Tak się fajnie składa w 2019 roku, że Wielkanoc wypada w okolicach 15. rocznicy słynnej walki Andrzeja Gołoty z Chrisem Byrdem. Obrazoburcze porównanie? A skąd! Historia najwybitniejszego polskiego pięściarza wagi ciężkiej, pełna wzlotów i upadków, pokazuje, że każdy przeżywa swoje własne wielkie piątki i zmartwychwstania. Tak jak Andrew.
Po wielu perypetiach ,17 kwietnia 2004 roku, „ostatnia nadzieja białych” stanęła nieoczekiwanie przed drugą szansą zdobycia mistrzostwa świata w wadze ciężkiej. Na drodze do pasa federacji IBF stał jednak dotychczasowy czempion Chris Byrd. W opinii wielu ekspertów Gołota poradził sobie i z tą przeszkodą, ale nieubłagany werdykt sędziów wskazał na remis. Tak czy inaczej Andrew znów zagościł w sercach Polaków jako „nasz Andrzej”. W zapomnienie poszła przerwana walka z Tysonem i wcześniejsze lanie od Lewisa.
Dziś Gołota znów jest rozpoznawalną postacią, również dla przedstawicieli młodego pokolenia, które nie miało okazji emocjonować się jego ringowymi wyczynami. Swoje zrobił niewątpliwie udział w popularnym reality show „Agent: Gwiazdy”, ale jeszcze przed emisją programu, Andrew wciąż pozostawał żywy w pamięci Polaków, mimo ostatecznego odwieszenia rękawic na kołku. Miałem okazję przekonać się o tym w listopadzie 2018 roku, gdy towarzyszyłem Gołocie podczas jego pobytu w Krotoszynie. Brązowy medalista olimpijski z Seulu przybył tam na zaproszenie grupy patriotycznych zapaleńców skupionych wokół tygodnika „Życie Krotoszyna”. Lokalni patrioci nie dość, że stworzyli Klub Bokserski im. Andrzeja Gołoty, to jeszcze tak zręcznie potrafili zorganizować wizytę pięściarskiej legendy, tak by łączyła się ze stuleciem odzyskania niepodległości. W końcu mieszkańcy Wielkopolski wiedzą, co to zmysł praktyczny. A że przybył sportowy idol, to i wizyta nie mogła obyć się bez atrakcji. Spotkanie z uczniami SP nr 1, odwiedziny muzeum i pracowni ceramicznej w pobliskich Zdunach… Andrew nie mógł narzekać na brak atrakcji.
Miałem jednak wrażenie, że sam nie traktował sympatycznej skądinąd wycieczki jako bokserskiego benefisu. Sprawiał wrażenie człowieka znudzonego przypominaniem tych samych walk. Wyjątek zrobił dla dzieciaków z krotoszyńskiej podstawówki – tu jeszcze raz wrócił do zdobycia „dwóch mniejszych pasów” (mistrza Ameryki Łacińskie i mistrza Ameryki Północnej IBF – przyp. red.) i nieudanych prób sięgnięcia po te „większe”. Później wytrwale rozdawał autografy, czekał na każdego malucha, który odważył podejść się z karteczką i nieśmiało poprosić o podpis dawnego gladiatora zza oceanu.
Warto pamiętać, że w ostatnim czasie Andrew przypomniał o sobie za sprawą innego starcia, już nie w ringu, ale w sali sądowej. Pięściarz wygrał proces ze świadkiem koronnym Jarosławem S. vel Ł. „Masą”, który oskarżył go o ustawienie walki z Michaelem Grantem. To był nokaut. Sam Gołota nie postrzega tego zwycięstwa w kategoriach triumfu.
Nie traktowałbym tego jako kolejnej walki. To gość, który nie jest wart mojej uwagi. Dlatego nie przeceniałbym tego pojedynku
— podkreśla w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Trudno jednak nie odmówić sobie odrobiny satysfakcji. Masa, jeszcze do niedawna pozujący na autorytet i wyrocznię w sprawach kryminalnych, publicznie opluł jedną z gwiazd rodzimego sportu. Wielu uwierzyło. Teraz to Andrew cieszy się życiem, spotyka się z powszechnymi gestami sympatii, podczas gdy bandzior ogląda świat zza krat. Nawet niedawni apologeci przedstawiają go dziś jako kłamcę, który nie porzucił przestępczej ścieżki.
Śmieszne jest tylko to, że przed sądem i w mediach lansował się na takiego praworządnego obywatela, a wszystko okazało się lipą
— przyznaje były pięściarz.
Zanim jednak okazało się lipą, Gołota musiał mierzyć się z oskarżeniami o ustawienie walki. Skoro „wiarygodny świadek koronny” tak powiedział, wielu uwierzyło. A skoro wypowiedź stała się faktem medialnym, to i złaknione news media podchwyciły wątek.
Jego wypociny nie robiły na mnie wrażenia, ale w środowisku odbiło się to jakimś echem. Pewnie byli kibice, którzy mogli poczuć się zdezorientowani. Sytuację przeżyła również moja żona. Ale kobiety chyba mocniej odczuwają takie sprawy…
— podkreśla Gołota.
Ostatecznie zeznania dziennikarza sportowego Andrzeja Kostyry czy byłego ochroniarza Andrzeja Kolikowskiego ps. Pershing rozbiły w pył historie sprzedawane przez Masę jako mafijne prawdy objawione.
Andrzej Kostyra czy Andrzej F., ps. Florek powiedzieli po prostu jak było
— przypomina Andrew.
Chciałbym już ostatecznie zamknąć ten temat i do niego nie wracać. Masa nie jest osobą, którą powinniśmy sobie zaprzątać głowy
— mówi ze spokojem Gołota.
Dziś nie musi się tym przejmować. Powody do stresu ma Jarosław S. Na własne życzenie. Gołocie pozostaje radość z życia i życzliwa pamięć kibiców. Nawet po najczarniejszej nocy przychodzi dzień. Największe chrześcijańskie święto - Wielkanoc właśnie o tym przypomina. Zawsze można odzyskać sympatię kibiców, naruszoną reputację, miejsce w szeregu. Z Gołoty można żartować, kręcić z niesmakiem na jego sportowe porażki, ale nikt nie odbierze mu faktu bycia w pięściarskiej elicie w momencie, gdy waga ciężka przeżywała swój renesans. Andrew to ikona. Sam Mike Tyson powiedział, że Gołota jest „dwukrotnym niekoronowanym mistrzem świata”. A czy z Żelaznym Mike’iem się dyskutuje?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/443208-golota-dla-wpolitycepl-masa-wszystko-okazalo-sie-lipa