„To jest to, co zawsze pragnąłeś robić. (…) Spełnienie Własnej Legendy jest jedyną powinnością człowieka (…) I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu” - pisał Paulo Coelho w „Alchemiku”. Włodzimierz Szaranowicz jest spełnioną legendą, legendą dziennikarstwa sportowego. W 70. urodziny postanowił rozstać się z kamerą i mikrofonem. - Jeśli słowo odchodzi to muszę odejść i ja – powiedział w wywiadzie udzielonym Jerzemu Chromikowi na sport.tvp.pl. „Halo Włodku! Benefis Włodzimierza Szaranowicza” wyemitowany zostanie w Lany Poniedziałek o godz. 17.30 na antenie TVP1.
Szaranowicz żegna się z pracą dziennikarską ze względu na chorobę. Gdyby nie ona, pewnie dalej czarowałby nas piękną polszczyzną, fantastycznym głosem, świetną znajomością sportu i ciekawymi przemyśleniami oraz spostrzeżeniami.
W telewizji tak długo żyjesz, dopóki się w niej pokazujesz. Schodzisz z ekranu i kończy się twoja kariera. Musisz się pożegnać z tym co było. Tego już nie będzie, nieodwołalnie, trzeba to przyjąć po prostu jako pewnik, nie próbować się oszukiwać, że jeszcze kogoś zaskoczysz, oślepisz swoim nadmiernym blaskiem. Światła gasną i koniec spektaklu
— przyznał Chromikowi.
W rozmowie z Chromikiem komentator przyznał, że od 2015 roku jego stan zdrowia zaczął się pogarszać.
Dziwnie ostatnio się czuję. Od dwóch lat. Nagle zacząłem wolniej kojarzyć, nie znosiłem stresu, uciekałem przed nim. To się nie łączyło z życiem dziennikarskim, które mnie regenerowało, tylko z tym życiem dyrektorskim
— wyznał Chromikowi.
Nie zdradził, o jaką chorobę chodzi. Można się tylko domyśleć, bo sięgnął po książkę „Poradnik dla osób z chorobą Parkinsona”.
Pierwszą reakcją było przeczytanie takiego podręcznika, który wydał Kuba Sienkiewicz. On jest lekarzem neurologiem, oprócz tego, że jest znakomitym piosenkarzem i poetą. Teraz nie chcę wiedzieć, jak się to będzie rozwijało
— powiedział Chromikowi.
Mimo to, jego odejście z telewizji było niespodziewane.
Po 43 latach pracy trzeba się zachować racjonalnie. Nie ma co przeciągać i pozostać w pamięci widzów nieco gorszym, niż mogło się być i było. Więc to jest decyzja ze wszech miar przemyślana i nieodwołalna
— zapewnił „Szaran” dziennikarza „Super Expressu”.
Każdy początkujący dziennikarz ma swoich idoli. Rozpoczynając pracę w telewizji 26 lat temu marzyłem, by komentować mecze piłkarskie. Chciałem rozbudzać emocje jak Jan Ciszewski, mieć siłę oraz zdrowie jak Maciej Biega, głos Dariusza Szpakowskiego, a także posługiwać się elokwencją i językiem polskim jak Włodzimierz Szaranowicz. A w tej kwestii „Szaran” jest mistrzem. Posługuje się językiem polskim na bardzo wysokim poziomie. Zasób słownictwa, składnia, skojarzenia pozwoliły mu zaskarbić sobie sympatię odbiorców, najpierw radiowych, a później telewizyjnych. Dla dzisiejszych dziennikarzy jest wzorem, żywą legendą, mistrzem, a dla polskich kibiców jednym z najlepszych w historii komentatorów sportowych.
Włodek to legenda. Jak są legendy w skokach, sporcie tak on jest legendą w komentowaniu. Chpeau bas, tyle mogę zrobić. Towarzyszył mi od samego początku, pamiętam wszystko, choć może czasem przez mgłę. Pamiętam moje ostatnie momenty kariery sportowej, jego łzy w oczach i załamanie głosu. Później oglądając to, sam płakałem
— zdradził na antenie TVP Sport były nasz świetny skoczek narciarski, a obecnie dyrektor-koordynator od skoków i kombinacji narciarskiej w Polskim Związku Narciarskim Adam Małysz.
