- Zawsze marzyłem, że jak już będę odchodził z Legii, to będzie jakieś fajne pożegnanie, pełny stadion, będę mógł wyjść z rodziną do kibiców, pomachać im. To najbardziej boli, że nie pozwolono mi godnie się pożegnać - mówi w rozmowie z dziennikarzami legia.net Miroslav Radović, który w ostatnich latach był jedną z ikon Legii.
„Rado” rozegrał w Legii 391 spotkań, w których strzelił 93 gole. Był kapitanem, ikoną. Nie jest pierwszym piłkarzem, od kiedy prezesem i właścicielem jest Dariusz Mioduski, któremu nie było dane godnie pożegnać się z warszawską publicznością.
Zawsze marzyłem, że gdy już będę odchodził z Legii, będzie jakieś fajne pożegnanie, pełny stadion, będę mógł wyjść z rodziną do kibiców, pomachać im. To najbardziej boli, że nie pozwolono mi godnie się pożegnać. Wiele osób chciałoby, abym przez swoje rozgoryczenie uderzył teraz w klub. O nie. To mój klub, to moje miasto. Tak, mam żal o to pożegnanie i zawsze to we mnie zostanie. Chciałbym podziękować kibicom, pracownikom, każdemu z kim miałem przyjemność współpracować. I to będzie zawsze bolało. Bo to, że Radović nie jest potrzebny jako zawodnik – nie ma problemu. To mój klub, tu wygrałem najwięcej, tu najwięcej dostałem, tu najwięcej dałem. Jedyne, czego chciałem, to po ludzku się pożegnać. Liczyłem na to. Tak się nie stało, żal zostanie do końca
— stwierdził jeden z najlepszych obcokrajowców w historii ekstraklasy.
„Bratko” w rozmowie z dziennikarzami legia.net wspominał czas spędzony przy ulicy Łazienkowskiej (2006-14 i 2016-19). Wszystkich miło wspomina oprócz trenera… Ricardo Sa Pinto.
Nigdy nie wyobrażałem sobie, że tak będzie wyglądał mój koniec w Legii. Obiecałem sobie, że zawsze będę wypowiadał się z klasą, ale muszę przyznać, że Ricardo Sa Pinto tej klasy nie miał. To nie atak z mojej strony, to fakt. Co przeżyłem przez ten czas, to wydaje mi się, że mało kto by to wytrzymał. Robiłem wszystko, aby nikt nie mógł mi czegokolwiek zarzucić, pracowałem, czekałem na szansę. Dziś mogę powiedzieć, że jestem pod tym względem czysty. Bardzo mnie boli, bo jedyne czego oczekiwałem, to odrobiny ludzkości ze strony trenera Sa Pinto. Normalnej rozmowy przede wszystkim. Uważam, że przychodząc do klubu, powinien porozmawiać z kapitanem jako z pierwszym z graczy. A ja w sumie rozmawiałem z nim dwa razy, za każdym razem nie dostałem odpowiedzi. Najpierw powiedział mi, że mam pracować, to dostanę szansę. Druga, i ostatnia, że wie, iż nie jest fair, ale nie może dać mi szansy. Jak możesz przyjść do klubu i nie porozmawiać z kapitanem zespołu. Podkreślał, że jesteśmy jedną wielką rodziną, ale to było tylko do mediów, żeby kibice usłyszeli. Przede wszystkim szacunek, którego on wymagał od wszystkich, sam nie okazywał go nikomu. On był ważniejszy niż klub, niż zawodnicy, niż cała reszta. Tak się nie da pracować. Książkę mógłbym napisać, jaką agonię przetrwałem, jak byłem traktowany. Nie chciałem niczego za zasługi, chciałem równego traktowania, a nie pierwszy raz w życiu byłem odsunięty nawet w czasie treningów, kiedy nie było miejsca dla mnie w czasie gierek treningowych. I to mu na pewno zawsze zapamiętam. Nie tylko ja, ale jeszcze parę osób, bo tak byliśmy traktowani
— dodał w rozmowie z dziennikarzami legia.net Serb z polskim i czarnogórskim paszportem.
CZYTAJ TAKŻE: Bramkarze Legii z nowymi kontraktami. Ale nie wszyscy… Jeden ma ważny, dwóch podpisało, a czwartemu kończy się 30 czerwca
legia.net, MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/452114-gwiezdzie-legii-nie-pozwolono-sie-pozegnac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.