Odejście Adama Nawałki z funkcji selekcjonera polskiej reprezentacji ma słodko-gorzki smak. Z jednej strony trener był w ostatnim czasie słusznie krytykowany za blamaż biało-czerwonych na rosyjskim turnieju, ale z drugiej to wciąż postać, która doprowadziła do największego sukcesu seniorskiej kadry od lat 80. ubiegłego wieku.
Adam Nawałka dobrym piłkarzem był. Kto wie, czy gdyby nie podatność na kontuzje, pomocnik krakowskiej Wisły nie zostałby jednym z najbardziej legendarnych piłkarzy w dziejach polskiej reprezentacji. Jego kariera rozwijała się błyskawicznie – w wieku 17 lat zadebiutował w polskiej ekstraklasie, chwilę później był już podstawowym zawodnikiem Białej Gwiazdy sięgającej po Mistrzostwo Polski. Jacek Gmoch bez wahania zabrał 20-letniego wówczas zawodnika na mundial w Argentynie, z którego Polacy, pomimo statusu faworytów, medalu nie przywieźli, ale Nawałce nie można było nic zarzucić. Później zaczęły się urazy, przez które w 1980 roku zdolny zawodnik środka pola skończył karierę reprezentacyjną i miał półroczny rozbrat z piłką, a kilka lat później wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie kończył swoją karierę kopiąc piłkę w Polish-American Eagles. Jako piłkarz, „Ciepły” był ceniony za niespotykany w swoich czasach profesjonalizm, bo w przeciwieństwie do większości piłkarzy prowadził prawdziwie sportowy tryb życia. Był też pionierem współczesnego piłkarza w zakresie dbania o prezencję, co zresztą zostało mu również gdy był już szkoleniowcem. Na przełomie lat 80. i 90. wrócił do Polski i imał się przeróżnych zajęć, aż w 1995 roku zdobył trenerskie papiery. Miał swoje epizody w Wiśle Kraków (to on odkrył talent braci Brożków, a raz jako trener tymczasowy wywalczył nawet krajowy tytuł), Zagłębiu Lubin, Sandecji czy Jagiellonii Białystok, ale nie było to pasmo sukcesów. W końcu, w 2007 roku dołączył do sztabu holenderskiego selekcjonera Leo Beenhakkera i pomagał w przygotowaniach do EURO 2008. Później objął funkcję trenera w katowickiej Gieksie i wreszcie trafił do Górnika Zabrze, z którym awansował do Ekstraklasy i radził tam sobie tam całkiem nieźle, zauważając takich piłkarzy jak Arkadiusz Milik czy Paweł Olkowski. Legendarna stała się jego pracowitość i dbałość o najmniejsze detale. Jego były kolega z boiska, Zbigniew Boniek, już jako prezes PZPN w październiku 2013 roku powołał Nawałkę na funkcję selekcjonera biało-czerwonych.
Przez te niemal pięć lat Adam Nawałka miał w większości momenty dobre. Można zaryzykować niezbyt kontrowersyjne stwierdzenie, że od pierwszej kadencji Antoniego Piechniczka z lat 1981-86 żaden selekcjoner nie tchnął takiego pozytywnego ducha w polską reprezentację. Łazarek, Strejlau, Ćmikiewicz, Apostel, Stachurski, drugie podejście Piechniczka, Pawlak, Wójcik – przy tych wszystkich nazwiskach po każdych eliminacjach do turniejów o randze mistrzowskiej widnieje „nie zakwalifikował się”. Po przełomie wieków coś się ruszyło, ale trudno uznawać kadencje Jerzego Engela, Pawła Janas czy Leo Beenhakkera (o czasach Bońka, Majewskiego, Smudy czy Fornalika lepiej litościwie nie wspominać) za nieustające pasma sukcesów. Nawałka wprowadził do kadry coś, czego brakowało w niej od czasów Deyny, Żmudy, Szarmacha, Laty czy Bońka – atmosferę. Piłkarze zaufali trenerowi, on zaufał im, a wśród samych zawodników zapanowała niespotykana wcześniej harmonia. Udało się uciszyć „aferę biletową” z udziałem Jakuba Błaszczykowskiego i w miarę delikatnie przeprowadzić proces przekazania opaski kapitańskiej Robertowi Lewandowskiemu podczas poważnej kontuzji Kuby. Nawałka potwierdził wszystkie opinie, które o nim wygłaszano: ekstremalnie pracowity, w zasadzie nigdy nie przestający analizować, zmuszający swoich współpracowników (Bogdan Zajac, Jarosław Tkocz czy Huber Małowiejski) do wielkiego wysiłku zarówno w dziedzinie pracy z samymi zawodnikami, jak również zbierania informacji o rywalach i układania planów taktycznych. Wiecznie w pracy, wiecznie zaangażowany, wiecznie szukający sposobów na polepszenie gry zespołu.