„Na górze jest już Adam Małysz. Oczekiwanie wielkie. Królu Holmenkollen! Przypomnij sobie najlepsze loty! Te fantastyczne pięć zwycięstw. Cztery zwycięstwa na mistrzostwach świata! Adam Małysz! Po medal! Po radość dla Polaków dzisiaj wszystkich! Daleko, jest pięknie, jest medal! Już nie będzie Adama Małysza na następnych mistrzostwach świata. Pożegnanie Adama Małysza z mistrzostwami świata… Sześć medali: cztery złote, jeden srebrny, jeden brązowy, tu zdobyty jeszcze. Kilkanaście lat startów. Fenomen sportowy. Powtarzalność sukcesów przez lata, przez dekadę, a przecież pierwsze zwycięstwo w Holmenkollen odniósł tu, na tej skoczni jako 18-latek i było to przecież 15 lat temu. Coś niewiarygodnego! Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli, żeby właśnie oglądać tę rywalizację. Fenomen socjologiczny! Ileż rzeczy można było mu przypisać podczas tej kariery? Że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów. Że jest człowiekiem rzetelnym, solidnym, posłańcem wielkich wiadomości, wielkiej nadziei. Zaczynał jako idol kryzysowy, który miał nas prowadzić jako ambasador wspaniałego skoku cywilizacyjnego do Europy. Fenomen społeczny. Przecież my, dzięki tym transmisjom, żyliśmy życiem zastępczym. Był powodem ogromnej zbiorowej radości. Dał nam wiele. Bardzo wiele… Mam nadzieję, że z tych młodych chłopaków, którzy dzisiaj mają aspiracje, którzy oglądali Adama na całym świecie, jak mistrz świata Gregor Schlierenzauer, który powiedział, że Adam go natchnął. Że uwierzą, że nie zmarnujemy tego fenomenu, jaki się stworzył przy oglądaniu skoków. Tego fenomenu popularności - 14,5 miliona, rekordowa telewizyjna widownia, kiedy zdobywał srebrny medal w Salt Lake City. 13 przeszło milionów - Puchar Świata w Zakopanem. To jego ostatnie zwycięstwo i ta wielka radość nas, ludzi, którzy go oglądaliśmy. Państwo przed ekranami krzycząc, skacząc… Ja także krzycząc, skacząc… Po prostu… Było pięknie i coś się niewątpliwie zamknęło, ale miejmy nadzieję, że w sporcie będzie jakaś próba kontynuacji. „Małyszomanii” już nie będzie nigdy. Natomiast ważne, żeby były sukcesy sportowe i żeby coś po Adamie trwałego, bardzo trwałego, zostało. Dziękujemy Ci bardzo, Adam! Dziękuję Państwu. Do usłyszenia” - tak Szaranowicz pięknie podsumował karierę Adama Małysza łamiącym i wzruszonym głosem.
Szaranowicz potrafił wyciskać łzy kibicom przed telewizorem. Nie raz, nie dwa, ale zawsze, gdy polscy sportowcy zdobywali medale. Tak było chociażby w Pjongczangu, gdy Kamil Stoch zdobywał trzecie w karierze mistrzostwo olimpijskie.
„Trzeba skoczyć rzeczywiście tak daleko. 139, 140. Wstajemy, bo zaczyna się tu robić nerwowo. Siedzi spokojnie na ławce. On nie raz wygrywał już takie końcówki. To jest mistrz, to jest doświadczony zawodnik. Teraz popatrzmy, co się będzie działo. A więc w powietrze. Ładnie wyszedł. Leć daleko. Góra, góra, góra. I jest. Medal jest. Teraz wszystko się będzie ważyć. Czy jest złoto. Wellinger czeka ile było. Pół metra zabrakło. Może nie zabraknie. Uff. Metra chyba zabrakło. Niczego nie zabrakło, bo jest medal. Po prostu to się wszystko za chwilę wyjaśni. Srebro czy złoto. To jest niby taka niewielka różnica, ale jakże istotna. Dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi. Czy Wellinger, czy trzeci tytuł dla Stocha? Co? Jest, jest, jest! Proszę państwa, zwariować można, jakie to jest piękne. A więc mamy trzeci tytuł, proszę państwa, trzeci tytuł mistrza olimpijskiego (płacząc). Wygrał o ile? O 3,4. Ahaha. Ależ jest teraz dumny, ależ jest teraz piękny, wyniosły, godny. Tak właśnie walczył, w piękny sposób. Brawo Stefan, dzięki za wszystko. Wspaniały trenerze, wspaniały człowieku mobilizowałeś tą świetną grupę młodych Polaków do walki, wielkiej walki o tytuły. I teraz Kamil Stoch został mistrzem olimpijskim po raz trzeci.” - opowiadał płacząc.
