Grzyb na ścianach, odór w pokojach, kartonowe hamburgery do jedzenia. Nie, to nie squat, a hotel, w którym mieszkają polscy lekkoatleci podczas mistrzostw świata w Ad-Dausze.
Pierwsi byli Norwegowie, którzy z mieszkania zrezygnowali. Później sprawę rozdmuchała sprinterka i siedmioboistka Dafne Schippers, która na instagramie porównała hotelowy katalog z rzeczywistością.
Równiez Polacy narzekają na to, co dzieje się w hotelu. W niektórych pokojach zamiast prysznica są wanny z zasłonką, która lepi się. Piotr Lisek dostał szafę, której… nie ma, bo za drzwiami jest tylko ściana.
Nie ma co ukrywać. Jest fatalnie. Hotel to tragedia. Grzyb, śmierdzi kanalizacją, na klatce schodowej wali papierosami, a na windę trzeba czekać po 10-15 minut. To chyba najgorszy hotel, w jakim byłem. Jedzenie jest słabe, karmią nas kartonowymi hamburgerami. Pogoda też jest kiepska i dobrze, że chociaż na stadionie wszystko gra
— opowiadał dziennikarzom „Przeglądu Sportowego” i sportowefakty.wp.pl polski kulomiot Konrad Bukowiecki.
CZYTAJ TAKŻE: Doktor Machowski dla wPolityce.pl: „Mistrzostwa świata w Katarze? To to samo co na Spitsbergenie”
przegladsportowy.pl, sportowefakty.wp.pl, MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/466813-fatalne-waruki-hotelowe-polskich-lekkoatletow