Adam Nawałka miał wyniki – to trzeba sobie powiedzieć otwarcie. Po fatalnym występie na polskim EURO 2012 i braku kwalifikacji do Mistrzostw Świata 2014, przed nowym selekcjonerem stało jedno zadanie: awans na kolejny kontynentalny czempionat. Po pierwszych, bardzo nieudanych, meczach towarzyskich przewidywano, że Nawałka podzieli los Smudy i Fornalika, czyli ligowych trenerów, którzy nie dorośli do wejścia w buty szkoleniowca reprezentacji. Ale kampania kwalifikacyjna do EURO 2016 przebiegła w sposób bardzo udany, a jej niezapomnianym momentem, i bez przesady jednym z najważniejszych osiągnięć w dziejach polskiej reprezentacji, było pierwsze w historii zwycięstwo nad odwiecznym rywalem – Niemcami. 11 października 2014 roku już na zawsze zapisze się w annałach jako dzień, w którym na Stadionie Narodowym w Warszawie został przełamany niemiecki kompleks. Owszem, momentami mecz przypominał klasyczną piłkarską obronę Częstochowy, ale wyniku nie zmieni już nic: 2:0 dla Polski po golach Arkadiusza Milika i Sebastiana Mili. Szok i niedowierzanie zarówno w naszym kraju, jak i u zachodnich sąsiadów. Francuskie mistrzostwa Europy także były czymś szczególnym, bo na taki występ reprezentacji w kraju nad Wisłą czekano co najmniej od 1986 roku. Wygrana z Irlandią Północną i Ukrainą, remis z Niemcami, w 1/8 finału awans po karnych ze Szwajcarią i odpadnięcie po kolejnym konkursie jedenastek z Portugalią. Ten wynik przyjęliśmy wszyscy z entuzjazmem, a przecież tak niewiele brakowało do osiągnięcia strefy medalowej – może lepszych parad Łukasza Fabiańskiego, może lepiej strzelonego karnego Jakuba Błaszcykowskiego – w każdym razie szczegółu. Oczywiście, Polacy nie grali pięknie, selekcjoner stawiał za zachowawczą taktykę, biało-czerwonych dopadała dziwna niemoc w drugich połowach. Ale liczy się wynik, a ten jeśli chodzi o mistrzostwa Europy był historyczny. Kolejnym zadaniem Nawałki był awans do rosyjskiego mundialu. Po początkowym niepokoju spowodowanym remisem z Kazachstanem reprezentacja weszła na odpowiednie obroty i cel osiągnęła, choć po drodze przydarzyła się wstydliwa porażka 0:4 z Danią w Kopenhadze. To mógł być punkt zwrotny, po którym selekcjoner naprawi niedostatki i osiągnie ostateczny sukces, jakim miał być dobry występ na mundialu, lub popełni błędy, które doprowadzą do rozstrzygnięcia nie satysfakcjonującego nikogo. Jak było, wszyscy wiemy.
