Ostatnia nasza drużyna w kwalifikacjach o europejskie puchary w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Europy zremisowała z Atromitosem 0:0. W środę Legia zagra spotkanie rewanżowe w Atenach.
Piłkarze Legii mieli nie tylko bronić honoru Polski w rozgrywkach na międzynarodowej arenie, ale także bronić krytykowanego ostatnio trenera Aleksandara Vukovicia i… samych siebie, bo ich gra przypominała człapanie po boisku, była bez pomysłu i nieskuteczna.
„Aco” znów nie wystawił w pierwszym składzie Carlitosa, a jedynym zaskoczeniem w jedenastce było postawienie na lewej obronie Lusia Rochy.
Ostatnio kibice stołecznej drużyny nie mają powodów do radości. Bo ani dobrej gry, ani spektakularnych zwycięstw nie było. Po ostatnim meczu ze Śląskiem (0:0) wygwizdali swoich ulubieńców, a i w mało cenzuralnych słowach wyrażali swoje pragnienia odnośnie gry zespołu. Mimo to, pokazali, że są z druzyną na dobre i na złe.
„Nothing else matters”, czyli „nic innego się nie liczy”. Taki napis zagościł na oprawie przygotowanej przez kibiców Legii. Kto zna słowa utworu amerykańskiego zespołu heavymetalowego Metallica z 1991 roku, wie o co chodzi.
Miłość do Legii to jedno, a pieniądze, to drugie. Te są teraz niezwykle potrzebne prezesowi i włascicielowi Legii Dariuszowi Mioduskiemu, a te może uzyskać, gdy jego zespół awansuje do fazy grupowej Ligi Europy. Taki cel ma postawiony trener, drużyna ma obiecane premie i do tego dąży. Na razie to się, choć siermiężnie, ale to się udaje. Cel uświęca środki.
Dla Vukovicia najważniejsze jest zaryglowanie własnej bramki. Legioniści są jedynym zespołem występującym od początku w kwalifikacjach do Ligi Europy, który zachował czyste konto). W eliminacjach Legia zachowuje się jak dziewica, co to by i chciała i się boi. A, że piłkarze czwartej drużyny poprzedniego sezonu Superleague Ellada przyjechali nie stracić bramki, wykopywali piłkę licząc, że może coś się uda strzelić, to i warszawscy piłkarze mogli sobie w ataku pohulać. Akcje były dość jednostajne i statyczne, ale gdy zawodnicy „Aco” zaczynali grać z pierwszej piłki, groźnie robiło się pod bramką Balázsa Megyeriego.
Im było bliżej końca meczu, tym sytuacje Legii były coraz groźniejsze, bo Legia podejmowała większe ryzyko. Szans nie wykorzystał Aryvydas Novikovas (strzelił nawet w poprzeczkę). Sandro Kulenović miał dwie doskonałe okazje, ale za każdym razem piłka odskakiwała mu od nogi. Cierpliwość do niego stracił nawet sam trener i wprowadził na boisko Carlitosa. Hiszpan po chwili strzelił z rzutu wolnego w poprzeczkę, a przy następnym w środek bramki. Kolejnej szansy nie wykorzystał Luquinhas, a następnej dwa razy Novikovas. Wciąż nie udawało się legionistom pokonac świetnie dysponowanego Węgra.
0:0 to nie jest dobry wynik na własnym boisku, ale… nie jest taki zły. W Atenach wystarczy wygrać lub bramkowo zremisować i awnas do czwartej rundy będzie załatwiony.
Legia Warszawa - Atromitos Ateny 0:0
Legia: Majecki - Vešović, Lewczuk, Jędrzejczyk, Rocha - Antolić, Martins - Novikovas, Gwilia, Luquinhas - Kulenović (66’ Carlitos).
Atromitos: Megyeri - Natsos, Risvanis, Khila, Goutas Ż, Katranis - Charisis Ż (73. Ugrai), Umbides (61’ Farley), Madson Ż - Manoussos (84’ Joao Silva), Vellios Ż.
CZYTAJ TAKŻE: Vuković przed meczem Ligi Europy z Atromitosem: „Nie możemy się obawiać Greków
MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/458505-piaty-mecz-legii-bez-straconej-bramki-drugi-bez-zdobytej