- Irenka publicznie wypowiadała się, że dla niej największą przyjemnością było to, że zdobywała medale z orzełkiem na piersi - wspomina Irenę Szewińską Leszek Fidusiewicz, który jest znanym i cenionym fotoreporterem i fotografikiem, uważanym za najlepszego polskiego fotografa sportu. Wraz z Januszem Szewińskim wydali album poświęcony zmarłej Irenie Szewińskiej. „Fidus” nie tylko czaruje głębią swoich zdjęć, ale jest także przyjacielem domu państwa Szewińskich. Świętej Pamięci Irenę i jej małżonka Janusza zna jeszcze z czasów, kiedy nazwiska naszej najlepszej lekkoatletki nie znał nikt. - Byłem chyba jedyną osobą, która mogła do nich przyjechać bez zapowiedzi. Miałem nawet u nich swój pokój - opowiada w specjalnej rozmowie dla portalu wPolityce.pl Fidusiewicz, który przedstawia nieznane fakty z życia wielkiej polskiej sportsmenki, która odeszła w tym roku.
O poznaniu Irenki
Od dziecka przyjaźniłem się z Januszem Szewińskim, z którym wspólnie trenowaliśmy. Okazało się, że ma takie same zainteresowania, oprócz sportu, jak ja, czyli fotografia. W związku z tym, że był bogaty z domu, miał dwa razy droższy aparat od mojego. W 1961 roku, na otwarcie sezonu lekkoatletycznego na stadionie Gwardii, gruchnęła wieść, że pojawi się tam niezwykły talent lekkoatletyczny, który może zadziwić świat. Miała biegać na 60 metrów. Umówiliśmy się, że w związku z tym, że Janusz miał lepszy aparat, będzie fotografował na mecie, ja po. I wchodzi w dołki to objawienie, bo wówczas nie było bloków startowych, tylko wygrzebywało się je kolcem. Patrzymy, czarnulka, chudzina, która mogłaby się schować za oszczep. Patrzymy po sobie z Januszem: to ma być to objawienie? Irenka weszła niezdarnie do dołków, strzał startera, wszystkie wybiegły, a Irenka została. I to ma być ta mistrzyni? Gdy ruszyła, nie biegła, płynęła. Na mecie, na 60 metrach, dołożyła rywalkom po pięć, sześć. Janusza rola się skończyła. Podszedłem do Irenki, która bardzo skromnie usiadła, opierając się o słupek. Robię zdjęcie, a ona do mnie anielskim głosem: Towarzyszu, nie szkoda błony? Od razu ją pokochaliśmy, stała się naszą serdeczną przyjaciółką. Ale nie dlatego, że w przyszłości była wielką zawodniczką, tylko dlatego, że była naszym najlepszym kumplem do rozrabiania. Na obozach uwielbialiśmy skakać przez płoty, ścigać się. Nawet po peronie, gdy czekaliśmy na pociąg. Tam poniosłem największą męską porażkę, bo nie byłem w stanie wygrać z Irenką wyścigu po peronie więcej niż o pół metra. Przez cały czas wyścigu czułem jej oddech na plecach. Wówczas uwierzyłem, że może być niezła. Januszek przyjął zupełnie inną taktykę. Z Jurkiem, moim bratem, widzieliśmy w Irence kumpla do rozrabiania, Janusz dostrzegł w niej kobietę. Ujęła go także anielskim głosem i niezwykłą serdecznością. Podczas zgrupowań Januszek uknuł plan. Pytał nas: chłopaki, powiedzcie, kogo mam wybrać, bo podobają mi się dwie dziewczyny: Ewka i Irenka. Wolicie, żebym zaczął chodzić z Ewką czy z Irenką? Oczywiście, że z Irenką, bo to jest równa dziewczyna, nasz najlepszy kumpel do rozrabiania. I to go przekonało. Zaczął Irenkę adorować, a ona przyjęła jego zaloty. Rok, czy dwa lata przed igrzyskami w Tokio w 1964 roku byli już parą. Więc nieprawdą jest, że Januszek zainteresował się Irenką, gdy ona była już sławna.