W Rosji zawiodło wiele rzeczy, a może bardziej wszystkie rzeczy zawiodły w jednej chwili. Po porażce z Danią Nawałka wiedział, że gra Polaków musi mieć element zaskoczenia i szukał rozwiązania wykraczającego poza ramy klasycznego 4-4-2. Ustawienie z trójką obrońców, testowane w meczach towarzyskich przed mistrzostwami, nigdy tak naprawdę nie zdało egzaminu i nie inaczej było w Rosji. W premierowym meczu z Senegalem selekcjoner postawił na zestaw osobowy, w którym upchnął wszystkich swoich pewniaków, ale przez to w zespole brakowało równowagi. Po latach zaczęło brakować w nim także chemii pomiędzy piłkarzami, i nawet nie chodzi tu o kwestie pozasportowe, ale to, co widać było na boisku. Nie chcieli umierać za siebie nawzajem i na murawie każdy ciągnął w nieco inną stronę, co nie mogło się pozytywnie skończyć. Kadra nie wyglądała także na dobrze przygotowaną fizycznie, a przecież na wszelkiego rodzaju turniejach jest to sprawa podstawowa. Te kwestie z pewnością obciążają konto selekcjonera, bo w końcu to on odpowiada za przygotowanie taktyczne, kadrowe, mentalne i fizyczne reprezentacji i nie na darmo całej ekipie zapewniono przed mundialem wspólny miesiąc, podczas którego wszystkie te sprawy miały zostać dotarte. Ale, biorąc niejako Nawałkę w obronę, trzeba obiektywnie stwierdzić, że kluczowi piłkarze (Lewandowski, Piszczek, Szczęsny, Krychowiak, Milik, Zieliński) przyjechali do Rosji w zwyczajnie fatalnej formie i grali w sposób nieprzystający do ich statusu. Pewnie gdzieś też unosiły się jakieś kwestie towarzyskie i wzajemne animozje. Tak więc błędy selekcjonera (może wywołane złymi wyborami, może stresem, któremu nie podołał) i błędy piłkarzy w jakimś stopniu nałożyły się na siebie tworząc dość ponury obraz polskiej reprezentacji na Mistrzostwach Świata 2018.
Adam Nawałka prowadził polską kadrę w 50 spotkaniach, z których w 27 przypadkach wychodził zwycięsko, a 10 razy schodził z boiska na tarczy. Jego piłkarze strzelili 99 bramek, a dali sobie wbić 49. Najczęściej u Nawałki grał kapitan i centralna postać reprezentacji, Robert Lewandowski, który pod wodzą krakowskiego trenera strzelił aż 37 bramek. Poza nim, w kręgu kluczowych zawodników selekcjonera znajdowali się Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik, Kamil Grosicki, Arkadiusz Milik, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, Krzysztof Mączyński, Michał Pazdan, Piotr Zieliński i Maciej Rybus. Nawałka miał wielką słabość do Artura Jędrzejczyka, Thiago Cionka czy Sławomira Peszko, co może budzić zrozumiałe wątpliwości. Ale trzeba przyznać, że to właśnie „Ciepły” postawił na Bartosza Kapustkę na EURO 2016, uwierzył w Krzysztofa Mączyńskiego i Arkadiusza Milika czy wprowadził na dobre do drużyny Michała Pazdana, który okazał się opoką polskiej defensywy i jednym z zawodników, którzy w reprezentacji grają lepiej niż w klubie. Nie jest też tak, że Nawałka zostawia za sobą spaloną ziemię: trzon zespołu wydaje się nienaruszalny (Lewandowski, Krychowiak, Glik), ale swoje miejsce znajdują powoli Bartosz Bereszyński, Dawid Kownacki czy Jan Bednarek. Przyszłość kadry to obecnie w oczach wielu obraz nędzy i rozpaczy, ale takie opinie są bardziej podyktowane emocjami. W rzeczywistości, po Błaszczykowskim i Piszczku nadchodzi nowe pokolenie, które przy odpowiednim prowadzeniu może osiągnąć wiele.
Adam Nawałka miał swoje przywary, do których należało również uwielbienie dla frazesów i okrągłych słów na konferencjach prasowych czy momentami zbytnia wiara w nieomylność własnych pomysłów, a prawem każdego kibica jest zastanawianie się nad tym, ile w jego wynikach było zasługi faktycznej koncepcji, a ile zwyczajnego szczęścia. Ale ogólny bilans selekcjonera Nawałki jest pozytywny, szczególnie w zestawieniu z jego poprzednikami. Wygrana z Niemcami w Warszawie czy udany występ na EURO 2016 są jego zasługą i nie powinniśmy pozwolić na to, aby rosyjska kampania nam ten dobry obraz przysłoniła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/402334-nawalka-odchodzi-cieszyc-sie-czy-smucic
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.