W piątkowe popołudnie rusza kolejny sezon naszej rodzimej piłkarskiej Ekstraklasy. Niestety, Ekstraklasy głównie z nazwy, bo poziom piłkarski daleki jest choćby od solidniaków europejskich (poza chlubnymi wyjątkami jak całkiem niedawny sezon Legii w Lidze Mistrzów), a nasze kluby są na długiej drodze do choćby częściowego uzdrowienia chorej na wiele przypadłości ligi i systemu, w którym funkcjonują.
Na tym tle warto odnotować krok w dobrą stronę, jakim bez wątpienia jest informacja o zaangażowaniu banku PKO BP w funkcjonowanie naszej ligi. To dołączenie do już zaangażowanego Lotto. Ta trzyletnia - na razie umowa - oparta jest o sponsoring, a także, od przyszłego sezonu, wejście największego polskiego banku jako sponsora tytularnego. To rozwiązanie, które obowiązuje lub obowiązywało z powodzeniem w kilku innych, silnych ligach - jak choćby w Hiszpanii (wsparcie banku Santander) czy Wielkiej Brytanii (holdingu Barclays).
WIĘCEJ: PKO BP jest oficjalnym bankiem Ekstraklasy
To oczywiście nie oznacza, że w ciągu roku czy dwóch polscy piłkarze zaczną grać jak zawodnicy Valencii, Manchesteru City czy choćby Evertonu, o lepszych firmach nie wspominając. Byłoby rewelacyjnie, gdyby wsparcie od sponsora tytularnego było o wiele większe, by pozwoliło na jakościowy skok w dobrą stronę. Na razie musi nam jednak wystarczyć krok, ale i to dużo. Nie mamy bowiem na polskich boiskach takiego produktu, który mógłby kosztować o wiele więcej i być sprzedawany za większe pieniądze. Nie mamy - mam nadzieję, że jeszcze nie - takiego zainteresowania klubową piłką (wyrażającą się choćby w liczbach kibiców oglądających mecze na stadionach i przed telewizorami), by powalczyć dziś o większe inwestycje. Ekstraklasa sprzedaje dziś emocje. Ważne dla wielu kibiców z Warszawy, Zabrza czy Gdańska, ale jednak tylko emocje.
Dopytywałem dziś prezesa PKO BP, Zbigniewa Jagiełłę o tę perspektywę finansową; mój rozmówca podkreślał, że taki jest plan - najpierw wybadać tę współpracę, oswoić się wzajemnie, a z czasem - być może właśnie po tych trzech latach wykonać kolejne kroki. Większe, bardziej ambitne, z szerszym gestem i większym skokiem.
Wsparcie dla poszczególnych klubów ma polegać między innymi na - opartych o konkretne przepisy w umowie - transferach pieniędzy, które mogłyby być wykorzystywane wyłącznie dla najmłodszych graczy. Co ciekawe, PKO BP do końca roku zamierza przedstawić scenariusze w sprawie utworzenia funduszu emerytalnego dla piłkarzy grających w Lotto Ekstraklasie - to rozwiązanie skopiowane od zachodnich związków piłkarskich. Uczymy się od najlepszych. Oby efekty zaczęły być widoczne jak najszybciej.
To naprawdę wygląda całkiem nieźle. Jeśli pieniądze nie utkną gdzieś w administracjach klubowych, ale trafią na konkretne cele - szkolenie najmłodszych, podnoszenie jakości i projekty inwestycyjno-finansowe, to kto wie, czy za 3-4 lata uda się przeskoczyć na wyższy poziom: finansowy, organizacyjny, piłkarski. Dziś zrobiliśmy krok na tej drodze. Droga to długa, kręta i nie bez przeszkód, ale tylko tak możemy zawalczyć o coś więcej w naszej piłce. Charakterystyczne, że by go wykonać nie trzeba było nam premiera obnoszącego się ze swoim harataniem w gałę i kibicowaniem, ale szefa rządu myślącego bardziej kategoriami ekonomicznymi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/404673-wejscie-pko-bp-w-pilke-klubowa-to-krok-ku-jej-uzdrowieniu