Felieton ukazał się w 27. (345.) numerze tygodnika „Sieci” (2019 r.)
Tym, którzy interesują się tenisem, nie trzeba tłumaczyć. Według klasycznych zasad tego sportu, aby wygrać seta, trzeba było zdobyć więcej niż pięć gemów i mieć przewagę dwóch nad przeciwnikiem. A więc, choć wystarczał wynik 6:4, to zdarzało się, że zawodnicy walczyli np. aż do stanu 45:43.
W połowie lat 70. ub. wieku, gdy transmisje z meczów tenisowych stały się standardem, z tej klasycznej zasady zrezygnowano, bo telewizja nie mogła zaakceptować sytuacji, gdy mecze trwają w nieskończoność. Wprowadzono tie breaka – przy stanie 6:6 rozgrywa się ostatniego decydującego gema.
Tradycyjne zasady dłużej obowiązywały tylko na Wimbledonie. Tam zwycięzca wciąż musiał udowodnić przewagą dwóch gemów, że jest naprawdę lepszy. Jeszcze w turnieju z 2018 r. ostatni set półfinału singla mężczyzn zakończył się wynikiem 26:24, co do szału doprowadziło stacje transmitujące turniej.
No cóż, telewizja płaci, telewizja decyduje. Wimbledon sprzedał swoje zasady wraz z prawami do transmisji – od 2019 r. przy wyniku 12:12 rozgrywać się będzie tie breaka.
Co w takim razie zostało z tradycji turnieju, oprócz truskawek z bitą śmietaną popijanych szampanem? Piłki trochę większe od standardowych, żeby się lepiej odbijały na trawie. I białe stroje.
Bo Wimbledon to jedyny z ważnych turniejów, który wciąż wymaga, by zawodnicy występowali podczas meczów na biało. Tenis kiedyś zwany był białym sportem. Jeszcze jako dzieciak nawet na treningi zakładałem białe spodenki i koszulkę. Tak naprawdę nie chodzi jednak o kolor, lecz o swego rodzaju kulturę i elegancję.
Tenis był niegdyś sportem osób dobrze wychowanych i dystyngowanych – i do tego poziomu kultury musieli równać wszyscy zawodnicy, nawet jeśli pochodzili z niższych warstw społecznych.
Dobrze, że Wimbledon zachował choć te resztki tradycji, do jakich należą białe stroje. Dziś już wprawdzie niekoniecznie kolor oznacza prawdziwą elegancję, bo co innego przez to słowo rozumieją ubrany skromnie Rafael Nadal, Hiszpan z Majorki, a co innego epatująca nagim brzuchem i plecami Afroamerykanka Serena Williams.
Skądinąd ciekaw jestem, co by zrobili organizatorzy Wimbledonu, gdyby jakaś współczesna Martina Navrátilová weszła na kort w tęczowej koszulce. Ciekawe, czy starczyło by im odwagi, żeby ją stamtąd przegnać i przykładnie ukarać dyskwalifikacją.
Autor jest szefem portalu tygodnik.tvp.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/454967-dominik-zdort-dla-tygodnika-sieci-wielki-tenis