Francuskie mistrzostwa to pierwszy turniej, w którym wzięły udział 32 reprezentacje – ta liczba obowiązuje na mundialu po dziś dzień. Do faworytów zaliczano Brazylię z genialnym Ronaldo i mistrzów Europy, Niemców. Jak się okazało, wszystkich zaskoczyli gospodarze.
Po latach okazało się, że wybór gospodarza Mistrzostw Świata 1998 był obarczony działaniami korupcyjnymi, ale nie ze strony Francuzów, a… Marokańczyków, którzy także chcieli organizować mundial. Specjalnie na turniej wybudowano piękny nowoczesny 80-tysięcznik w podparyskim Saint-Denis. W fazie pucharowej miała obowiązywać niedawno wprowadzona reguła „złotego gola” - jeśli dochodziło do dogrywki, drużyna która strzeliła gola, wygrywała. Dzięki tej zasadzie Mistrzem Europy byli Niemcy – w finale EURO 1996 Oliver Bierhoff pokonał w piątej minucie dogrywki bramkarza Czechów. Z kolei do półfinału europejskiego czempionatu doszli Francuzi prowadzeni przez selekcjonera Aime Jacqueta, który przebudował mocno skład po niepowodzeniach na wcześniejszych imprezach. Przebrzmiałe gwiazdy odeszły, postawiono na nową falę francuskiej piłki, a o sile zespołu mieli stanowić piłkarze tacy, jak Zinedine Zidane, Didier Deschamps (ówczesny kapitan i obecny selekcjoner Les Bleus), Youri Djorkaeff, Marcel Deasilly, Lilian Thuram czy Thierry Henry. To pokolenie miało zostać niebawem obwołane „złotą generacją”.
Do sensacji fazy grupowej należało odpadnięcie z turnieju Hiszpanii pomimo efektownej wygranej 6:1 z Bułgarią. Do zawodników z Półwyspu Iberyjskiego przyklejono łatkę „grają jak nigdy, odpadają jak zawsze”, co miało być prawdą jeszcze przez dekadę. Do meczu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Iranem dokładany był silny polityczny kontekst, bo oba kraje były we wrogich stosunkach od 1979 roku i obalenia prozachodniego szacha Pahlawiego w wyniku rewolucji islamskiej, po której do władzy doszedł ajatollah Chomeini traktujący USA jako największego wroga. Przed meczem amerykańscy piłkarze podali ręce Irańczykom, ci odwdzięczyli się wręczeniem swoim rywalom kwiatów, a następnie wszyscy razem wykonali sobie pamiątkowe zdjęcie. Może ocieplenie wzajemnych stosunków trwało tylko 90 minut, ale miało swój symboliczny wymiar. W innym spotkaniu swoje demony pokonał Roberto Baggio, którego pudło z rzutu karnego przed czterema laty pozbawiło Włochów szansy na złoto. W meczu z Chile jedenastkę wykorzystał, a wcześniej sam ją wywalczył – perfidnie nabił rękę obrońcy w polu karnym La Roja. Od tej pory zaczęły toczyć się dyskusje o „umyślnych” i „nieumyślnych” zagraniach ręką, a przepisy w tej kwestii stały się bardziej elastyczne.
