76. Tour de Pologne pozostanie w pamięci jako wyścig, w którym zginął 22-letni, utalentowany Belg Bjorg Lambrecht. W trwającej od 1928 roku historii imprezy był to pierwszy śmiertelny wypadek kolarza.
W poniedziałek na trzecim etapie z Chorzowa do Zabrza Lambrecht nagle zjechał z szosy i uderzył w betonowy przepust wodny. Nie doszło do kraksy. Jeden z kolarzy po prostu wypadł z trasy i wpadł do rowu. Był 48. kilometr etapu, droga szeroka i prosta, a peleton jechał powoli, mając przed sobą ucieczkę. Naoczni świadkowie twierdzili, że wypadek wyglądał niegroźnie.
Dyrektor sportowy reprezentacji Polski Andrzej Sypytkowski jechał wtedy za ucieczką.
Zapaliło się czerwone światełko, gdy radio wyścigu podało informację o wezwaniu śmigłowca ratunkowego i prowadzonej na miejscu akcji reanimacyjnej
— mówił srebrny medalista olimpijski z Seulu (1988).
Lekarz wyścigu Ryszard Wiśniewski miał przez chwilę kontakt z kolarzem, rozmawiał z nim, zmierzył poziom cukru we krwi. Wynik był zaskakująco niski – 40 mg/dL, przy dolnej normie 70 mg/dL. Lambrecht stracił przytomność w karetce pogotowania. Ponieważ nie reagował na urządzenie do pośredniego masażu serca, otwarto klatkę piersiową, żeby bezpośrednio masować serce. Nic nie pomogło. Młody Belg zmarł w szpitalu w Rybniku na stole operacyjnym. Autopsja wykazała, że przyczyną zgonu był uraz jamy brzusznej z masywnym krwotokiem wewnętrznym.
Jak poinformowały belgijskie media, pogrzeb odbędzie się w najbliższy wtorek w rodzinnej miejscowości Lambrechta – Knesselare.
Wiele wskazuje na to, że Belg mógł zasłabnąć i nie bronił się przed upadkiem, bo przy niewielkiej prędkości obrażenia okazały się katastrofalne.
To musiała być potężna siła. Urwana śledziona, strzaskana wątroba. On był drobnym kolarzem, niziutkim, szczupłym. Nie miał poduszki ochronnej w postaci tkanki tłuszczowej
— opowiadał dr Wiśniewski.
Tour de Pologne godnie uczcił pamięć młodego kolarza. Następnego dnia po tragedii odbył się niezwykły etap. Zawodnicy w milczeniu, ze łzami w oczach, przejechali bez ścigania z Jaworzna na przełęcz Kocierz. Na starcie, na mecie i na feralnym 48. kilometrze zatrzymali się, zdjęli kaski i oddali hołd Belgowi. Wspaniale zachowali się kibice.
Polacy pokazali, że są fantastycznym narodem. Flagi przystrojone kirem, serca namalowane na szosie, transparenty z numerem startowym 143 Lambrechta – to robiło ogromne wrażenie. Przejeżdżaliśmy przez jakieś miasteczko i wszystkie dzwony biły. Na cześć Belga, bo to nie była pora nabożeństwa. Kolarze płakali
— opowiadał dyrektor wyścigu Czesław Lang.
Do ścigania zawodnicy powrócili na piątym etapie, ale wyścig wyglądał już inaczej. Przebiegał w wyciszonej atmosferze. Tomasz Marczyński, starszy kolega zmarłego, ze ściśniętym gardłem mówił dziennikarzom, że drużyna jedzie dla Belga, a on sam walczy dla Niego o koszulkę najlepszego „górala”. Nie było o nią łatwo, bo ścigano się na serio. W czwartek zdobył ją, ale na ostatnim etapie wokół Bukowiny Tatrzańskiej nie zdołał obronić. Odebrał mu ją Niemiec Simon Geschke.
Triumfatorem wyścigu został Rosjanin Paweł Siwakow. Zwycięzcy dwóch ostatnich etapów pamiętali o Lambrechcie. W Kościelisku Duńczyk Jonas Vengegaard mijając linię mety podniósł palec do nieba. Ten sam gest wykonał w Bukowinie Tatrzańskiej samotnie finiszujący Słoweniec Matej Mohorič.
CZYTAJ TAKŻE: Po samotnym ataku etap wygrał Mohorič. Triumfatorem TdP Siwakow. Majka dopiero dziewiaty
PAP, MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/458652-polacy-pokazali-ze-sa-fantastycznym-narodem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.