W 1950 roku Brazylijczycy przeżyli futbolową traumę w finale mundialu organizowanego u siebie, kiedy niespodziewanie Złota Nike powędrowała do reprezentacji Urugwaju. Tamten dzień określono mianem Maracanazo. 64 lata po tym zdarzeniu historia zatoczyła koło. Półfinałowa porażka w meczu z Niemcami na własnej ziemi nazywana jest dziś Mineirazo.
Organizacja mundialu nie obyła się bez poważnych problemów. O ile w 1950 roku Brazylijczycy pomimo złej sytuacji w kraju stawiali futbol ponad wszystko inne, o tyle teraz było zupełnie inaczej – w całym kraju trwały protesty przeciwko sztucznemu pompowaniu kosztów mistrzostw, między innymi poprzez stawianie stadionów w miejscach, w których nie było szans na ich opłacalne funkcjonowanie po zakończeniu turnieju (sztandarowym przykładem była arena wybudowana w Manaus, w samym sercu amazońskiej dżungli). Społeczne niezadowolenie przekładało się na gwałtowne starcia z policją. Według Brazylijczyków bardziej, niż nowe stadiony, państwu potrzebne były szkoły i szpitale, a z tzw. „szarymi” ludźmi solidaryzowały się największe gwiazdy ich reprezentacji. Ostatecznie impreza odbyła się bez przeszkód, a na niej po raz pierwszy zastosowano technologię „goal line” i niewidzialny spray stosowany przez sędziów. Polacy nie znaleźli się w gronie najlepszych 32 reprezentacji po raz drugi z kolei.
W fazie grupowej znakomicie prezentowała się Holandia prowadzona przez Luisa van Gaala, grająca niespotykanym dla siebie ustawieniem z trójką obrońców, która zasłynęła niepozostawiającą żadnych złudzeń wiktorią 5:1 z obrońcami tytułu, Hiszpanami. W tym meczu kibice zobaczyli Latającego Holendra, jak określono ekwilibrystycznie wyskakującego do widowiskowego szczupaka Robina van Persiego. Hiszpanie polegli i odpadli z fazy grupowej jako piąty mistrz w historii. Świetnie grali Kolumbijczycy prezentujący ofensywny szybki futbol, a furorę robił młody James Rodriguez, który ostatecznie został królem strzelców turnieju. Po raz kolejny w historii mundialu zapisał się Luiz Suarez, autor najpiękniejszej „parady” mistrzostw rozgrywanych cztery lata wcześniej. Tym razem ugryzł w rękę Giorgio Chielliniego w meczu Urugwaju z Włochami, za co został ukarany dyskwalifikacją na dziewięć spotkań reprezentacji i zakazem jakiejkolwiek aktywności związanej z futbolem na cztery miesiące. Tym samym przebił karę, jaką otrzymał Mauro Tassotti za złamanie nosa Luisowi Enrique na mundialu 20 lat wcześniej. Ostatecznie Urugwaj wygrał i awansował, a z grupy nie wyszły Anglia i właśnie Włochy – sensacją była postawa outsiderów turnieju, Kostarykan, którzy nie ulegli żadnemu z trzech bardziej utytułowanych rywali. Dobrze grali także Argentyńczycy i Belgowie, solidnie prezentowali się Niemcy, Francuzi, Meksykanie i Brazylijczycy.
1/8 finału przeszła do historii jako osiem zaciętych pojedynków, z których aż pięć kończyło się dogrywką, a dwa z nich rozstrzygnięto w rzutach karnych. Podczas pojedynku Holendrów z Meksykanami po raz pierwszy w historii mundialu zarządzono przerwę na uzupełnienie płynów, bo oba zespoły grające w temperaturze ponad 30 stopni słaniały się na nogach. Algierczycy postraszyli Niemców, u których pierwszoplanową postacią był grający ekstremalnie wysoko jak na bramkarza Manuel Neuer, a Kostarykanie pisali swoją piękną historię pokonując Greków. Wspaniała postawa golkipera Stanów Zjednoczonych Tima Howarda, który obronił 15 strzałów ustanawiając nowy rekord mistrzostw świata, nie pomogła i dalej awansowali Belgowie. W ćwierćfinale gospodarze, którzy cudem przeszli Chile w poprzedniej rundzie, sprostali rewelacyjnej Kolumbii. Fatalną kontuzję Neymara spowodował Zuniga, który wpadł w plecy brazylijskiej gwiazdy jak taran. Kostarykanie zakończyli swoją wspaniałą przygodę dopiero po konkursie rzutów karnych z Holandią, gdzie paradami popisywał się Tim Krul. Na boisko wszedł chwilę wcześniej, zmieniając Jaspera Cillessena specjalnie po to, aby bronić jedenastki.
Selekcjoner Oranje nie mógł zastosować tego wybiegu w półfinale z Argentyną, bo wykorzystał wcześniej wszystkie zmiany. Zakończony wynikiem 0:0 mecz rozstrzygnął właśnie konkurs karnych, w którym lepsi byli Albiceleste. To oznaczało, że zaliczyli piąte zawody w strzelaniu z wapna w historii swoich występach na mundialu – nikt nie stawał do tego wyzwania częściej. Drugi półfinał miał być przedostatnim krokiem do upragnionego przez Brazylijczyków złota. Jak się okazało, brak dwóch liderów wyeliminowanych przez kontuzję (Neymar) i kartki (Thiago Silva) kompletnie rozbił Canarinhos i doznali absolutnie druzgocącej klęski w starciu z Niemcami, którzy w najlepszej czwórce mundialu byli po raz trzynasty, co jest najlepszym osiągnięciem spośród wszystkich reprezentacji. Do przerwy Canarinhos przegrywali aż 0:5, a cały mecz skończył się rezultatem 1:7. Dla Brazylijczyków oznaczał powrót do najgorszego momentu w ich futbolowej historii, czyli Maracanazo z 1950 roku, i pobicie kilku niechlubnych rekordów. Klęskę na Estadio Mineirao w Belo Horizonte ochrzczono mianem Mineirazo, a rozbici Canarinhos przegrali jeszcze mecz o brązowy medal z Oranje. Gol Miroslava Klose w półfinale sprawił, że z 16 golami prześcignął brazylijskiego Ronaldo i stał się najskuteczniejszym strzelcem w dziejach mundialu.
Lionel Messi był przez cały turniej liderem argentyńskiej drużyny i został wybrany najlepszym zawodnikiem mundialu. Tuż za nim uplasował się Thomas Mueller, który był wyróżniającym się piłkarzem w składzie Die Mannschaft. Finał był starciem dwóch potrafiących zagrać z fantazją zespołów, ale nie okazał się zapierającym dech w piersi widowiskiem. Jedyną bramkę w meczu strzelił Mario Goetze po asyście Andre Schuerrle, a tym samym o losach Pucharu Świata zadecydowała dwójka rezerwowych. Niemcy sięgnęli po czwarty tytuł w historii, Messi nie dogonił legendy Maradony, a w pamięci kibiców i tak najmocniej zapadła historyczna klęska gospodarzy. Kolejny mundial to powrót do Europy i awans biało-czerwonych, którzy mieli szansę zmazać plamę z 2002 i 2006 roku i nawiązać do sukcesów reprezentacji Górskiego i Piechniczka…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/404056-brazylia-2014-mineirazo-czyli-historia-kolem-sie-toczy