O talentach Irenki
Na jednym z przedstawień, które były wystawiane podczas zgrupowań, Irenka grała Ofelię. Ofelia tonie i trzeba było jakoś to przedstawić. Znaleźliśmy więc balię w pralni i zastąpiliśmy nią strumyczek. Oczywiście, miała być pusta. Z braciszkiem postanowiliśmy zrobić Irence psikusa i nalaliśmy tam zimną wodę. Irenka weszła do balii i powiedziała: rzeczywiście jest tu woda, tonę, tonę, tonę… Była to scena naturalna. Irenka postanowiła też zapisać się do chóru w Pałacu Młodzieży. Dyrygent rozpoczął próbę, ale usłyszał, że jakaś duszyczka potwornie fałszuje. Dlatego kazał każdej z osób zaśpiewać solo. I trafił na Irenkę. Wysłuchał jej i powiedział: Irenko, może byś poszła na inne zajęcia, na przykład na aktorskie. I rzeczywiście chodziła tam do momentu do rozpoczęcia zajęć sportowych. Kunszt aktorski wykazała w „Hamlecie”. Irenka bardzo lubiła sobie pogadać z ludźmi, była bardzo otwarta. Niestety, gdy była już królową w bańce mydlanej, do której nikt nie mógł dotrzeć, nie była szczęśliwa. Gdy leżała w Cetniewie na kocyku z synem Jarkiem, wszyscy kłaniali się jej w pas, ale nikt nie podszedł z nią porozmawiać, nie mieli śmiałości. Tego najbardziej żałowała. Irenka miała też talent do opowiadań. Mój syn często zostawał na noc u Szewińskich, gdyż kumplował się z ich synem. Obaj prosili ją, by opowiedziała im na dobranoc bajkę. Irenka zmyślała, co tylko jej przychodziło do głowy. Chłopcy zasypiali z niedokończoną bajką. Sytuacja powtórzyła się po kilku miesiącach. Irenka zaczęła opowieść, ale chłopcy chcieli, by dokończyła im poprzednią bajkę. Ale Irenka już nie pamiętała o czym była poprzednia bajka. Irenka bardzo kochała swoje dzieci i nawet do ostatnich chwil cieszyła się, że mamy wspaniałych chłopaków.
O pochodzeniu i patriotyzmie Irenki
Dzień po śmierci Irenki, w domu zebrała cała rodzina i ja, jako przyjaciel domu. Oglądaliśmy wiadomości o Irence, a Januszek nie mógł się nadziwić, że najwięcej do powiedzenia o jego zmarłej żonie mają ci, którzy mieli z nią mały kontakt. Januszek śledził wszystkie wpisy w internecie. W jednej z gazet napisano tak chamski tekst, że Janusz o mało się nie popłakał. Że zmarła Żydówka. Że w Stanach Zjednoczonych Irenka, medalista olimpijska, chodziła po trybunach na zawodach lekkoatletycznych z kapeluszem, zbierając pieniądze na armię Izraela. To było coś nieprzyzwoitego, obrzydliwego, uwłaczającego, kłamliwego. Tak samo się „Fakt” zachował przy śmierci syna Leszka Millera. Janusz chciał nawet oddać sprawę do sądu. Tak, Irenka była Polką żydowskiego pochodzenia, ale nie zbierała żadnych pieniędzy do kapelusza. Ale obaj synowie brali śluby kościelne, wnukowie byli chrzczeni, bierzmowani, przystępowali do Komunii Św., to o jakiej my żydowskości mówimy? Irenka publicznie wypowiadała się, że dla niej największą przyjemnością było to, że zdobywała medale z orzełkiem na piersi. To ja chciałbym zobaczyć tych, co mają patriotyzm na ustach, którzy by tak powiedzieli. Po 1968 roku była nagonka na nią. Dziewczyny ze sztafety zostały na nią napuszczone i zaczęły atakować Irenkę, że w Meksyku specjalnie zgubiła pałeczkę, żeby one nie zdobyły medalu, co jest debilizmem. Nie byłaby sportsmenką, jeżeli nie chciałaby zdobyć kolejnego medalu. Ten zarzut był tak chybiony, to było tak dęte, że Irenka powiedziała, że z tymi paniami nigdy już nie wystartuje. I słowa dotrzymała. Po tym pytałem ją, po przyjacielsku, dlaczego nie wyjechała na Zachód. Miałam takie propozycje, ale gdzie ja bym znalazła większych wariatów, niż tu, w Polsce, wśród których dobrze się czuje. Z wielu Polaków żydowskiego pochodzenia moglibyśmy być dumni i dumni z ich zachowania. Genio Warmiński, legendarny fotoreporter sportowy, też był Polakiem żydowskiego pochodzenia, ale był takim patriotą, że nie pozwolił na Polskę powiedzieć złego słowa, a po wylocie do Australii był tam genialnym ambasadorem polskości. Takich ludzi nie znajdziesz. Teraz to wyjeżdża byle szmatławiec za polską granicę i bzdury wygaduje na temat Polski, na temat swojej ojczyzny. To jest żałosne.
