- Już nie żyję wypadkiem. Zaakceptowałam, że Szymona po prostu nie ma - powiedziała w rozmowie z dziennikarką Wysokich Obcasów Otylia Jędrzejczak.
27 listopada w księgarniach pojawi się autobiografia mutimedalistki igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy „Otylia. Moja historia”.
Wiedzieli, że o nich napiszę, ale jeszcze nie widzieli, co napisałam. Jeśli chodzi o mojego byłego trenera Pawła Słomińskiego, staram się być sprawiedliwa. Bardzo chciałabym podkreślić, że jako trener był doskonały. Wykorzystywał moją sytuację życiową do tego, aby mną manipulować. Sam zresztą to potwierdził, ale dopiero po wielu latach, kiedy zakończyłam karierę. To dla mnie było straszne. Ufałam mu. W jednym z wywiadów padło stwierdzenie, że w książce źle oceniam swojego narzeczonego. Nie to było moją intencją i tak nie jest. Wiele razem przeszliśmy i jestem mu bardzo wdzięczna. Moja przyjaciółka ujęła to ostrzej – napisała, że nie sprawdził się po wypadku. Nie do końca się z nią zgadzam. Nasze drogi już wcześniej się rozjeżdżały. Kiedy brakuje uczucia, nie jesteś w stanie pomóc. Podobnie inny mój partner nie przyjechał do szpitala, gdy poroniłam. Poronienia to ciągle w Polsce temat tabu. Kobiety boją się o tym rozmawiać. Wracają szybko do codziennych obowiązków, do pracy, nie mówią o tym nikomu, uważają poronienie za swoją porażkę. Przeżycie poronienia ma ogromny wpływ na psychikę i może skończyć się depresją. Powrót do normalnego życia albo decyzja o kolejnej ciąży bywają naprawdę trudne. Boisz się i zastanawiasz, jak będzie tym razem. Ja się z tym pogodziłam. Nie ukrywam, że miałam przeczucie, że tak miało być. Nosiłam martwy płód
— przyznała Otylia.
Jędrzejczak myślała nawet o samobójstwie po śmierci brata. Nie rozumiała lawiny nienawistnych komentarzy, w których głównie obwiniano ją o śmierć brata i nazywano morderczynią.
Zakończyłam karierę sportową, zaczęłam działać z dziećmi, co zawsze uwielbiałam. To był zupełnie inny etap życia. Byłam ponownie gotowa, żeby być mamą, zapominając o poprzedniej ciąży, choć nie ukrywam, że przy pierwszych badaniach pytałam po tysiąc razy, czy na pewno wszystko jest w porządku. Miałam w sobie wiele strachu. Dzisiaj mam swoje projekty fundacyjne, muszę zdobywać pieniądze na ich realizację i to mi daje odpowiednie pole do rozładowania emocji. Jeżeli już mam przesyt i potrzebuję się wyżyć, idę popływać
— powiedziała Oti.
Pływacka mistrzyni olimpijska, zwana niegdyś „Motylią” wyszła z depresji po wypadku samochodu, który prowadziła i śmierci brata.
Pisząc książkę, chciałam, żeby miała w sobie siłę, żeby wzmacniała. Żeby to nie była tylko mroczna opowieść o życiu. Żeby czytelnik po lekturze zobaczył, że z każdej sytuacji w życiu można wyjść. Że można szukać drugich drzwi i odnaleźć siebie w życiu po życiu. Nie ukrywam, że pisząc tę książkę, wróciłam do wielu tematów. Ale chciałam wreszcie zamknąć raz na zawsze ten rozdział życia. Pisałam do Szymka przez sześć lat po wypadku. To był czas, którego potrzebowałam, żeby się ze wszystkim pogodzić. Dojrzeć do tego. Kiedy to nastąpiło, przestałam pisać. Już nie żyję wypadkiem. Zaakceptowałam, że Szymona po prostu nie ma. Już się wypłakałam. A na cmentarz przychodzę i rozmawiam
— dodaje Jędrzejczak.
Wysokie Obcasy, MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/474334-smierc-brata-poronienie-mysli-samobojcze-wyszla-z-tego