W 2006 roku mundial przybył do zjednoczonych Niemiec – w 1974 mistrzostwa organizowane i rozgrywane były tylko w zachodniej części kraju. Po kompromitującym występie biało-czerwonych cztery lata wcześniej w Azji, kibice znad Wisły marzyli o zmazaniu plamy i wyjściu z grupy.
Decyzja o zorganizowaniu turnieju w Niemczech do dzisiaj budzi kontrowersje, bo przed głosowaniem nad wyborem gospodarza dochodziło do niejasnych i nagłych inwestycji niemieckich koncernów w azjatyckich państwach, z których pochodzili głosujący delegaci. Poza tym, miał istnieć nielegalny fundusz w ramach niemieckiego odpowiednika PZPN, którego celem było kupowanie głosów, a część pieniędzy szła na wsparcie reelekcji Seppa Blattera na szefa FIFA. Tak czy inaczej, Niemcy w głosowaniu pokonały RPA, a turniej u naszego zachodniego sąsiada zakończył się organizacyjnym sukcesem. Zjednoczeni Niemcy tak naprawdę po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej poczuli dumę z bycia narodem i w ludziach z pełną mocą wybuchły patriotyczne uczucia. Polacy po udanych eliminacjach mieli wystąpić na mundialu - ogłoszenie składu kadry było formalnością, spodziewano się pewnie kilku małych niespodzianek, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach. Paweł Janas postanowił jednak podejść do tematu zgoła inaczej i przyprawił Polaków o palpitacje serca. Konferencja transmitowana na żywo stała się czymś na kształt reality show, w którym selekcjoner wybiera kolejnych nieszczęśników, którzy odpadają z programu. Wśród nich byli Jerzy Dudek i trzech Tomaszów: Frankowski, Kłos i Rząsa. Wszyscy byli ważnym ogniwem reprezentacji w kwalifikacjach, a gole Frankowskiego w zasadzie zadecydowały o tym, że Polacy pojadą do Niemiec. Żaden dziennikarz czy kibic tak naprawdę nie wiedział, co się wydarzyło. Ale przed nami były mistrzostwa świata, więc trzeba było zacisnąć zęby i zaufać trenerowi.
Jak się okazało, kibice przeżyli deja vu. Pierwszy mecz z Ekwadorem miał być formalnością, a zakończył się wstydliwą porażką 0:2. Janas przestał rozmawiać z dziennikarzami krytykującymi jego dobór składu na mundial, a żeby nie pojawić się na konferencji prasowej wysłał na nią… reprezentacyjnego kucharza. Atmosfera była fatalna. W meczu z Niemcami Orły musiały wzbić się na wyżyny swoich umiejętności chcąc zachować szanse na wyjście z grupy. Mecz był prawdziwą obrona Częstochowy, ale w samej końcówce Artur Boruc ostatecznie skapitulował. Trzeci mecz był, podobnie jak spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi w 2002 roku, meczem o honor. Bartosz Bosacki wbił dwa gole i pokonaliśmy Kostarykańczyków, ale to było marne pocieszenie wobec kolejnego nieudanego występu na najważniejszej imprezie świata. Oczywiście Janas po turnieju pożegnał się z posadą selekcjonera, a polską kadrę po raz pierwszy w historii, i zarazem ostatni, przejął obcokrajowiec (Niemiec Kurt Otto w 1936 roku zastępował w jednym meczu legendarnego Józefa Kałużę, a Węgier Andor Hajdu w jednym spotkaniu poprowadził kadrę wespół z Ewaldem Cebulą w 1954 roku). Holender Leo Beenhakker, bo o nim mowa, na mundialu w Niemczech przewodził debiutującej na mistrzostwach reprezentacji Trynidadu i Tobago.