O umiejętnościach gotowania Irenki
Irenka przez całe życie jadała na śniadanie płatki owsiane na wodzie solonej. Po latach okazało się, że badania wykazały, iż jest to najzdrowsza potrawa. Płatki na mleku powodują złe reakcje żołądkowe, natomiast posiłek Irenki, to najczystsza strawa polecana obecnie sportowcom. Po śmierci Irenki, Januszek kontynuuje tą tradycję i uważa, że nawet jest to dobre. Robiła też genialną jajecznicę w kształcie róży. Zawijała na patelni jajecznicę do środka i właśnie po tym zabiegu powstawała róża. Zasmakowała mi także jajecznica z trzech jaj na cebulce, którą przyrządzał Janusz, bo nie ja ją musiałem robić. Gdy byłem goszczony, podejmowany całym sercem, starałem się za to podziękować. Więc wymyśliłem, że jako gość, w ramach wdzięczności, pozmywam po posiłku. I choć Irenka bardzo protestowała, do dziś podtrzymuję tą tradycję. Irenka robiła także wspaniałe spaghetti z grubszego makaronu. Dodatków było sporo, nie żałowali pomidorów i mięsa, więc to było wyśmienite. Irenka przyrządzała także smakowity barszcz ukraiński. Starała mnie się nauczyć, jakich produktów trzeba użyć do jego ugotowania. Na święta robiła rybę. Jaką? Każdy powiedziałby, że karpia po żydowsku. Nie, przyrządzała genialną rybę po grecku. Oczywiście dostawałem ją na wynos w słoiku, żeby delektować się w kolejnych dniach. Przebojem była zupa pomidorowa w wykonaniu Irenki. Gdy przychodził wnuczek Jasio i mówił: babciu czuję wspaniały zapach zupy pomidorowej, dziś zjem z makaronem, Irenka była szczęśliwa. Pomidorówkę uważała za swój największy sukces kulinarny. Bigosem świątecznym zajmowali się natomiast Janusz i młodszy syn Jarek. Gotowali go już kilka dni przed świętami. Bigos był z winem. Przez kilka dni gotowali bigos, dolewali wina. Tylko jakoś dziwnie szybko wino znikało z butelek, a w bigosie było go mało. Więc do bigosu trzeba było użyć wielu butelek wina, co miało poprawić jego smak, i rzeczywiście poprawiało. Był wspaniały. Choinka na święta zawsze była w domu Szewińskich duża, dwu, trzymetrowa. Później wkopywali ją na działce. Teraz mają po kilka metrów.
