Rząd zorganizował 212 mld zł na ratowanie gospodarki dotkniętej epidemią. Nie znamy jeszcze szczegółów „tarczy antykryzysowej”, a już ustawiają się następni chętni do państwowej pomocy. Jak ta żaba, co nogę podstawia, gdy konia kują. Czy jednak takie podmioty jak polskie kluby piłkarskie mają prawo żądać kasy z budżetu państwa?
Między innymi takie są wnioski z pierwszej wideokonferencji przedstawicieli klubów ekstraklasy. Rozmawiano dziś nie tylko o potrzebie zawieszenia podatków, składek na ZUS, czy uruchomieniu preferencyjnych kredytów, ale też o rządowym dofinansowaniu ich działalności.
Do czego im te pieniądze są właściwie potrzebne? Co chcą nam (NAM wszystkim, bo to MY mielibyśmy je wesprzeć) zagwarantować, jeśli je dostaną? Lepszą organizacje biznesową? Żart – jeśli nie potrafią pozbyć się z interesu bandytów (i nie dotyczy to tylko głośnego ostatnio przypadku ze Śląska), jeśli są skłonne płacić horrendalne prowizje szarlatanom mieniącym się „menadżerami” piłkarzy, jeśli wreszcie od lat nie są w stanie wyjść z kryzysów finansowych i czynić elementarnych inwestycji (szkolenie!, szkolenie!, szkolenie! - młodzieży oczywiście), to niech dalej tak sobie funkcjonują.
Skoro są tak fatalnie zarządzane, że mimo pączkujących milionów w ich budżetach, rosnącej kasie z tytułu praw telewizyjnych i od sponsorów, wciąż nie potrafią ugrać nic – ale literalnie NIC - w Europie, to co takiego się stanie, jeśli teraz będą zmuszone szukać oszczędności? Będą się jeszcze bardziej kompromitować w międzynarodowych rozgrywkach? To niemożliwe, skoro odpadamy z Kazachami, Łotyszami, a nawet już Luksemburczykami.
Internet jest dziś pełen żartów w stylu: polskie kluby jako pierwsze wspierały akcję #zostanwdomu. Bo jesteśmy za granicą pośmiewiskiem. Każdy rywal chce grać z naszymi pucharowiczami. Bo oznacza to niemal pewny awans.
Jakie będą dla klubów Ekstra(tylko z nazwy)klasy konsekwencje epidemii, a więc zamkniętych stadionów, mniejszych wpływów z biletów itd.? Zatrudnią trochę mniej sowicie opłacanych zagranicznych grajków czwartego sortu, o których wcześniej nikt poza ich ojczyzną nie słyszał? Trudno. Będą musiały sprzedać paru piłkarzy z pierwszego składu? Trudno, jeśli nie teraz, zrobiliby to za pół roku, gdyby nadarzyła się pierwsza okazja. Podniosą ceny biletów? Proszę bardzo. Na frekwencję stadionową to znacząco nie wpłynie, bo i tak jest ona słabiutka.
Zabraknie piłkarzy do reprezentacji? Nie zabraknie. Kadra opiera się na chłopakach z zagranicy, którzy najczęściej w bardzo młodym wieku wyjeżdżają na Zachód (na Wschód jednak rzadziej) i z polską piłką przestają mieć cokolwiek wspólnego poza orłem na koszulce i reklamówkami dla sponsorów PZPN. I tu znaczącej różnicy nie będzie.
A teraz truskawka na torcie, jak mawia jeden z byłych piłkarzy.
Portal weszlo.com rozmawia z piłkarzem o kryzysie związanym z epidemią. Pyta o temat obniżki zarobków zawodników ze względu na kwarantannę. Odpowiedź brzmi:
Nie chciałbym się wypowiadać za całe środowisko, ale musicie pamiętać, że piłkarze też mają swoje zobowiązania kredytowe, leasingowe, rodziny na utrzymaniach. Jest trudno.
Trudno im jest!!! Biedactwa… Przypominam, że mówimy o jednej z najbardziej przepłacanych grup zawodowych w Polsce. Kto wypowiedział dziś te jakże komiczne słowa? Jakub Arak, napastnik Lechii Gdańsk. Cztery lata temu, gdy debiutował w ekstraklasie w barwach Ruchu Chorzów, zarabiał ok. 9 tys. zł na rękę. Ile ma dziś? Nie wiem, ale na pewno sporo więcej. Może kilkukrotnie więcej. W końcu zamienił słabszy klub na lepszy, gra w młodzieżowej reprezentacji. Chciałbym zobaczyć jego miejsce postojowe na parkingu Lechii…
Może więc wreszcie gaże tych gwiazdorów, którzy co tydzień kopią się po czołach, wrócą z z orbity na ziemię? Może to jest okazja do tego, by kluby nauczyły się oszczędzać, obniżać kontrakty, wychowywać młodzież (zamiast płacić kokosy przeciętniakom z zagranicy)?
Ani grosza od rządu! Być może tylko to je uratuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/491860-kluby-pilkarskie-chca-pomocy-od-rzadu-ktora-zaba-nastepna