Jubileusz stulecia odzyskania niepodległości to czas, kiedy przypominamy wydarzenia i ludzi, którzy walczyli o wolność. Obok wielkich przywódców politycznych i dowódców wojskowych warto pamiętać również o sportowcach zasłużonych dla niepodległości. Przypomnieniu ich dokonań służyć ma publikacja Magdaleny Stokłosy i Aleksandry Wójcik „Sportowcy dla Niepodległej”, wydana przez Instytut Łukasiewicza. Rok po pierwszej części, ukazała się druga.
Publikacja autorstwa Aleksandry Wójcik i Magdaleny Stokłosy przybliża dokonania m.in. historie medalisty olimpijskiego w jeździectwie Henryka Leliwy-Roycewicza, pionierki szybownictwa Janiny Lewandowskiej czy najlepszego pływaka II RP Romana Kazimierza Bocheńskiego.
Leliwa-Roycewicz startował w konkurencji wszechstronnego konia wierzchowego na igrzyskach w Berlinie w 1936 roku. Jego popisy oglądał Adolf Hitler. Dosiadał Arlekina III. Niemcy robili wszystko, żeby Polacy ich nie wyprzedzili.
Po dziesiątej przeszkodzie zobaczyłem, że zaczęli do mnie wołać żołnierze niemieccy „halt, halt”. Kiedy dojeżdżałem już do przeszkody przez szosę, trzeba było przeskoczyć przez taki wał, zauważyłem, że pięciu czy sześciu Niemców stoi na tej przeszkodzie i trzyma się za ręce, powstrzymując mnie, żebym nie jechał dalej. Musiałem więc zatrzymać konia. Zapytałem, o co właściwie chodzi. Niemcy powiedzieli mi, że ja zrobiłem jakiś błąd przy dziesiątej przeszkodzie i z tego powodu zostałem wyeliminowany. Nie czekając na wyjaśnienia – w prawo albo w lewo – od tych nieznanych mi ludzi, którzy mnie gęsto otoczyli, wyskoczyłem z dziesiątej przeszkody i pogalopowałem z powrotem
— wspominał po latach w Polskim Radiu Leliwa-Roycewicz.
Polski jeździec usłyszał od sędziego, że wcale nie został wyeliminowany. Musiał jednak zawrócić, by powtórzyć trasę, przez co stracił dużo czasu. Ostatecznie Polacy zajęli drugie miejsce, za Niemcami, i zostali wicemistrzami olimpijskimi. Oszustwo Niemców miało się zapisać w historii jako jeden z przykładów niehonorowego zachowania, niegodnego sportowców.
Podczas wojny obronnej 1939 r. Roycewicz ubezpieczał przeprawę przez Wisłę – od Płocka po Modlin. Walczył także pod Mińskiem Mazowieckim, Tomaszowem Lubelskim i Krasnobrodem. Następnie szwadron Roycewicza miał poprowadzić brygadę gen. Władysława Andersa do granicy z Węgrami. Dotarł do wsi Koniuchy, gdzie żołnierzy otoczyły oddziały sowieckie. 27 września Roycewicz został postrzelony w kolano. Sowieci wzięli rotmistrza do niewoli. Trafił do szpitala, gdzie udało mu się ukryć fakt, że jest oficerem. W przeciwnym razie zapewne podzieliłby tragiczny los kolegów, zamordowanych przez NKWD. Z niedoleczoną nogą uciekł ze szpitala. Przedostał się do Lwowa, założył mundur szeregowca i w ramach wymiany jeńców został przekazany Niemcom.Rok po ucieczce z sowieckiej niewoli Roycewicz dotarł do Warszawy i od razu nawiązał kontakt z podziemiem. Wstąpił do Związku Walki Zbrojnej (później przemianowanego na Armię Krajową). Przyjął pseudonim „Leliwa”. Działał w Śródmieściu, gromadząc broń i umieszczając ją w skrytkach w różnych częściach miasta. Jesienią 1943 r. został dowódcą Batalionu im. Jana Kilińskiego, popularnie zwanego batalionem „Kiliński”. Po sukcesie szturmu na PAST-ę rtm. Roycewicz został po raz drugi odznaczony orderem Virtuti Militari (pierwszy raz otrzymał to najwyższe wyróżnienie za wojnę obronną 1939 r.). Walczył aż do 8 września, kiedy został ciężko ranny w głowę, ramię i kolano. Niemiecka kula przebiła tętnicę. Przed wykrwawieniem się Roycewicza uratowali żołnierze. Po kapitulacji, ze względu na zagrożenie ze strony gestapo, Roycewicz uciekł ze szpitala w cywilnym ubraniu. Trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd wyciągnęła go znajoma. Wrócił do Warszawy i pracował jako inspektor hodowli koni. Henryk Roycewicz zmarł 16 czerwca 1990 r. Został pochowany wśród swoich żołnierzy z „Kilińskiego”.
