Japończycy rozpoczęli zmagania w Rosji z wysokiego „C”, ale później było gorzej i na koniec fazy grupowej przegrali nawet z Polską. Belgia przez pierwszą fazę przeszła jak burza i jest jedną z drużyn prezentujących się najlepiej.
Belgia ma swoją złotą generację, która jednak w dorosłym futbolu jeszcze nic nie wygrała. Tym razem ma być inaczej, ale materiał poglądowy uprawniający do takiego przekonania jest niewystarczający. Czerwone Diabły rozbiły w grupie Panamę i Tunezję, a w rezerwowym składzie pokonały podobnie rezerwową Anglię, więc trudno skalę ich siły zweryfikować. Póki co na pewno wyróżniają się z grona faworytów równą i wysoką formą. Na papierze Belgia powinna pokonać niemal każdego, bo takimi piłkarzami nie pogardziłaby żadna reprezentacja świata. Jeśli uraz pozwoli na występ Romelu Lukaku, japońscy obrońcy będą mieli gigantyczny problem z powstrzymaniem rosłego i silnego napastnika. Z kolei kreatywność Edena Hazarda, Driesa Mertensa i Kevina De Bruyne’a zawsze daje opcję niecodziennego rozegrania i siania popłochu w szeregach rywala. Ustawienie z trójką środkowych obrońców będzie wymagało sporej pomysłowości ze strony Japonii, choć postawa defensywy nie jest akurat najsilniejszym punktem drużyny Roberto Martineza. W dzisiejszym spotkaniu Belgia będzie próbowała zdominować mecz i osiągnięcie tego celu jest jak najbardziej w zasięgu piłkarzy z ojczyzny frytek. Nawet, jeśli słabszy dzień będą mieli Lukaku, Hazard czy Mertens, na ławce czekają solidni zmiennicy, którzy przecież bez większych kłopotów pokonali Anglików – Januzaj, Batshuayi czy Tielemans. Belgia ma kim straszyć i w swojej normalnej formie powinna rywali z Azji przewieźć na górskiej kolejce i wyrzucić za burtę mundialu.
Nieco inaczej sytuacja ma się w przypadku Japonii, która grając rezerwami przegrała po stojącym na niskim poziomie spotkaniu z Polakami. Niebiescy Samuraje wsławili się jedynie kunktatorską grą w końcówce, dzięki czemu jako pierwsi w historii awansowali kosztem Senegalu dzięki mniejszej liczbie otrzymanych żółtych kartek. To nie była ta sama drużyna, która dawała popalić Kolumbii i przeważała w spotkaniu z Senegalem. Japończycy nie będą chcieli dać się zdominować przez Belgów i oddać im piłki, ale czy wystarczy im na to sił i umiejętności? Niezbędne jest, aby Akira Nishino wrócił do najbardziej sprawdzonych zawodników, a może spróbował zaskoczyć przeciwnika jakimś niespodziewanym wyborem w ofensywie. Z przodu pole popisu jest spore, bo o cztery miejsca w atakującej formacji walczą Yuya Osako, Shinji Kagawa, Shinji Okazaki, Takashi Inui, Genki Haraguchi i Keisuke Honda. Jeśli kapitan Makoto Hasebe zadba o spokój w środku pola i odpowiednio zaasekuruje obrońców, Belgowie wcale nie muszą dzisiaj mieć z Japonią łatwej przeprawy. Azjaci potrafią grać kombinacyjnie, na jeden kontakt, wymieniając się pozycjami i oszukując obrońców - chociaż dzisiaj naprzeciw nich staną Jan Vertonghen czy Toby Alderweireld, a nie defensorzy Kolumbii czy Senegalu, więc łatwo nie będzie. Jedno jest pewne: aby powalczyć, Japonia potrzebuje dzisiaj czegoś ekstra, bo zwyczajne środki mogą na Belgów nie wystarczyć.
Belgia jest zdecydowanym faworytem w meczu z Japonią, ale Niebiescy Samuraje pokazali już w Rosji, że grać potrafią. Jeśli zaskoczą ciekawymi rozwiązaniami w ataku, mogą coś trafić, ale z drugiej strony powstrzymanie Lukaku czy Hazarda przed strzeleniem gola jest wyzwaniem ponad siły lepszych formacji, niż japońska obrona. Zapowiada się dość otwarty mecz, w którym Czerwone Diabły muszą, a Japończycy tylko mogą.
Przewidywane składy:
Belgia: Courtois – Alderweireld, Vermaelen, Vertonghen – Meunier, De Bruyne, Witsel, Carrasco – Mertens, Hazard – Lukaku
Japonia: Kawashima – Sakai, Yoshida, Shoji, Nagatomo – Hasebe, Shibasaki – Okazaki, Kagawa, Inui - Osako
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/402169-niebiescy-samuraje-w-cieniu-czerwonych-diablow