy kontynentów amerykańskich zdecydowały tak, a nie inaczej.
- Doceniam także zaangażowanie władz amerykańskich w walkę z dopingiem, to wspaniały partner czystego sportu. Miejmy jednak świadomość, że nawet USA borykają się z poważnymi problemami. Przypomnę, że duże ligi zawodowe, takie jak NFL, NHL czy NBA, nie są stronami Światowego Kodeksu Antydopingowego. Podobnie jest ze sportem akademickim i ligą NCAA. Uważam, że jest to ze stratą nie tylko dla czystego sportu, ale i dla samych zawodników, którzy powinni mieć prawo zamanifestować swoją uczciwość, ale także podlegać odpowiedniej ochronie.
Poza wspomnianą przez pana motywacją ekonomiczną USADA, czemu jeszcze miałoby służyć podkopywanie autorytetu WADA?
Nie chcę spekulować o motywach. Mam jednak wrażenie, że USADA chciałaby przejąć kontrolę nad światowym systemem antydopingowym. Cały ten raport jest próbą podważenia WADA jako globalnego regulatora walki z dopingiem. Próbą przedstawienia WADA jako organizacji, która rzekomo nie radzi sobie z tym zadaniem.
Czy elementem przejęcia kontroli nie są prace nad tzw. ustawą Rodczenkowa? Przeszła już przez Izbę Reprezentantów i czeka na głosowanie w Senacie…
Na wstępie chcę zaznaczyć jedną rzecz - WADA nie jest generalnie przeciwna tej ustawie. Wspieramy wszelkie działania rządów, które mają na celu zaostrzenie walki z dopingiem. Nasze zaniepokojenie, a także większości krajów oraz ruchu sportowego, to znajdująca się w tej ustawie klauzula eksterytorialności. Daje ona Amerykanom m.in. możliwość pozywania osób zamieszanych w skandale dopingowe poza granicami USA. Podważa również możliwość ochrony sygnalistów, co jest jednym z działań WADA. Jesteśmy gotowi do dyskusji, już zaprosiłem przedstawicieli Kongresu na posiedzenie Komitetu Wykonawczego WADA, abyśmy zaczęli rozmawiać. Co bowiem w sytuacji, gdy inne rządy wprowadzą podobne rozwiązania w odwecie? To wywoła wielkie zamieszanie i brak harmonii. Co ciekawe, sam Grigorij Rodczenkow, od którego nazwiska wzięła się skrótowa nazwa tej ustawy, pewnie nigdy nie zdecydowałby się na rolę sygnalisty, gdyby wiedział, że inny kraj, który przyjął taką odwetową ustawę, może go za to wsadzić do więzienia. Ochrona sygnalistów i informatorów jest dla nas bardzo ważna.
W ubiegłym roku WADA świętowała 20-lecie istnienia, jednak dopiero od niedawna jest postrzegana jako instytucja znacząca…
WADA jest w zupełnie innym miejscu niż jeszcze kilka lat temu. Obecnie mamy mechanizm monitorowania i narzędzia sankcyjne bazujące na nowych przepisach prawa. W tym zakresie jesteśmy nieporównywalnie silniejsi. To jest wielka ewolucja. WADA oczywiście nie jest perfekcyjną organizacją. Ale tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów. Idziemy jednak do przodu i nieustannie się reformujemy. Niebawem w Komitecie Wykonawczym znajdzie się dwóch niezależnych członków. Jednym z nich mógł być Amerykaninem, ale choć w raporcie ONDCP oczekuje się od WADA obecności USA w Komitecie Wykonawczym, to żadna kandydatura z tego kraju do nas nie wpłynęła.
Czy w takim razie jest pan w stanie wskazać jakieś krytyczne elementy raportu, które mają potwierdzenie w rzeczywistości?
To, co WADA w moim odczuciu powinna poprawić i poprawia, to kwestia komunikacji. Musimy lepiej komunikować nasze decyzje, objaśniać procedury sportowcom, dziennikarzom, po prostu całemu środowisku. Nasz sposób odpowiedzi na raport ONDCP jest przykładem dobrej komunikacji. Jest dowodem, że niczego się nie obawiamy, niczego nie mamy do ukrycia.
Przywrócenie Rosji
Sztandarowym błędem w komunikacji była nagła decyzja w 2018 roku o przywróceniu Rosyjskiej Agencji Antydopingowa w prawach członka WADA. U wielu sportowców wywołała szok…
To prawda, ale czas pokazał, że była to decyzja całkowicie słuszna. Dzięki niej udało się ostatecznie uzyskać próbki i dane z moskiewskiego laboratorium antydopingowego. Choć ponowna analiza tych próbek wciąż trwa, to już teraz mamy ponad 50 zawodników, u których wykryto doping i których dyskwalifikacji można się spodziewać. Dane natomiast pozwoliły na przygotowanie 298 pakietów dowodowych, które przekazaliśmy do właściwych organizacji antydopingowych, celem wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do tej grupy zawodników, oczywiście tam, gdzie to możliwe. Bez tej decyzji nie byłoby wreszcie sprawy ponownego wykluczenia Rosji ze środowiska antydopingowego, którą zajmuje się teraz Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS). Jak zatem widać, była to decyzja trudna, w tamtym czasie może kontrowersyjna, ale dobra. Zabrakło jednak pokazania, co ona może przynieść.
Czy dużą dotkliwością byłoby spełnienie przez Amerykanów groźby drastycznego zmniejszenia środków wnoszonych do budżetu WADA?
Jestem pełen nadziei, że do tego nie dojdzie. Jak tylko granice zostaną otwarte, będę gotowy skorzystać z zaproszenia Jamesa Carrolla, spotkać się z nim i konstruktywnie porozmawiać. Wroga powinniśmy szukać zupełnie gdzie indziej. W walce z dopingiem WADA potrzebuje Stanów Zjednoczonych, a one potrzebują nas. Jestem gotowy do dobrej współpracy i jestem przekonany, że ona wcześniej, czy później nastąpi.
Co jest pana największym zmartwieniem w kontekście walki z dopingiem w sporcie?
Za mało dyskutujemy o tym, jak pomagać krajom, które praktycznie nie mają systemu antydopingowego. Jak wzmacniać ten system, jak zwiększać liczbę kontroli. Ubiegając się o prezydenturę zwróciłem uwagę, że niemal 10 procent medalistów igrzysk w Rio de Janeiro pochodziło z państw, które albo nie miały systemu antydopingowego, albo w których był on bardzo słaby.
Jeszcze jako minister sportu powiedział pan, że niektóre związki sportowe przesiąknięte są walką polityczną. Wychodzi na to, że w świecie antydopingu jest podobnie…
Nigdy nie pozwolę, aby WADA stała się częścią politycznej gry. Zgodziłem się pełnić to stanowisko jako prezydent, który ma służyć sportowcom, ma wzmacniać system antydopingowy. Na tym zamierzam się koncentrować. Nie pozwolę, aby WADA była rozgrywana między zainteresowanymi stronami. W tym biznesie nie ma miejsca na politykę. Jeżeli dwa silne mocarstwa, jak USA i Rosja, krytykują nas w równym stopniu, to jest to najlepszy dowód, że WADA jest organizacją niezależną, a do tego potrafiącą na tę krytykę odpowiedzieć.
mly/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/507728-banka-wada-nie-stanie-sie-czescia-politycznej-gry