Ostatni wyścig Formuły 1 w Bahrajnie przyniósł tak wiele emocji i zwrotów akcji, że wydarzenia z toru można by nawet unieść do jakieś metafory. Sytuacja wyglądała tak…
Młodziutki debiutant w Ferrari, Charles Leclerc, najpierw nie dał szans starym mistrzom w piątkowych i sobotnich treningach, a następnie wygrał sobotnie kwalifikacje, uzyskując pole position. Gdy w niedzielne popołudnie kibice zasiedli przed telewizorami na całym świecie, uwaga była skupiona na tym młodziaku: startuje z pierwszego miejsca, czy da radę je utrzymać i pobić starszych, doświadczonych kierowców, w tym broniącego tytułu Hamiltona jadącego w mercedesie? Leclerc najpierw stracił pozycję, a potem szybko ją odzyskał. W brawurowy sposób wyprzedził nawet kolegę z zespołu, Sebastiana Vettela, i był znowu pierwszy. Miał coraz większą przewagę nad goniącymi go bolidami. I na prawie 10 okrążeń przed końcem dzieje się dramat. W jego ferrari pada system odzyskiwania energii. Samochód traci 20 proc. mocy. To skazuje kierowcę na porażkę ze ścigającymi „wilkami”. Głos mu się łamie w trakcie komunikacji z ekipą techniczną, ma łzy w oczach, mówi: „Boże! To niemożliwe!”. Nie ma szans. Najpierw wyprzedza go Hamilton. Potem Bottas. Obaj z Mercedesa. Młody Leclerc pyta przez radio swój team: „Dopadnie mnie Verstappen?”. I wtedy… ekipa techniczna kłamie. Pada komunikat :„Nie, dasz radę!”. Ale komentatorzy i wszyscy ludzie na świecie liczą szybko, kilka okrążeń, po pięć sekund nadrabiania przez Verstappena na każde… Nie, nie ma szans. Kłamstwo służy temu, by młodemu kierowcy nie padło morale, by chłopak myślał, że obroni chociaż podium, będzie miał trzecie miejsce. I cały świat wie, że on nie da rady. Poza nim samym. Ludzie płaczą na widowni, przed telewizorami. Zostają ostatnie dwa, trzy okrążenia. I… dzieje się cud! Nagle w obu autach Renault padają silniki. Jedno z nich zatrzymuje się na torze. Wyjeżdża samochód bezpieczeństwa. Zgodnie z przepisami nie wolno już wyprzedzać. Leclerc dowozi trzecie miejsce…
Ten iście szekspirowski dramat sportowy może stanowić dobrą nauczkę. Także dla polityków. Nie ma pewnych zwycięstw. Ani pewnych porażek. Walka trwa zawsze do końca.
Felieton opublikowany w tygodniku „Sieci” nr 14/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/442528-cud-w-bahrajnie-iscie-szekspirowski-dramat-sportowy