Janina Lewandowska należała do Przysposobienia Wojskowego Kobiet, zrobiła kurs radiotelegraficzny. W Centrum Wyszkolenia Łączności w Zegrzu szkoliła się z zakresu obsługi telegrafów Hughesa. Wraz z innymi członkami Aeroklubu Poznańskiego dostała kartę mobilizacyjną i przydział do 3 Pułku Lotnictwa. Nie była żołnierzem, ale chciała się przydać w wojsku. Lewandowska razem z dowódcą trafiła do obozu w Ostaszkowie, a następnie w Kozielsku. Zdawała sobie sprawę, że musi ukrywać swoją prawdziwą tożsamość. W końcu była córką dawnego oficera rosyjskiej armii, generała Wojska Polskiego, które w 1920 r. pokonało bolszewików. Janka podała więc fałszywe imię ojca i posługiwała się nazwiskiem męża. Oficerowie pomogli jej znaleźć mundur polskiego lotnika. Sowieci zaczęli wywozić polskich oficerów z Kozielska. Grupa, w której była Janina, wyruszyła 20 kwietnia 1940 r. Dwa dni później wszyscy zostali zamordowani strzałem w tył głowy.
Kazimierz Bocheński W Polsce był bezsprzecznie najlepszy jako 17-krotny mistrz i 18-krotny rekordzista kraju (na 50, 100, 200 i 400 m stylem dowolnym). Dotkliwie przeżył niepowodzenie na na igrzyskach olimpijskich. W Berlinie wystąpił w sztafecie 4 × 200 m, która została zdyskwalifikowana za falstart jednego z kolegów. Ostatnie dni sierpnia 1939 r. Bocheński wziął udział, jako pływak AZS, w akademickich mistrzostwach świata w Monte Carlo i tam zastaje go wieść o wybuchu wojny. Sportowiec postanowił natychmiast wrócić do kraju, bo był oficerem rezerwy. 2 września przekroczył granicę w Zaleszczykach i wyruszył do macierzystego 20 Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej. Pod koniec września Kazimierz Bocheński przebywał pod Kowlem. Bocheński jest ofiarą zbrodni katyńskiej. Historycy przyjmują, iż znalazł się w grupie jeńców, którzy trafili do Starobielska i zostali rozstrzelani wiosną 1940 r. w Charkowie.
W 1939 r. wielu polskich mistrzów zamieniło strój sportowy na mundur. Część z nich była zawodowymi żołnierzami. Sportowcy – jeźdźcy, szermierze, wioślarze i inni – walczyli w kampanii wrześniowej. Ginęli, odnosili rany, trafiali do obozów jenieckich, dzieląc los zwyczajnych polskich żołnierzy. Ci, którzy nie służyli w wojsku, także nie pozostali bierni – włączali się w działalność podziemną, wstępowali do ZWZ/AK, organizowali wsparcie dla rodaków.
W publikacji oddajemy hołd wszystkim sportowcom, dla których honor, wolność i godność pozostały tak ważnymi wartościami, że w ich imię byli gotowi poświęcić nawet własne życie
— przyznają autorki.
Publikację Instytut Łukasiewicza współfinansowało Ministerstwo Sportu i Turystyki. Partnerem projektu jest Poczta Polska.
CZYTAJ TAKŻE: Bramkarz reprezentacji popisał się błyskotliwą ripostą na cięty komentarz kolegi po fachu
MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/469362-sportowcy-dla-niepodleglej-premiera-drugiej-czesci-ksiazki