Przed rozpoczęciem drugiego półfinału istniały uzasadnione obawy o formę Chorwatów, którzy dwa poprzednie mecze pucharowe kończyli w rzutach karnych. Anglicy odprawili w ten sam sposób Kolumbię, ale ze Szwecją już tak namęczyć się nie musieli.
I faktycznie, pierwsza połowa przebiegała pod dyktando Synów Albionu. Zaczęli od mocnego uderzenia, kiedy idealnym strzałem w okienko z rzutu wolnego popisał się Kieran Trippier. Ale potem wcale nie spuścili z tonu, tylko kontynuowali napór i mieli kilka dobrych okazji na podwyższenie prowadzenia – najlepszej nie wykorzystał Harry Kane. Chorwaci byli kompletnie bezradni i wyglądali jakby faktycznie byli wyzuci z sił. Ale po przerwie obraz gry diametralnie się zmienił: to piłkarze z Bałkanów zaczęli dominować, a Anglicy dali się zepchnąć do defensywy. W końcu strzałem, a w zasadzie ciosem karate, popisał się Ivan Perisić po dośrodkowaniu Sime Vrsaljko (który notabene miał w tym meczu w ogóle nie zagrać z powodu urazu) i mieliśmy wynik remisowy. Chorwacja ani na chwilę nie odpuściła i Anglia znalazła się w sporych opałach, a raz po strzale Perisicia ratował Wyspiarzy słupek. Ostatecznie doszło do dogrywki – w pierwszej połowie znowu do głosu doszli Anglicy i wydawało się, że Chorwaci już nie są w stanie nic z siebie wykrzesać, ale druga część to znowu popis Vatreni. Angielscy obrońcy zaczęli popełniać proste błędy, aż w końcu na pozycję sam na sam wyszedł Mario Mandżukić i po główce nie kogo innego, tylko znowu Perisicia, pokonał Jordana Pickforda. 2:1, wygrał zespół lepszy i dojrzalszy, a Anglicy będą walczyć z Belgami o brąz.
Kto dał radę?
Ivan Perisić. Dotychczas skrzydłowy Interu Mediolan był najmniej efektywnym i efektownym zawodnikiem z całego chorwackiego ataku, ale dzisiaj dał prawdziwy popis. Od momentu strzelenia gola w 68. minucie ani na moment nie przestał nękać angielskich obrońców i był najaktywniejszym z Chorwatów. Raz po raz urządzał sobie rajdy, posyłał kluczowe podania i znajdował się w sytuacjach strzeleckich. Ale dobrze zagrali też jego koledzy z ofensywy. Mario Mandżukić strzelił zwycięskiego gola, a wcześniej przez niemal dwie godziny jak lew walczył o każdą piłkę na połowie rywala, będąc znów niemiłosiernie obijanym przez przeciwników. Ante Rebić kilka razy pokazał umiejętności godne zawodnika pasującego do klubu wyższej klasy niż Eintracht Frankfurt i bez wątpienia po turnieju do takiego właśnie zespołu trafi. Dzisiaj to on, skrzydłowy, zaliczył najwięcej odbiorów z całego zespołu. Dyskretniejszy występ zaliczyli dwaj magicy środka pola, Ivan Rakitić i Luka Modrić, za to ich bardziej defensywnie nastawiony partner z pomocy Marcelo Brozović był dosłownie wszędzie i wywiązywał się ze swoich obowiązków w stu procentach. Obrona nie była dzisiaj pewnym punktem Chorwacji, ale liczne momenty zagapienia się i braku koncentracji obyły się bez przykrych konsekwencji. Piłkarze z południa Europy znów pokazali dzisiaj klasę i, pomimo słabszej formy fizycznej i złego początku, potrafili dzięki zespołowej grze i wysiłkowi wszystkich zawodników na murawie obrócić wynik na swoją korzyść. Ciekawe tylko, jak będą wyglądali w starciu z Francuzami, którzy mają jeden dzień odpoczynku więcej, a na turnieju rozegrali o… jeden mecz mniej – Les Bleus awansowali do finału bez żadnej dogrywki, a Chorwaci po rozegraniu aż trzech. Tak czy inaczej, Modrić i spółka już pobili największe osiągnięcie reprezentacji, jakim był brązowy medal wywalczony przed 20 laty na mundialu we Francji. Czy stać ich na jeszcze więcej?
Kto nie dał rady?
Harry Kane. Kapitan reprezentacji Anglii dzisiaj nie uniósł ciężaru odpowiedzialności i nie wykorzystał piłki meczowej, którą miał na nodze. W całym meczu oddał zaledwie dwa strzały, z czego żaden nie trafił w światło bramki. Oczywiście, walczył skutecznie w powietrzu i brał udział w rozgrywaniu piłki, ale dzisiaj jego zespół jak tlenu potrzebował skuteczności. Zawiedli w zasadzie wszyscy zawodnicy odpowiedzialni za kreację – Raheem Sterling, Jesse Lingard i Dele Alli po pierwszej połowie nagle zapomnieli, jak się gra, i zamiast trzymać Chorwatów w szachu i efektywnie kontrować, zupełnie się na boisku zagubili. W tyłach także było niewesoło: po Jordanie Hendersonie widać było trudy turnieju i to, że nie był w pełni dysponowany, a zarówno Kyle Walker (przy strzale Perisicia), jak i John Stones (przy trafieniu Mandżukicia) zawalili po golu. Jedynym jasnym punktem Anglików był Kieran Trippier, strzelec bramki i zawodnik fantastycznie dziś panujący na prawej flance, który do kieszonki schował Ivana Strinicia. Gdy w dogrywce musiał zejść z boiska z powodu urazu w sytuacji, gdy Anglicy gonili wynik, w jego oczach widać było łzy. Wielka szkoda, bo to z pewnością jeden z najlepszych bocznych obrońców na mundialu. Anglicy w pierwszej połowie nie dali Chorwatom dojść do głosu, ale nie podwyższyli prowadzenia mając ku temu okazje, a potem stracili całą pewność siebie i nie potrafili wrócić na wcześniejszy poziom. Chorwaci oddali dzisiaj dwa razy więcej strzałów, częściej byli przy piłce i grali skuteczniej w odbiorze. Tak więc futbol nie wróci do domu i wciąż największym sukcesem ojczyzny piłki nożnej pozostanie triumf z 1966 roku. Ale, patrząc na wszystko od jaśniejszej strony, to reprezentacji młoda, która ma jeszcze wiele turniejów przed sobą. O brąz Anglicy zagrają z Belgią.
Najlepsi piłkarze półfinału: Ivan Perisić i Kieran Trippier
Najgorsi piłkarze półfinału: Raheem Sterling i Dejan Lovren
Liczby półfinału: 4 (liczba odbiorów Rebicia i kluczowych podań Trippiera), 7 (liczba strzałów Perisicia), 34 (łączna liczba wybić piłki z pola karnego przez angielskich obrońców)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/403522-wygral-futbol-chociaz-do-domu-nie-wrocil
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.