Kibice byli zauroczeni komentarzem. Na forach internetowych oddawali mu hołd.
„Pan Szaranowicz legenda - jak dla mnie najlepszy polski komentator w historii. I to wzruszenie, którego nie krył, zresztą już nie pierwszy raz. Ile to razy człowiek zasiadał na kanapie przed swoim telewizorem i słuchając komentarza pana Włodzimierza przeżywał najpiękniejsze chwile czy to w skokach czy w lekkiej atletyce”.
„On nie udaje. Jego zachowanie jest tak autentyczne, a radość tak namacalna, że udziela się wszystkim wokół”.
„Widać pasję, zaangażowanie, emocje, wzruszenie i to, ze komentator czuje wielką miłość do skoków!”.
„Ostatnio Szaranowicz płakał i złamał głos, gdy żegnał transmisją Małysza, jedne z piękniejszych słów. Teraz znowu. To dużo mówi. Wspaniały komentator. To głównie on towarzyszył i towarzyszy nadal pięknym karierom Adama, Kamila i również naszej cudownej drużyny. Włodek też miałby złoto, gdyby dla komentatorów były medale.”.
Komentował chyba wszystkie dyscypliny, bo jako absolwent warszawskiej AWF miał bardzo szeroką wiedzę o sporcie. Sam był koszykarzem, uzyskał nawet dyplom trenera drugiej klasy. Na AWF był spikerem na meczach koszykówki, siatkówki i piłki ręcznej. Sportową karierę zakończył w wyniku wypadku podczas jazdy na nartach. Lekarze chcieli mu amputować nogę. Goiła się trzy lata. Zrost zaczął następować dopiero po spadnięciu ze schodów i ponownym złamaniu. Później często doznawał kolejnych kontuzji, a do wyczynowego sportu nigdy nie powrócił.
Sport to było całe moje życie, miałem większą wiedzę od ludzi, którzy nie uprawiali sportu. byłem na iluś tam obozach sportowych, grałem w koszykówkę na zapleczu pierwszej ligi, jestem po studiach specjalistycznych, które w tamtym czasie miały znakomitych nauczycieli. Akurat trafiłem na ten najlepszy okres Akademii Wychowania Fizycznego. To jest na pewno moją przewagą, której nigdy nie eksponowałem. To jest kwestia na przykład oglądania dowolnego sportu i wyczucia, który moment był kluczowy dla przebiegu widowiska
— zdradza Chromikowi.
Planował rozpocząć karierę naukową i szerzyć wiedzę o historii sportu. Zamiast tego dwukrotnie wyjeżdżał do Szwecji, a także do Anglii. Pracował jako sprzedawca obrazków, sprzątacz w parku zabaw i barman. Ale został komentatorem sportowym. I bardzo dobrze…
W 1976 razem z Dariuszem Szpakowskim i Henrykiem Urbasiem został przyjęty na etat w Polskim Radiu, gdzie pracowała już jego matka. Ich nauczycielami byli: Bohdan Tomaszewski i Bogdan Tuszyński, wymowy uczył ich Gustaw Holoubek.
Gdy odeszli Tomaszewski i Tuszyński, uznaliśmy z Darkiem, że pewna era się kończy. Telewizja wydawała nam się fajniejszą zabawą, ciekawszą i dającą większą popularność. Byliśmy młodzi i był to dla nas powab
— wspomina Szaranowicz w wywiadzie udzielonym Michałowi Fabisiakowi w portalu „Moja Figura”.
I tak zaczęła się wielka przygoda Włodka z telewizją. Był uwielbiany przez kibiców, szanowany przez kolegów po fachu. Wiedział też, kiedy zejść ze sceny. Pewnie jeszcze długo by komentował swoją ukochaną lekkoatletykę, dawał wiele radości podczas transmisji skoków narciarskich i innych dyscyplin, ale choroba kazała mu powiedzieć: pas. Zapamiętam Włodka jako wielkiego profesjonalistę, świetnego komentatora, sympatycznego człowieka oraz… jego mruganie oczami podczas rozmów.
Najbliższe plany? Chciałbym jeszcze te moje ostatnie lata przeżyć szczęśliwie, w rodzinnym gronie – powiedział Szaranowicz.
Cały Włodek.
