W dziewiątym dniu mundialu dwukrotnie zobaczyliśmy potwierdzenie tezy, że gra się do końca. Szwajcarzy i Brazylijczycy triumfowali dzięki bramkom strzelonym w końcówkach spotkań.
Kto dał radę?
Szwajcaria. Cóż za mecz oglądaliśmy na stadionie w Kaliningradzie! Spotkały się dwie bardzo solidne, poukładane i równorzędne drużyny. Raz inicjatywę mieli Serbowie, szczególnie kiedy w piątej minucie wynik otworzył niezawodny Aleksandar Mitrović, innym razem przeważali Szwajcarzy, którzy w drugiej połowie wyrównali po przepięknym trafieniu Granita Xhaki. Ostatecznie to właśnie oni byli górą, a zwycięstwo zapewnił najgroźniejszy w szeregach Krzyżowców Xherdan Shaqiri po fatalnym błędzie bałkańskiej obrony. Serbowie pogubili się i za bardzo zaufali w moc niekończących się wrzutek, którym aż do znudzenia chcieli sforsować szwajcarską obronę. Kompletnie niewidoczny był Siergiej Milinković-Savić, który w meczu z Kostaryką był wyróżniającą się postacią. Na wysokości zadania stanęli Mitrović i Duszan Tadić, ale to nie wystarczyło na Szwajcarów, u których brylowali świetnie kryjący środkowi obrońcy, Fabian Schar i Manuel Akanji, a bitwę o środek pola wygrali Xhaka i Valon Behrami. Widzieliśmy mecz pełen stykowych sytuacji, walki wręcz, często mocnych fauli, ale to wszystko mogło się podobać, bo obie drużyny nie grały złośliwie, za to dobrze pojętą futbolową agresją. Ze starcia zwycięska wyszła Szwajcaria – w innym dniu mogłoby być zupełnie na odwrót. Helweci spotkają się z Kostaryką i są w lepszej sytuacji niż Serbowie, którzy o awans muszą walczyć z Brazylią. To będzie wspaniały mecz.
Kto nie dał rady?
Kostaryka. Kostarykanie starali się przez cały mecz, bronili jedenastoma zawodnikami, ale sensacyjnego remisu z Brazylią nie dowieźli do ostatniego gwizdka. W pierwszej połowie widzieliśmy Brazylię z meczu ze Szwajcarią – niespieszną, statyczną, można wręcz powiedzieć, że ospałą. Neymarowi nie wychodziły dryblingi, Jesus był dobrze kryty przez obrońców rywala, a Willian spowalniał akcję i niecelnie podawał. W drugiej połowie zaczęły się zrywy, które pod koniec przekształciły się w regularną nawałnicę. Znakomicie spisywał się wprowadzony w przerwie za Williana Douglas Costa , który napędził prawą stronę. Ale nadal nic nie wpadało, bo Keylor Navas bezbłędnie strzegł swojej bramki. Canarinhos zaczęli się frustrować i wyładowywać na rywalu. Dopiero w doliczonym czasie gry dopięli swego: najpierw Coutinho jak pocisk wpadł w pole karne i trafił bez pudła, a na sam koniec wreszcie przełamał się Neymar, który dostał świetną piłkę od Costy. Dla Kostaryki oznacza to pożegnanie z turniejem, którego ostatnim akordem będzie walka ze zmotywowaną Szwajcarią. Oczywiście, byli dzielni, ale za tak głęboko defensywną grą trudno będzie tęsknić. Natomiast przed Brazylią niełatwe zadanie ogrania Serbów. Dziś Tite pokazał, jaką jakość mają jego rezerwy: zarówno wprowadzony Costa, jak i później Roberto Firmino rozruszali grę i zmobilizowali resztę drużyny do wysiłku. Kiedy Brazylijczycy przyspieszają i zaczynają grać z klepki, przypominają się czasy ich chwały. Oby więcej szybkiego tempa i gry na jeden kontakt w ich wykonaniu, bo zwyczajnie ogląda się to świetnie.
Kto zabłysnął?
Ahmed Musa. Napastnik moskiewskiego CSKA w pierwszym spotkaniu Nigerii nawet nie pojawił się w wyjściowym składzie. Przed meczem z Islandią Gernot Rohr dokonał poważnych zmian w ustawieniu Superorłów, wychodząc na mecz taktyką z trójką obrońców. Na boczny tor odstawił Odiona Ighalo, zamiast niego do wyjściowej jedenastki desygnując Kelechiego Icheanacho i właśnie Ahmeda Musę. Ten ostatni okazał się strzałem w dziesiątkę – dzięki jego dwóm pięknym golom Nigeria zachowała szansę na awans. Mecz Nigerii z Islandią był, jak to się ładnie mówi, typowym meczem walki. Obie drużyny stawiały na defensywę, a w ataku stosowały bardzo proste rozwiązania: mnóstwo dośrodkowań i dalekie wyrzuty z autów na wysokości pola karnego. Spotkanie mogło uśpić kibiców, ale w końcu to cierpliwość Nigeryjczyków się opłaciła. Dwukrotnie ukąsił Musa, który przy pierwszej bramce popisał się genialnym przyjęciem piłki, a przy drugiej oszukał nie dość że obrońców, to jeszcze bramkarza Islandii. Zawodnicy z dalekiej Północy zostali ukarani za zachowawczą grę, która przecież wcześniej przynosiła tak dobre efekty. Ostateczną szansę na dogonienie rywala stracili, gdy ich lider, Gylfi Sigurdsson, nie wykorzystał rzutu karnego. Teraz Islandia o awans będzie grała z rozpędzoną Chorwacją – ich szans można upatrywać w tym, że piłkarze z Bałkanów mają w zasadzie zapewnione pierwsze miejsce w grupie i mogą zagrać oszczędnie. Z kolei Nigeria spotka się z kompletnie rozbitą Argentyną, więc jeśli w spotkaniu z Albicelestes Superorły zaprezentują się z najlepszej strony, to właśnie Afrykanie będzie się cieszyć z awansu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/400855-brazylia-i-szwajcaria-pokazuja-ze-warto-grac-do-konca