Od siebie często niewiele wymagamy, nie mamy osiągnięć, a od piłkarzy wymagamy, by zawsze byli lepsi od najlepszych z innych dziedzin.
Piłkarze polskiej reprezentacji i jej trener powiedzieli prawdę. Byli zdecydowanie gorsi od Kolumbijczyków. I gdyby zawęzić sprawę do piłki, wszystko by się zgadzało. W innych aspektach rzecz jest już znacznie bardziej skomplikowana. Kolumbia nie jest państwem ani od Polski bogatszym, ani bardziej rozwiniętym cywilizacyjnie czy technologicznie. Wręcz przeciwnie. Wprawdzie Bogota wygląda przy Warszawie bardzo korzystnie, ale to po prostu enklawa. Piłkarsko Kolumbia jest obecnie znacznie lepsza od Polski, gdyż jest też dużo lepsza niż w przeszłości względem innych państw tego samego kontynentu. Co oznacza, że w międzynarodowej konkurencji kolumbijska piłka jest lepsza od kolumbijskiej gospodarki, nauki, technologii, edukacji, wynalazczości czy organizacji pracy. W Polsce też tak było przez prawie całe lata 70. XX wieku.
Rację ma Robert Lewandowski, gdy mówi: „Ciężko samą walką zdobyć punkty. (…) Punktów nie zdobywa się poprzez bieganie, przez wykonane sprinty. Tutaj trzeba dodać piłkarską jakość. Mamy zawodników, którzy mieli problemy w klubach, i ciężko jest wtedy wyjść na boisko z pewnością siebie, ograniem, czuciem piłki, czuciem dystansu. W Rosji to niestety było widać. (…) Wielokrotnie starałem się przekazać wam [dziennikarzom], jaka jest sytuacja. Ale ekscytacja była wysoka i wy niekoniecznie chcieliście usłyszeć to, co chciałem powiedzieć. Na ten moment to było wszystko, na co było nas stać”. Kapitan reprezentacji podał przyczyny obiektywne. Podobnie zrobił Maciej Rybus: „Kolumbijczycy pokazali jak się gra w piłkę na najwyższym poziomie. My tak grać nie umiemy i to smutne”. Kamil Glik dodał przyczyny subiektywne: „Jestem wkur…y i to bardzo. Czemu mam nie być? Skoro wyglądaliśmy gorzej od przeciwników, to coś jest nie tak. (…) Wyglądaliśmy gorzej od rywali pod każdym względem. (…) Powiedzmy sobie szczerze, że w dwóch meczach stworzyliśmy sobie pół sytuacji. Albo jedną”. Rację może mieć nawet trener Adam Nawałka, który na konferencji prasowej 25 czerwca mówił: „Zawodnicy dali z siebie wszystko”. Nie ma racji, gdy twierdzi, że piłkarze „podjęli rywalizację na najwyższym poziomie”.
Od kilku dekad polska reprezentacja piłkarska, może z wyjątkiem Euro 2016 we Francji, nie wyróżnia się w stosunku do innych dziedzin polskiego życia. Wyróżniają się indywidualni piłkarze, bo jeszcze nigdy tylu z nich nie grało w dobrych klubach w mocnych ligach, choć np. nie w najbogatszych, czyli w hiszpańskiej i angielskiej, co jest bardzo znamienne. W Hiszpanii nie ma ich właściwie wcale, a w Anglii grają w słabszych klubach i nie są gwiazdami. Poza Euro 2016 to się na nic wielkiego nie przekłada. I tu dochodzimy do sedna. Polscy piłkarze nie są obecnie gorsi od polskich naukowców, wynalazców, artystów, ekonomistów, polityków, wojskowych czy lekarzy. Bywa, że niektórzy są nawet lepsi od najlepszych w wymienionych wcześniej dziedzinach. Nie narzekamy jednak na przeciętnych naukowców, ekonomistów czy artystów albo narzekamy w dużo mniejszym stopniu. Na piłkarzy narzekamy, bo są „mieszkańcami masowej wyobraźni”, gwiazdami i celebrytami, czasem na skalę globalną – jak w wypadku Roberta Lewandowskiego.
W futbolu dość często zdarza się być lepszym od najlepszych w innych dziedzinach życia w danym kraju (w porównaniu z międzynarodową konkurencją), gdyż trafia się wybitniejsze pokolenie lub mamy akurat większą konkurencję, a przez to większe wymagania, czyli także wyższe umiejętności. I trener Nawałka, i piłkarze upewniali nas, a niektóre wyniki to potwierdzały, że od kilku lat polski futbol ma się lepiej niż inne dziedziny życia. Punktowo to się potwierdzało, na dłuższą metę – nie. Polacy dali się trochę zaczarować propagandzie piłkarskiego sukcesu, choć nie była ona kompletnym picem, bo jednak miewała podstawy. Stąd teraz taka amplituda rozczarowania i zawodu, bo jednak wielu uwierzyło, iż trwale piłkarze są lepsi. Żeby jednak być uczciwym, trzeba zastosować podobną miarę jak do innych dziedzin. A wedle tej miary nasi futboliści absolutnie nie są gorsi od naukowców, wynalazców, artystów, ekonomistów, polityków, wojskowych czy lekarzy. Są chyba nawet lepsi, jeśli brać pod uwagę także ich grę w klubach, a przynajmniej grę niektórych z nich.
Można mieć do naszych piłkarzy pretensje, bo przy dobrym przygotowaniu i koordynacji kilku przeciętnych przymiotów oraz umiejętności na średnim poziomie, tak żeby wzmocnić dobre strony i zneutralizować złe, dałoby się zapewne wyjść z grupy. I tak realistycznie trzeba było o tym mówić od początku, a nie zgrywać niepokonanych mocarzy. Jednak nie można mieć do nich jakichś szalonych pretensji, gdy korzystne czynniki się nie zgrały (wszystko jedno z czyjej winy), że okazali się tacy sami, jak polscy ministrowie, profesorowie, inżynierowie, lekarze, aktorzy czy pisarze. U nas prawie wszystko jest przeciętne, z uniwersytetami na czele, a od piłkarzy wymagamy, by zawsze byli ponadprzeciętni, i to mocno ponadprzeciętni. Czasem się tak zdarza, ale nie powinno się tego uogólniać. Nie bądźmy hipokrytami i nie stosujmy podwójnych standardów. Od siebie też często niewiele wymagamy, pracujemy byle jak, osiągnięć mamy jak na lekarstwo, ale mamy za to świetne samopoczucie. Od piłkarzy zaś wymagamy, by zawsze byli lepsi od najlepszych przedstawicieli innych dziedzin.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/401162-mamy-racje-narzekajac-na-pilkarzy-ale-i-nie-mamy