Przyleciał do Polski w 2001 roku. I jest do dziś z przerwą na drobne epizody w Grecji. Ma trzy obywatelstwa. Jest pierwszym trenerem Legii - lidera rozgrywek ekstraklasy. Aleksandar Vuković opowiada portalowi wPolityce.pl o swojej pracy, polityce, wierze i świętach.
wPolityce.pl Miałeś być trenerem tymczasowym, jednak po miesiącu pracy, w maju, podpisałeś roczny kontrakt. Początek tego sezonu miałeś jednak trudny. Czy liczyłeś się z utratą pracy?
Aleksandar Vuković: Musiałem przejść przez ten trudny początek sezonu. Nie miałem sygnałów z klubu po dwóch porażkach, że muszę wygrać z Lechem. Czułem duże wsparcie i dyrektora sportowego i prezesa. Nie było tematu zwolnienia, choć wiedziałem, że przegrywając mecz za meczem, mogę się nie obronić. W trudnych chwilach nie zmieniłem się. Pracowałem tak, by pomóc drużynie. Na swoich zasadach, zgodnie ze swoim sumieniem oraz uznaniem, i nic innego na mnie nie miało większego wpływu. Od początku pracuję odważnie, choć wiem, co było wcześniej z trenerami Legii. Nigdy nie wybiegałem w przyszłość. Zawszę myślę tylko o najbliższym meczu. Najważniejsze jest to, co tu i teraz. Bo kiedy zaczniemy myśleć o ostatniej kolejce, może być źle.
Latem mocno przewietrzyłeś szatnię.
Decyzje o nieprzedłużeniu umowy z kilkoma zawodnikami były podjęte pod koniec sezonu. Najtrudniejszą była decyzja dotycząca Michała Kucharczyka. Jego kontrakt miał być przedłużony, ale ja zdecydowałem inaczej. Bardzo cenię i szanuję Michała za to, co zrobił dla klubu, jakim jest człowiekiem i ile dawał od siebie drużynie. Ja jednak w swoim przekonaniu byłem pewien, że najlepsze będzie dla zespołu, za który wziąłem odpowiedzialność, jeśli spróbujemy czegoś nowego na jego pozycji, na boisku jak i w szatni, ustalając nową hierarchię.
Wydawało się, że po niezdobyciu mistrzostwa Polski, stracisz pracę.
Końcówka poprzedniego sezonu była bardzo trudna. Wszystko zmierzało ku zmianom i wszyscy w drużynie to czuli. To powodowało, że w zespole nie było wielkiej chemii na boisku i w szatni. Jedynie, można było mieć nadzieję, że inni tego nie będą potrafili wykorzystać, tak jak my wykorzystywaliśmy to we wcześniejszych latach i zdobywaliśmy mistrzostwo. Na nasze nieszczęście Piast wygrał dziewięć spotkań na ostatnie 10, również z nami, i wykorzystał to, czego inni nie potrafili.
Przegrany mecz z Rangersami w Glasgow i brak awansu do Ligi Europy też przetrwałeś.
Jest sporo doświadczeń, które można mądrze wykorzystać. Takimi spotkaniami były mecze z Rangers Glasgow. Ze strony trenerskiej, merytorycznej mam sobie tyle do zarzucenia, co w wygranym 2:1 meczu z Lechem. W obu przypadkach pomogłem drużynie tyle, ile mogłem. Czasem decydują detale. Raz na naszą korzyść, raz odwrotnie. Na to również musimy być przygotowani.
Sporo mówi się o odejściu zimą Niezgody i Majeckiego.
Tak samo, jak dałem zielone światło na odejście Carlitosa i Kulenovicia na początku sezonu, bo wiedziałem, że mam Niezgodę, Kante, Rosołka czy Kostorza, tak samo teraz nie będę na siłę blokował transferu Niezgody czy Majeckiego. Chciałbym, żeby zostali. Mogą się jednak zdarzyć takie oferty, których nie będziemy mogli odrzucić. Będziemy mieli wówczas problem, jak danego zawodnika zastąpić. 16 procent napastników ściągniętych zimą strzela więcej niż pięć goli. Mam jednak przeczucie, że obaj nie odejdą. Mam też nadzieję, że zmian w ogóle nie będzie.
Ale ktoś może dołączyć do zespołu?
