Wolę się męczyć i w męczarniach umrzeć niż odebrać sobie życie
— mówi dziennikarce „Wprost” polski zawodnik mieszanych sztuk walki pochodzenia czeczeńskiego, międzynarodowy mistrz KSW w wadze półciężkiej z 2009 roku oraz w wadze średniej z 2015 roku Mamed Chalidow, który ze względu na depresję w grudniu po przegranej walce podczas KSW 46 zakończył karierę.
Chalidow był najlepszym wojownikiem polskiej federacji KSW. Był lubiany, ale do czasu. Legendarny zawodnik MMA stracił sympatię Polaków po gali KSW 35, na której przed walką z Azizem Karaoglu rozbrzmiewała pieśń wojowników ISIS. Na filmie widać, gdy jeszcze w szatni Chalidow nuci hymn Al-Kalidy. I choć wyparł się tego, uznając, że film został zmanipulowany, podczas gali KSW 39 na Stadionie Narodowym, został wygwizdany.
Okazuje się, że Czeczen z polskim paszportem od czterech lat cierpi na depresję.
Przyjmuję leki, ale one tylko pomagają w dochodzeniu do siebie. Oprócz nich cały czas trzeba robić porządek z głową. Przez lata zdawałem sobie sprawę, że mam nerwicę. Raz na pół roku, raz na rok miałem ataki paniki. Po pół godziny przechodziło. Dopiero w 2015 roku, gdy doznałem kontuzji kręgosłupa i musiałem się poddać operacji, poczułem, jak zagrożona jest moja kariera. Widmo końca kariery okazało się ogromnym obciążeniem psychicznym. Zbyt dużym. I tak zostało. Z dnia na dzień coś się przełączyło i świat zmienił oblicze. Zastanawiałem się, jak to jest możliwe, że mnie, twardziela, coś takiego spotkało. Myślałem, że dam sobie radę sam. Ale w końcu poszedłem do lekarza. Niektórzy się dziwili. Bo jak facet, który wchodzi do klatki i się bije, może mieć depresję
— zdradza dziennikarce „Wprost” Chalidow.
Mistrz KSW nie łączy depresji z uprawianiem sportu.
Przyczyny były inne. W stresie żyłem przez wiele lat. Najpierw dzieciństwo i wojna w Czeczenii, później zostawienie tam rodziny i przyjazd do Polski. Choć skończyłem studia musiałem zmienić nastawienie. Później doszły sporty walki. Ten cały stres i strach. Po operacji wszystko się we mnie złamało. Choroba miała wpływ na decyzję o zakończeniu kariery, bo od czasu do czasu problemy wracają. Trzy, cztery godziny przed ostatnią walką znów „to” zaczęło mi wchodzić do głowy. Mogłem z siebie dać 50 procent. Póki nie dojdę całkowicie do siebie, nie będę walczył. Nie mogę ryzykować
— zapewnia w rozmowie z dziennikarką „Wprost” Mamed.
Chalidow nie myślał o odebraniu sobie życia, nie miał prób samobójczych. Religia mu na to nie pozwala.
Jestem muzułmaninem i dla mnie samobójstwo to prosta droga do potępienia. Nie myślałem o tym, żeby coś sobie zrobić, właśnie z powodów religijnych. Wolę się męczyć i w męczarniach umrzeć niż odebrać sobie życie. Ale brak chęci do życia jest normalny w tym stanie. Takie myślenie o beznadziei. O tym, że wolałbym by mnie nie było, skoro moje życie ma już tylko tak wyglądać
— kończy Chalidow.
CZYTAJ TAKŻE: Polska wojowniczka MMA: „Bóg, wiara, rodzina to filary w moim życiu”. Trenuje w USA, ale godnie reprezentuje Polskę
Wprost, MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/431454-chalidow-wole-w-meczarniach-umrzec-niz-odebrac-sobie-zycie