W 1/8 finału warto wspomnieć Argentyny i Anglii, czyli kolejną futbolową emanację rywalizacji pomiędzy oboma narodami. Fantastycznego gola strzelił młokos Michael Owen, już niebawem obwołany najlepszym piłkarzem świata, ale nie to najbardziej utkwiło w pamięci kibiców. Słynny z wzorowego wykonywania rzutów wolnych i związku z jedną ze Spice Girls David Beckham dał się wyprowadzić z równowagi po faulu kapitana Albiceleste, Diego Simeone, i leżąc kopnął go w łydkę. Sędzia bez wahania wyciągnął czerwoną kartkę i odesłał Becksa do szatni. Pomimo skutecznej obrony Częstochowy w wykonaniu Anglików i doprowadzenia do rzutów karnych, Synowie Albionu odpadli z turnieju, a Beckham stał się najbardziej znienawidzoną postacią w kraju. W kolejnej rundzie Argentyńczycy przegrali ze świetnie grającą Holandią, złożoną z najlepszych piłkarzy od czasów ery Johana Cruyffa, po golu Dennisa Bergkampa w ostatniej minucie meczu. W ćwierćfinale do szokującego rozstrzygnięcia doszło w spotkaniu pomiędzy zawsze faworyzowanymi Niemcami a Chorwacją, państwem, które istniało od siedmiu lat. W składzie Ognistych było wielu zawodników grających wcześniej w reprezentacji Jugosławii, która zresztą także występowała we Francji. Drużyna wspaniałego Davora Sukera rozniosła Mistrzów Europy 3:0 i cały świat oszalał na punkcie piłkarzy w charakterystycznych trykotach w biało-czerwoną szachownicę. W półfinale doszło do starcia dwóch najefektowniej grających na turnieju reprezentacji, Holandii i Brazylii, a z pojedynku zwycięsko wyszli Canarinhos. Podłamani Holendrzy przegrali brązowy medal z Chorwatami, którzy w półfinale grali z gospodarzami. W tym meczu swoje jedyne dwie bramki w całej historii występów w kadrze, a było ich 142, wbił obrońca Lilian Thuram. Szefujący francuskiej defensywie Laurent Blanc, który przed każdym meczem całował na szczęście łysą głowę bramkarza Fabiena Bartheza, dostał czerwony kartonik za bójkę z kapitanem Chorwatów, Zvonimirem Bobanem. Francja weszła do swojego pierwszego finału mistrzostw świata.
W paryskim finale faworytami byli Brazylijczycy, którzy w całym turnieju prezentowali bardziej porywający futbol niż Francuzi. W wielkiej formie był Ronaldo, który strzelał i asystował, swoje dorzucali Rivaldo i Bebeto, kreacją zajmował się Leonardo, a ultraofensywnie nastawieni boczni obrońcy, Roberto Carlos i Cafu, szaleli na skrzydłach. Wobec absencji Blanca Francuzi liczyli się z bardzo ciężką przeprawą, ale pokładali nadzieje w geniuszu Zidane’a i pomysłowości Djorkaeffa. W dniu meczu doszło do wzbudzającej po dziś dzień dyskusje sytuacji z udziałem największej gwiazdy Canarinhos. Prawdopodobnie na skutek skumulowanego stresu, z którym organizm 22-latka sobie nie poradził, dostał ataku padaczki i znalazł się w szpitalu. Selekcjoner Mario Zagallo (dwukrotny mistrz świata jako zawodnik z 1958 i 1962 roku, raz jako szkoleniowiec z 1970 roku i raz jako asystent z 1994 roku) nie chciał wystawić osłabionego napastnika w finale, ale Nike, będący sponsorem reprezentacji, i brazylijski związek piłkarski wymogły na trenerze zmianę decyzji. Rozbita całą sytuacją drużyna Brazylii grała zupełnie bez energii, co skwapliwie wykorzystali Francuzi. Dwie bramki strzelone główką przez Zidane’a ustawiły spotkanie, i pomimo czerwonej kartki dla Desailly’ego, jeszcze jednego gola dołożył w samej końcówce meczu Emmanuel Petit po podaniu Patricka Vieiry. Francja, która nie doczekała się finału mundialu za czasów Justa Fontaine’a i Raymonda Kopy czy później Michela Platiniego i Jeana Tigany, trafiła w końcu na złote pokolenie, którego twarzą był Zinedine Zidane. Ronaldo dostał nagrodę dla najlepszego piłkarza turnieju, ale to była przecież tylko nagroda pocieszenia. Wiedział, że musi wygrać mundial – i niebawem miał ten cel osiągnąć. Kolejny turniej, rozgrywany na Dalekim Wschodzie, był wyjątkowy dla Polaków. Po 16 latach biało-czerwoni wracali do wielkiej gry.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/403629-francja-1998-paryz-na-szczycie-swiata