Jeśli chodzi o ekstraklasę, to tak, obserwujemy kilku zawodników. Nie są to jednak, jak może się wydawać, zawodnicy z pierwszych stron gazet. Chcemy mieć po dwóch piłkarzy na każdą pozycję, aby te proporcje w drużynie zostały zachowane. Jedną z tych pozycji, które obserwujemy, jest na przykład skrzydłowy. Jeżeli chodzi o transfery w tym oknie, to mówimy raczej o wyrównaniu potencjalnych strat. Nasz plan jest taki, aby mieć domkniętą kadrę przed zgrupowaniem, to też bardzo ważne.
Jaka jest Twoja filozofia pracy trenerskiej?
Na kursie trenerskim pisałem pracę na temat „Moja drużyna marzeń”. Napisałem tam, że każda drużyna, którą prowadzę, powinna być moją drużyną marzeń. Bo trener musi pokochać swoją drużynę. Dla Legii jest kluczowe, żeby dobór ludzi odbywał się według zasady „z piłkarzem można nie trafić, ale nie możesz nie trafić z człowiekiem”. Tu muszą grać ludzie charakterni, ambitni, wartościowi i zostawiać serce na boisku. Moi piłkarze muszą mieć mentalność na przykład niemieckich piłkarzy, których można nie darzyć sympatią, ale docenia się za grę do końca. Każdy musi być zadziorny i zaangażowany. I to Legia powinna być na pierwszym miejscu. Dla mnie najważniejszą reprezentacją jest reprezentacja Legii i to Legia ma być zawsze priorytetem. Znamienita większość piłkarzy to rozumie. Kilka razy dostałem od drużyny, jak teraz modnie się mówi, tak zwany feedback, dotyczący mojej filozofii. Było kilka momentów, gdzie ich reakcja była kluczowa, jeśli chodzi o końcowy wynik meczu. Mogli mnie zlekceważyć. A oni zawalczyli.
Dużo rzeczy się przez ponad pół roku wydarzyło. Przewietrzyłeś szatnię, wyszedłeś z kryzysu, masz wyniki, a drużyna wygląda na grupę zadowolonych ludzi.
To, że jesteśmy na pierwszym miejscu, nie oznacza jeszcze sukcesu.
Masz trzy obywatelstwa: bośniackie, serbskie i polskie. Kim się czujesz?
Bośniackim Serbem. To moje korzenie, tam się urodziłem i wychowałem. Polska to moja druga ojczyzna. W niej spędziłem połowę swojego życia i większość świadomego życia.
Czy znasz cały polski hymn?
Chcesz mnie sprawdzić? Mogę zacytować czwartą zwrotkę: Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany – Słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany. Dwa miesiące temu, w ramach zajęć, odpytywałem polskich piłkarzy Legii z Mazurka Dąbrowskiego. Tylko nieliczni znali cztery zwrotki.
Czy interesujesz się polityką w Polsce?
Nie za bardzo, ale trudno nie wiedzieć, co się dzieje na scenie politycznej w kraju, w którym mieszkasz. Oglądam programy informacyjne w różnych stacjach. Widzę i słyszę wzajemne oskarżenia pomiędzy partiami. Najważniejszy jest w tym wszystkim zdrowy rozsądek. Słuchając narracji jednej i drugiej stacji wyciągam własne wnioski, nie dając sobą manipulować.
Czy Święta Bożego Narodzenia będziesz spędzał podwójne?
Nie, tylko prawosławne, w styczniu.
Ponoć w Serbii pije się dużo rakiji podczas świąt.
To nasz narodowy trunek, dlatego radując się w święta spożywamy go, tak jak i inne nasze narodowe specjały. Większość Serbów produkuje ten zacny trunek. Klan Vukoviciów również. Świętujemy tak jak w Polsce, tylko nieco później. Obie wiary są chrześcijańskie, więc specjalnych różnic nie ma.
Skoro obchodzisz święta, to jesteś pewnie wierzący.
Wierzę w Boga, ale nie chcę z siebie robić wzorowego prawosławnego. Nie chodzę w każdą niedzielę do cerkwi. Ślub w cerkwi był dla mnie i żony Andriany pięknym i wielkim przeżyciem. Nasze dzieci: Nikola, który dziś ma pięć lat i niespełna dwuletnia Aleksa, były ochrzczone tuż po urodzeniu się. Jesteśmy szczęśliwą rodziną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/478743-nasz-wywiad-trener-legii-polska-to-moja-druga-ojczyzna