W turnieju brała udział reprezentacja kraju, który… nie istniał. 5 czerwca z mapy Europy zniknęła Serbia i Czarnogóra, a oba kraje się rozdzieliły. W rozgrywkach wzięła jednak udział wspólna reprezentacja bałkańskich państw, ale zajmując ostatnie miejsce w grupie świata nie zawojowała. Inna bałkańska reprezentacja, Chorwacja, przeszła do historii jako jedyna, której piłkarz obejrzał w meczu trzy żółte kartki. Sędzia meczu z Australią zupełnie się pogubił i nie wyrzucił Josipa Municia po drugim żółtym kartoniku, więc Chorwat grał dalej i zapracował sobie na trzecie upomnienie, po którym już boisko opuścił. Dobrze prezentowały się Włochy, ale z najgorszej strony pokazał się Daniele de Rossi, który po znokautowaniu rywala w meczu z USA został zdyskwalifikowany na cztery mecze. W 1954 roku była Bitwa o Berno pomiędzy Węgrami a Brazylią, w 1962 chilijsko-włoska Bitwa o Santiago , a w 2006 roku doszło do Bitwy o Norymbergę. Portugalia i Holandia, które bez kłopotów wyszły ze swoich grup, spotkały się w 1/8 finału. Ich starcie trudno nazwać meczem, choć ten zakończył się na korzyść Portugalczyków, bo teoretycznie sportowa rywalizacja bardziej przypominało mordobicie. Kartki sypały się na lewo i prawo – po dziś dzień w żadnym mundialowym spotkaniu nie pobito rekordu ustanowionego tego dnia: cztery czerwone i szesnaście żółtych kartoników. Aż trudno sobie wyobrazić, że w tym spotkaniu grali tacy techniczni magicy, jak Luis Figo, Arjen Robben, Cristiano Ronaldo, Wesley Sneijder czy Deco.
Do półfinału nie doszła Brazylia, pomimo posiadania w swoim składzie Ronaldo, Ronaldinho i Kaki. W ćwierćfinale pokonał ich Thierry Henry po zagraniu Zinedine’a Zidana. Dla jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu miał to być turniej pożegnalny – od początku wiadomym było, że po zakończeniu udziału Francji w niemieckim mundialu Zidane zakończy także swoją piłkarską karierę. Na turnieju grał wspaniale, a w półfinale posłał Portugalczyków do boju o trzecie miejsce po jedynym golu w meczu. Ci przegrali batalię o brąz z Niemcami, którzy w spotkaniu o finał z Włochami kompletnie pogubili się w końcówce dogrywki i stracili w moment dwie bramki. Warto zwrócić uwagę na fakt, że w półfinałach grały tylko drużyny europejskie. Finał miał być wspaniałym ukoronowaniem wielkiej kariery Zidane’a, który mógł liczyć na wsparcie Henry’ego, Francka Ribery’ego, Patricka Vieiry czy Claude’a Makalele. Z drugiej strony byli niezwykle solidni Włosi, w składzie których przez cały turniej brakowało kontuzjowanego Allesandro Nesty, ale występowali Fabio Cannavaro, Francesco Totti, Gennaro Gattuso, Andrea Pirlo i Allesandro Del Piero. Zidane wykorzystał karnego, wyrównał Marco Materazzi. Konieczna była dogrywka, a w niej w rolach głównych wystąpili strzelcy bramek. Doszło między nimi do pyskówki, podczas której Włoch obraził siostrę Francuza, a ten uniósł się honorem i wymierzył Materazziemu precyzyjny cios „z byka” w klatkę piersiową, za co został ukaranym czerwoną kartką.
W konkursie rzutów karnych górą byli Włosi, którzy czwarty raz sięgnęli po Puchar Świata. W pamięci kibiców pozostał jednak właśnie ten jeden finałowy cios, który w kontrowersyjny sposób zakończył karierę jednego z najwspanialszych futbolistów, jakich nosiła Ziemia. Za cztery lata w końcu do głosu miała dojść reprezentacja, która chciała złamać monopol Włochów i Niemców (Anglię z 1966 roku należy traktować raczej jako incydent) jako jedynych europejskich reprezentacji sięgających po Puchar Świata. „Grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze” - nadchodził czas, aby zadać kłam temu stwierdzeniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/403834-niemcy-2006-najslynniejszy-cios-w-historii
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.