Dramat hokeisty Zagłębia Sosnowiec. Podczas meczu towarzyskiego Tobiasz Bernat doznał urazu kręgosłupa. Stracił czucie w rękach, a w głowę wkręcono mu śruby.

Działacze Zagłębia wykupili dziką kartę, a hokeiści szykowali się do ligowej rywalizacji. Elementem przygotowań był mecz z Duklą Michalovce 2:5 (2:5), którego Bernat nie dokończył.

Stałem twarzą do bandy, bo chciałem wybić krążek z naszej tercji. Nagle rywal zaatakował mnie z tyłu i tak właśnie rozpoczęło się moje nieszczęście

— opowiadał dziennikarzowi portalu hokej.net wychowanek Zagłębia.

Bernat wpadł na bandę i stracił przytomność. Pierwsze badania nie wykazały niczego poważnego, ale po konsultacjach przeprowadzonych w szpitalu Świętej Barbary w Sosnowcu, okazało się, że dwa kręgi w odcinku szyjnym są uszkodzone.

Straciłem czucie w rękach, ale nie zamierzam się poddawać

— przyznał dziennikarzowi portalu hokej.net Bernat.

Lekarze uznali, że ucisk na rdzeń zlikwidują metodą bezinwazyjną.

Do czaszki wkręcono mi śruby, a na wyciągu umieszczono ośmiokilogramowe odważniki. Mam nadzieję, że ta metoda przyniesie efekt

– wyjaśnił dziennikarzowi portalu hokej.net wychowanek Zagłębia Sosnowiec.

Wkrótce 35-letniego napastnika czekają kolejne badania. Po nich okaże się, czy będzie potrzebna operacja kręgosłupa.

Wrócę do hokeja, bo to jest całe moje życie. Kocham to co robię i nigdy nikt mnie do treningów nie zmuszał. To ja zawsze się zmuszałem, jak mi się nie chciało żeby być lepszy od kolegów z drużyny i samego siebie. Jestem uparty, ambitny i nie lubię przegrywać. Nigdy nie byłem grzecznym chłopakiem, zawsze się w coś wpakowałem, a największą karą jaką mogłem dostać od rodziców był dla mnie zakaz treningów. Nic to nie dawało, bo uciekałem na trening z domu. Całe życie chciałem grać w Zagłębiu, jak mój tata i tak jak on zdobyć mistrzostwo Polski. Mam jeszcze nad czym pracować i dopóki gram zawsze będę walczył by zostać mistrzem z Zagłębiem Sosnowiec. Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą

— napisał Bernat na jednym z portali społecznościowych.

CZYTAJ WIĘCEJ: Anna i Robert Lewandowscy nie chcieli prezentów na 30. urodziny. Zamiast tego zebrali pieniądze, które wpłacili na Centrum Zdrowia Dziecka

MACRO