Wpadki Szaranowicza
Każdy komentator, nawet najlepszy, miał wpadki na antenie. Włodzimierz Szaranowicz też ich się nie ustrzegł.
„Dwa razy bardzo dobrze obudził się Tomczyk.”
„A potem Belgowie, nie wiem, gdzieś się chyba zadowolili.”
„Biały gołąbek Pabla Picassa na państwa ekranach.”
„Boris Becker ze względów podatkowych postanowił wyjechać do USA, w czym poparła go jego ciemna żona.”
„Bramkarz Primorje nic nie wiedział o nowym systemie kredytowania u nas, a puścił bramkę na raty.”
„Ciekawe, co w Montpellier, bo zdaje się, że tam dzisiaj jakieś zamachy bombowe zapowiadali. Tak się składa, że gdy odbywają się mistrzostwa świata, to zawsze temu towarzyszą jakieś dodatkowe atrakcje.”
„Crouch wygląda na paralityka, ale podobno sporo ćwiczy.”
„Dość mocno mu przywalił, ale to są na razie pieszczoty.”
„Jęk zawodu na trybunach, zupełnie jakby torreador nie trafił w byka.”
„Makijaż ma przykryć tremę albo inne jeszcze problemy kobiecej urody…”
„Poprzedni rekord miał 17-letnią brodę.”
„Prawie z samych nóg składa się ta zawodniczka.”
„To nie te czasy, kiedy okiem trenera można powiedzieć…”
„Zawodnik ten jednak zaczął spadać w sposób balistyczny.”
Tak Szaranowicza żegnali dziennikarze po igrzyskach w Pjonczangu.
Igrzyska olimpijskie w Pjongczangu były dla Szaranowicza ostatnimi. Komentator ogłosił swą decyzję po drużynowym konkursie skoków. Olimpijską przygodę z mikrofonem rozpoczął w Moskwie w 1980 roku. Relacjonował 19 turniejów igrzysk (dziewięć letnich i 10 zimowych).
To były moje dziesiąte zimowe igrzyska olimpijskie i po nich przyszedł czas pożegnania. Mam już następcę, który będzie niósł to wszystko na swoich barkach, wszystko, co było udziałem starszej generacji dziennikarskiej. Dziękuję
— powiedział w ostatnim komentarzu z igrzysk legendarny komentator.
A tak wówczas żegnali go dziennikarze:
„Nigdy nie będzie takiego lata” - śpiewały Świetliki. A ja dodam, że już nigdy nie będzie takiej zimy. „Szaran” pożegnał zimowe igrzyska i już czuć pustkę. Odchodzi legenda, wielka osobowość dziennikarstwa sportowego - Jacek Kurowski (TVP).
„Jakoś dziwnie będą wyglądały igrzyska za cztery lata bez Szaranowicza. Dla mnie to głos skoków narciarskich, wielka postać naszego sportu i, a może przede wszystkim, człowiek z wielką klasą - Kamil Wolnicki „Przegląd Sportowy”.
„Najbardziej wzruszający moment dzisiejszego dnia igrzysk, to pożegnanie Włodzimierza Szaranowicza. Panie Włodku, dzięki za wszystkie niezapomniane chwile, za wielkie emocje, wspólne radości i smutki. Robota na medal. Złoty medal – Andrzej Twarowski „Canal+”.
Najciekawsze wypowiedzi Szaranowicza
-
Gina Lollobrigida była dla mnie kobietą absolutnie piękną i doskonałą. Wydawało mi się, że nie ma piękniejszej kobiety i na tym zamknąłbym swoje stare wspomnienia… - odpowiedź na pytanie o ideał kobiety (gala.pl).
-
Wpadek nie rejestruję. Nie uprawiam tego zawodu dla wpadek. Inni rejestrują je na pewno bardzo uważnie, więc ja już na szczęście nie muszę się tym zajmować – aktywni.pl.
-
Z pochodzenia jestem Czarnogórcem, więc mógłbym sympatyzować z drużyną Serbii, ale już jako dzieciak kibicowałem Hiszpanom. Pewnie z sympatii do wielkiego Realu Madryt z Alfredo di Stefano w składzie - odpowiedź na pytanie, komu będzie kibicował podczas mistrzostw świata w RPA 2010 (Metro).
CZYTAJ TAKŻE: Włodzimierz Szaranowicz przechodzi na emeryturę. Jego decyzja ma związek z chorobą
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/443528-szaranowicz-jesli-slowo-odchodzi-to-musze-odejsc-i-ja