Sportowcy, podobnie jak aktorzy, są dziś gwiazdami kultury masowej i bohaterami zbiorowej wyobraźni. A jednak w odróżnieniu od wielu aktorów nie biorą udziału w ostrym sporze politycznym coraz bardziej dzielącym Polaków. Nie „wypisują się z polskości”, nie pomstują na „niedouczone i niewychowane społeczeństwo”, nie mają gdzieś „tego kraju”, nie nazywają swych rodaków „prymitywną tłuszczą”.
Przypuszczam, że w środowisku sportowców – tak jak wśród aktorów i jak w całym społeczeństwie – również istnieją głębokie różnice polityczne. Są zapewne tacy, którym robi się niedobrze na widok Kaczyńskiego, i tacy, którzy nie mogą patrzeć na Tuska. A jednak w zdecydowanej większości nie afiszują się ze swoimi idiosynkrazjami na zewnątrz. Nie występują z emocjonalnymi filipikami i nie okazują pogardy dla własnych rodaków, jak czynią to często aktorzy.
Być może dzieje się tak dlatego, że sportowcy, zwłaszcza przedstawiciele dyscyplin drużynowych, cenią sobie wartość wspólnoty. Mają świadomość, jak wielką rolę odgrywa „team spirit”. Wiedzą, że pęknięcia i podziały wewnątrz grupy to murowany przepis na klęskę. Bywają przecież sytuacje, gdy zespół posiada same wybitne indywidualności, ale nie tworzy jednej zwartej drużyny i wtedy najczęściej przegrywa. Dlatego sportowcy tak dbają o jedność wspólnoty, bo wiedzą, że to gwarancja sukcesu.
Ta jedność obejmuje również kibiców, którzy także są częścią wspólnoty. Sportowcy okazują szacunek tym, którzy razem z nimi przeżywają sukcesy i porażki, towarzyszą im myślami, a nawet zjawiają się osobiście i płacą pieniądze, by oglądać ich w akcji. Dlatego nie przyjdzie im nawet do głowy, by obrażać swych sympatyków tylko dlatego, że tamci myślą inaczej.
Inaczej jest dziś z wieloma aktorami (reżyserami, piosenkarzami, prezenterami, celebrytami itd.), którzy potrafią publicznie okazywać pogardę swym wielbicielom i zrażać do siebie tych, którzy zawsze okazywali im sympatię i szacunek. Być może jako indywidualiści nie doceniają wartości wspólnoty, a może nie czują się jej częścią, patrząc na nią z wyżyn swego intelektu.
Najwybitniejsi polscy sportowcy – w odróżnieniu od aktorów – mają też za sobą doświadczenie reprezentowania ojczyzny, występując publicznie pod biało-czerwoną flagą, nosząc na piersi białego orła, śpiewając „Mazurka Dąbrowskiego” i czując wzruszenie ściskające gardło. Przyznajmy, że to zupełnie inne doświadczenie niż skarżenie się w niemieckiej prasie na własny kraj. Sportowcy – znów w odróżnieniu od innych – nie odmawiają też przyjmowania medali i orderów od prezydenta. Mają świadomość, że to prezydent ich państwa, które sami wielokrotnie reprezentowali (przy czym – żeby było jasne – działa to we wszystkie strony: przyjmują odznaczenia od Andrzeja Dudy, tak jak wcześniej przyjmowali od Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego).
Sportowcy nas łączą. Dzięki nim jako naród możemy poczuć się jednością (jak niedawno dzięki siatkarzom). Aktorzy, niestety, coraz częściej nas dzielą.
PS. Moje uwagi nie dotyczą niektórych byłych sportowców, którzy zakończyli już kariery i weszli do polityki lub się o nią otarli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/415184-dlaczego-nasi-sportowcy-nie-wstydza-sie-tego-kraju