O strojeniu się Irenki
Irenka miała mnóstwo sukienek. Janusz nie wiedział, co z nimi zrobić po śmierci żony. Więc zaproponowałem, żeby oddać do muzeum sportu sukienkę Irenki, w której jest przyjmowana przez naszego papieża Jana Pawła II. Januszek podchwycił pomysł, dyrektor muzeum też był zadowolony, ale zobaczył zdjęcie i okazało się, że jest Irenka nie była w sukience, tylko w zwykłym swetrze. Irenka miała swoje ulubione sklepy w których się ubierała. Jeździła specjalnie pod Warszawę do Nadarzyna. Przed każdym wyjazdem zagranicznym zamykała się na kilka godzin w sklepach i dobierała sobie kreacje. Irenka z Januszkiem zostali zaproszeni na ślub Księcia Alberta, który był obwarowany pewnymi wymogami dotyczącymi strojów. Gdy gość przychodzi w garniturze, zostaje wpuszczany od tyłu katedry, w smokingu i kapeluszu, wejściem bocznym, we fraku czy surducie, gość zostaje uhonorowany i może skorzystać z wejścia głównego. Janusz spełnił ten ostatni wymóg, dodatkowo miał cylinder. Na tę okoliczność Irenka też ubrała się elegancko, na dodatek założyła kapelusz z ogromnym rondem. W kościele książę szedł wśród szpaleru zacnych gości i zobaczył Irenkę. Podszedł do niej i się przywitał. Z jedyną osobą z gości. Wśród członków MKOl Irenka była szanowana i lubiana, bo dla wszystkich była serdeczna. Do tego stopnia, że Palestyńczyk zwrócił się do niej: Irena, Irena, ja tych wszystkich swoich muzułmanów namawiam do tego, by głosowali na Ciebie. Na igrzyskach w Soczi, podczas imprezy VIP, wnuczek Adaś zbierał znaczki, piny. Podpuścili wnuczka, by poprosił Księcia Alberta, by wymienił się z nim na znaczki. Janusz puścił oko do księcia, który kazał przynieść garść znaczków. Teraz ten wnuczek ma 14 lat, 198 cm, a numer buta 49. Irenkę wszyscy lubili i bardzo ją szanowali. Podczas igrzysk w Londynie Irenka siedziała z Januszem w loży VIP. Za nimi miejsca zajmował Mick Jagger z rodziną. Januszek chwycił za aparat. Słynny muzyk nie był zadowolony z fotografii, bo było po nim widać spożyte kilogramy narkotyków i wypite cysterny alkoholu. Jednak, gdy zobaczył, że Irenka fotografuje się z książętami, pozwolił zrobić zdjęcie.
O związkach Irenki z komunistyczną władzą
Gdy gościłem w domu państwa Szewińskich, Irenka lubiła, gdy już wszyscy poszli spać, usiąść w fotelu i pogadać ze mną. Nie znosiła polityki, bo się na niej nie znała, i handlu, bo też nie miała o nim pojęcia, choć skończyła studia ekonomiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Zawsze jednak władza próbowała ogrzać się w blasku sportowców. Tak było i z Irenką. Została postawiona pod ścianą i zmuszona do wstąpienia do PRON. Irenkę przejęto z lotniska i zawieziono do KC. Pani Ireno, chcielibyśmy, żeby została Pani członkiem PRON. Irenka powiedziała, że się na tym nie zna i nie wie o co w tym wszystkim chodzi. Pani Ireno, Pani nie jest nam potrzebna do działania, a do zdjęcia. W takiej samem, niezręcznej sytuacji, byli postawieni także trenerzy i inni sportowcy. Mieli propozycje nie do odrzucenia. Pani Ireno, wiemy, że stara się Pani o firmę polonijną i możemy Pani w tym pomóc. Te firmy polonijne trzymały w rękach służby specjalne. W końcu wstąpiła do PRON, ale firmy polonijnej nie założyła, bo towarzysze ją wykołowali. Irenka nie była zorientowana do tego stopnia, że po jakimś sukcesie w 1968 roku, po balu mistrzów sportu, następnego dnia rano, zadzwonił do Irenki facet z gabinetu Cyrankiewicza i mówi: Pani Ireno, wszyscy wybitni sportowcy wręczali panu premierowi koperty z prośbami, tylko od pani niczego nie dostaliśmy. Irenka odpowiedziała, że wszystko ma i niczego nie potrzebuje. Ale może jakiś samochodzik by Pani potrzebowała. Stanęło na garbusie, Szewińscy dostali talon, a Januszek sporo musiał się nagłówkować, żeby w ciągu dwóch dni znaleźć pieniądze na kupienie auta. Wspominając tamtą sytuację przypomina mi się, gdy Irenka, mistrzyni i multimedalistka, po ciężkich treningach, wracała do domu i kąpała się w malutkiej, metrowej wannie, w kucki. Jak sportowiec może łapać formę w takich warunkach? A jednak. Nigdy nie pozwoliła jednak na publikację tego zdjęcia.
O marzeniach Irenki w czasie choroby
Ostatnim marzeniem Irenki, podczas choroby, było mieć znów loki na głowie, bo po chemii wypadły jej włosy. W końcu zaczęły jej je odrastać i mogła nakręcić sobie loki. Była szczęśliwa. I taką ją zapamiętałem.
CZYTAJ TAKŻE: Tych sportowców pożegnaliśmy w ostatnich 12 miesiącach. Odeszli, ale pamięć o nich pozostanie
Maciej Rowiński
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/419326-irena-szewinska-jakiej-nie-znacie-poznaj-jej-sekrety