Pojedynek Szwecji i Szwajcarii nie wywoływał nadmiernej ekscytacji u kibiców i faktycznie, przesadnie widowiskowy nie był. Typowy mecz walki, gdzie raz grali lepiej żółci, innym razem groźniejsi byli czerwoni, a większość sytuacji była wyjaśniana przez obrońców i defensywnych pomocników. Do lepszych sytuacji strzeleckich dochodzili Szwedzi, ale mieli kompletnie rozregulowane celowniki, czego najlepszym przykładem niecelne strzały ze świetnych pozycji Albina Ekdala, Marcusa Berga i Oli Tovionena. Cały czas myśleliśmy, że obudzą się Szwajcarzy, ale pomimo wielkiej przewagi w posiadaniu piłki, ich jedyną bronią zdawały się być wrzutki w pole karne, gdzie przecież rządzili grający po profesorsku kapitan Andreas Granqvist wraz ze swoimi pomagierami. Znakomity mecz rozgrywał rządzący na lewej flance Krzyżowców Ricardo Rodriguez, ale jego kąśliwe dośrodkowania nie mogły być przez nikogo wykorzystane, tym bardziej, że Szwajcarzy mają na rosyjskim turnieju gigantyczne problemy ze swoimi napastnikami. Jedyny gol padł, a jakżeby inaczej, po rykoszecie. Zawodzący we wcześniejszych meczach Emil Forsberg dość przeciętnie przymierzył, ale dostawiona noga Manuela Akanjiego zmyliła Yanna Sommera i Szwecja mogła spokojnie bronić jednobramkowego prowadzenia. Później jeszcze Forsberg wybił piłkę z linii bramki bronionej przez Robina Olsena, a pod sam koniec po szwedzkim kontrataku sędzia wyrzucił z boiska Michaela Langa. Pozamiatane, minimalizm wygrał, Trzy korony meldują się w ćwierćfinale po skromnym 1:0.
Kto dał radę?
Emil Forsberg. Teoretycznie największa gwiazda Szwecji i jedyny, którego status w kraju może być chociażby lekkim odblaskiem statusu nieobecnego w Rosji Zlatana Ibrahimovicia. Przez wszystkie dotychczasowe mecze zawodził i nie przypominał przebojowego skrzydłowego szturmującego boiska Bundesligi. Zresztą dzisiaj także nie wykazywał się niczym specjalnym i po raz kolejny lepsze wrażenie sprawiał biegający na prawej flance Viktor Claesson. Ale wystarczył jeden rzut wolny wywalczony w groźnej strefie, jedno zejście na środek i jeden wątpliwej jakości strzał, po którym piłka odbiła się od szwajcarskiego obrońcy i zatrzepotała w siatce, aby Forsberg znów został bohaterem Szwedów. Niedługo później uratował swoją drużynę wybiciem przed, zdawałoby się pewną, utratą bramki i mógł w glorii chwały opuścić boisko. Jeden gol w zupełności Szwedom wystarczał. Ich zwycięstwo to zasługa przede wszystkim bezbłędnego Andreasa Granqvista trzymającego defensywę w ryzach, dobrze broniącego bramki Robina Olsena oraz twardo grających zawodników środka pola, jakimi byli Albin Ekdal i Gustav Svensson. Skandynawowie grali tak, jak lubią i potrafią – oddając pole rywalom i czyhając na kontrataki, chociaż w dzisiejszym spotkaniu mieli więcej sytuacji do groźnych strzałów niż w meczach grupowych. Nie wiadomo, czy cieszyć się czy smucić, bo Szwedzi grają piłkę doprawdy toporną, ale z drugiej strony są w pełni świadomi swoich słabych i mocnych stron, nie próbując robić rzeczy, w których nie czują się mocni. Ćwierćfinał to dla Trzech Koron znakomity wynik, a jeśli Granqvist i jego koledzy z obrony znów będą grać jak natchnieni i pozostaną dla rywali przeciwnikiem mocno niewygodnym, to może na tym ich przygoda się nie skończy.
Kto nie dał rady?
Ofensywa Szwajcarów. W meczach z Brazylią i Serbią, Szwajcarzy dali się poznać jako drużyna cierpliwa, budująca swoje ataki od podstaw, ale potrafiąca w odpowiednich chwilach przyspieszyć i zaskoczyć przeciwnika niespodziewanym rozegraniem. Dzisiaj tego bardzo brakowało. Szwajcarscy piłkarze grali bez polotu, bo trudno tak nazwać nieustanną wiarę w, swoją drogą całkiem groźne, dośrodkowania Ricardo Rodrigueza i Xherdana Shaqiriego. Ten ostatni nie miał dziś polotu, z którego dał się poznać w ostatnich spotkaniach, jego próby dryblingu były zupełnie nieudane, a strzały zatrzymywały się na szwedzkich obrońcach. Po raz kolejny potwierdziło się, że Szwajcaria ma problem ze skutecznym napastnikiem, bo próbowani na turnieju Haris Seferović, Mario Gavranović i wychodzący dziś w podstawowym składzie Josip Drmić oddali łącznie zawrotną liczbę czterech strzałów w czterech meczach. Brakowało kreatywności, bo bardzo słabe zawody rozgrywał odpowiedzialny za tę sferę Blerim Dżemaili. W obronie nie było zwyczajowej u Szwajcarów pewności, ale to naturalne pokłosie braku pauzujących za kartki Stephana Lichsteinera i Fabiana Schara. Ogółem, Krzyżowcy rozegrali mocno przeciętne spotkanie i nie zasłużyli na awans. Inna sprawa, czy na ćwierćfinał zasłużyli Szwedzi, ale przecież ktoś z tego pojedynku musiał wyjść zwycięsko.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/402405-szwecja-eliminuje-szwajcarie-triumf-minimalizmu