- Nic mnie tu nie zaskoczy. Jestem bardzo dobrze przygotowany - zapewnił bardzo pewny siebie, zadowolony, ale i poobijany Marcin Lewandowski po awansie do finału mistrzostw świata w Ad-Dausze w biegu na 1500 m.
Na początek chciałbym poprosić, żebyście nie nazywali mnie profesorem. Żaden ze mnie profesor, wolę, żebyście kojarzyli mnie z Marcinem Lewandowskim, żołnierzem Wojska Polskiego, sportowcem, walczakiem
— powiedział na wstępie halowy mistrz Europy.
Lewandowski wygrał swój półfinał czasem 3.36,50. Nie miał takiego planu, ale skoro się udało, to dostał kolejną dawkę pewności siebie.
Wszystko ułożyło się jak chciałem. Na 1100 m był moment zawahania. Zrobiło się ciasno, byłem z tyłu, ale nie wiem czemu - byłem bardzo spokojny, pewny siebie
— przyznał.
Trenujący ze swoim bratem zawodnik ciągle podkreśla, że jest bardzo dobrze przygotowany. Zwrócił uwagę, że jest typem turniejowca i zapewnił, że w Ad-Dausze nic go nie zaskoczy.
Ani bieganie na 3.30, ani takie, gdzie będę musiał iść z końcówki. Jestem bardzo szybki i wytrzymały. I rozkręcam się z biegu na bieg. Plan wykonany na razie w 100 procentach
— zaznaczył.
To, że miał najlepszy czas półfinałów, nic dla niego nie znaczy.
Miałem wejść pewnie do finału, nie miało znaczenia z którego miejsca. Na pewno jednak czuję się dzięki temu pewniejszy, a rywale jeszcze bardziej się mnie boją. Widzą, że Lewandowski rozkręca się z biegu na bieg. Teraz regeneracja, współpraca z psychologiem, trenerem, wypoczynek. Łapiemy świeżość i biegamy
— skomentował.
W pierwszej kolejności halowy wicemistrz świata musi opatrzeć swoje rany. Miał zakrwawiony piszczel i mięsień dwugłowy.
To normalne. Tym się te biegi charakteryzują. Na moim ciele jest już wiele pozostałości sprzed lat. Każda blizna ma swoją historię
— powiedział.
Lewandowski zdaje sobie sprawę, że jest jednym z kandydatów do medalu.
Nazwisko moje znane jest w świecie, z czego bardzo się cieszę. Ale jestem już za stary i za bardzo doświadczony, żeby tym się podniecać. Jeśli los mi pozwoli i wrócę stąd z medalem, będę przeszczęśliwy. Jeśli nie, to dużo w moim życiu się nie zmieni
— podkreślił.
Najtrudniej mu jest zawsze zostawić w domu dwie córeczki. Mają cztery i sześć lat. Jak przyznał, jeszcze nie wiedzą, na czym polega jego praca, co jednak sprawia, że wyjazdy stają się trudniejsze.
Wiedzą już, że gdy tata się pakuje to znaczy, że wyjedzie na długo. Wtedy jest płacz. Gdy wrócę to pierwsze dni w domu wyglądają tak, że dzieci nie opuszczają mnie nawet na krok. A jak tylko wychodzę na pół godziny, to dziewczynki też już się boją i panikują. Bo gdy zamykam drzwi, to nie wiadomo, czy wrócę za chwilę, czy za miesiąc. To jest przykre, ale taki jest koszt tego wszystkiego. Taka była wspólna decyzja moja i żony. Pełne poświęcenie do igrzysk w Tokio i ten plan konsekwentnie realizujemy
— podkreślił.
Finał biegu na 1500 m zaplanowany jest na niedzielę. Tego dnia zakończą się mistrzostwa świata. Na razie Polacy zdobyli w Ad-Dausze cztery medale, w tym złoty Paweł Fajdek w rzucie młotem.
CZYTAJ TAKŻE: Piorunujacy finisz Lewandowskiego. Jest w finale z najlepszym rezultatem. A jeszcze 300 metrów przed metą był 10.
PAP, MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/466831-lewandowski-kojarzcie-mnie-z-zolnierzem-wojska-polskiego