Gdy gra lider z wiceliderem ekstraklasy, wszyscy spodziewają się świetnego meczu, okraszonego sytuacjami podbramkowymi i golami. Niestety, w Gdańsku, zamiast hitu był kit. Lechia i Legia zagrały tak, że lepiej było przełączyć na dziecięcy kanał i obejrzeć kolejny raz przygody „Tomka i przyjaciół”. Tam przynajmniej lokomotywy szybko jeżdżą i są zaangażowane w swoją pracę. Trzy strzały celne w całym meczu dopełniają smutnego obrazu. Najgorsze w tym wszystkim, że obaj trenerzy są po rywalizacji zadowoleni. Tylko niech się później nie dziwią, że kibice nie chcą przychodzić na ligowe stadiony…
Zabrakło bramek, ale dla mnie, jako trenera, był to bardzo wartościowy mecz i bardzo wartościowy punkt, bo osiągnięty w kontrolowany sposób. Po to trenujemy, żeby pokazywać taką dyscyplinę na boisku. Takiego spotkania spodziewałem się po moim zespole. Patrzę oczami trenera, a nie kibica
— stwierdził szkoleniowiec Lechii Piotr Stokowiec.
Panie Piotrze. Przed meczem mieliście (i po nim) pięć punktów przewagi. Wychodząc na boisko przed spotkaniem widział Pan, że stadion mający pojemność 43 615 widzów, nie wypełnił się nawet w połowie. Czy nie można było zagrać dla tych niespełna 21 tys. kibiców z werwą, z jajami, tylko urządzać sobie partię szachów? Dla Pana i drużyny, to żadne ryzyko. I tak mielibyście przewagę nad Legią. A może udałoby się ją powiększyć do ośmiu punktów? A tak zagrał Pan dla siebie, nie dla kibiców. Niespełna pół stadionu na hicie jesieni?! Po takim meczu ilu z nich przyjdzie na spotkanie z Górnikiem 22 grudnia?
Remis uważam za sprawiedliwy wynik
— powiedział zadowolony trener Legii Warszawa Ricardo Sa Pinto.
Skoro oba nie zaciekawiły widzów niczym, to może wynik jest sprawiedliwy. Ale bardziej sprawiedliwe byłoby odebranie punktu jednym i drugim. To był wstyd, a nie mecz.
CZYTAJ WIĘCEJ: Miał być hit, a był kit. Emocje jak na grzybach. W Gdańsku bez bramek
MACRO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/424914-stokowiec-zadowolony-po-hicie-kicie-widzowie-niestety-nie