Mistrzostwa w 1986 roku miały odbyć się w Kolumbii. Okazało się jednak, że w kraju niewiele się dzieje w związku z organizacją mundialu, tak więc ostatecznie przeniesiono imprezę do Meksyku, posiadającego dobrą infrastrukturę z mistrzostw z 1970 roku. Turniej przeszedł do historii głównie za sprawą występów Diego Maradony i jego „boskiej ręki”.
Nie obyło się bez problemów, bo niecały rok przed mundialem w Meksyku doszło do potężnego trzęsienia ziemi (podobna katastrofa nawiedziła Chile w trakcie przygotowań do organizacji mistrzostw w 1962 roku), ale jakimś cudem stadiony pozostały nienaruszone. Znowu w turnieju udział wzięły 24 drużyny, ale po fazie grupowej kolejne rundy miały być rozegrane już klasycznym systemem pucharowym. Polacy awansowali nie bez trudu, ale mając świeżo w pamięci triumf na Stadionie Śląskim nad mistrzami świata Włochami po pięknym trafieniu Dariusza Dziekanowskiego, kibice biało-czerwonych mogli liczyć na dobry występ reprezentacji. Drużynie liderował Zbigniew Boniek, bohater mundialu w Hiszpanii i zdobywca Pucharu Mistrzów z Juventusem po tragicznym finale rozegranym na stadionie Heysel w Brukseli. Przed spotkaniem rozgrywanym 29 maja 1985 roku pomiędzy drużyną z Turynu i Juventusem doszło do kibicowskich zamieszek, w wyniku czego runął mur okalający sektor włoskich fanów i śmierć poniosło 39 osób – finał europejskiego pucharu został jednak rozegrany, a jedynego gola strzelił z rzutu karnego Michel Platini po faulu na Zibim. Podczas mundialu w Meksyku „bello di note” był już zawodnikiem AS Romy.
Selekcjoner Argentyny, Carlos Bilardo, zdecydował, że kapitanem i centralnym punktem drużyny musi być Diego Maradona, cudowne dziecko argentyńskiej piłki, na boisku prawdziwy magik. El Diez nie musiał się przejmować żadnymi ramami taktycznymi narzucanymi zespołowi Albiceleste, a na boisku był wolnym elektronem, który swoimi umiejętnościami niejednokrotnie ośmieszał rywali. Argentyna miała dobrych zawodników, takich jak Jorge Valdano, Sergio Batista czy Jorge Burruchaga, ale wszystko kręcił się wokół małego geniusza. Abiceleste wygrali swoją grupę, czego nie można było powiedzieć o Polsce. Nasi reprezentanci bezbramkowo zremisowali z zaskakująco dobrze grającym Marokiem i po golu Włodzimierza Smolarka pokonali Portugalię. W ostatnim grupowym meczu dostaliśmy bolesną nauczkę od Anglików, a wynik 3:0 był zasługą hattricka wspaniałego napastnika tamtych czasów, Gary’ego Linekera, który sięgnął na imprezie po koronę króla strzelców. Polska awansowała z trzeciego miejsca jako jeden z czterech najlepszych zespołów okupujących tę pozycję. Warto pamiętać, że w składzie występował Waldemar Matysik, który cztery lata wcześniej musiał zrezygnować z gry w przerwie meczu o brązowy medal. Był ekstremalnie wycieńczony, a po hiszpańskim mundialu przez długie miesiące dochodził do zdrowia – mimo to, odzyskał dawną formę i pojechał do Meksyku. Niestety, przygoda Polaków z mundialem skończyła się na 1/8 finału. Pomimo tego, że Polacy grali swój najlepszy mecz na turnieju, nie byli w stanie pokonać rozpędzonych Brazylijczyków. Wynik 4:0 jest dość brutalny, ale warto pamiętać, że Canarinhos dwa gole strzelili z karnych, a Polacy obili słupek i poprzeczkę bramki rywala. Sukcesów z RFN i Hiszpanii powtórzyć się nie udało, a Antoni Piechniczek powiedział wtedy z lekkim przekąsem, że życzy swoim następcom, aby przynajmniej dwa razy z rzędu doprowadzili reprezentację do występów na mistrzostwach. Boniek dodał, że niezadowolonym w głowach się poprzewracało, sam awans na mundial jest sukcesem i jeszcze zatęsknimy za obecnością Polaków na mundialu. Słowa obu panów przeszły do historii jako „klątwa Piechniczka” bądź „klątwa Bońka”, bo od tamtej pory przez 16 lat Polakom ani razu nie udało się awansować na wielki turniej. W ćwierćfinałach doszło do dwóch spotkań, które przeszły do historii. W starciu Brazylii z Francją karnego nie wykorzystał „biały Pele”, jak nazywano Zico, a w konkursie jedenastek spudłował Socrates, drugi z symboli tamtego niespełnionego pokolenia Canarinhos. Po drugiej stronie nie trafił najlepszy z Les Bleus, Platini, ale po strzale w słupek Julio Cesara to Francuzi trafili do strefy medalowej.
Ćwierćfinał pomiędzy Anglią i Argentyną to jeden z najbardziej pamiętnych meczów w historii mundialu. U reprezentantów Południowej Ameryki wciąż żywe było wspomnienie przegranej z Anglią wojny o Falklandy (nazywane przez nich Malwinami) z 1982 roku, w której zginęło 649 argentyńskich żołnierzy. Dla biało-błękitnych starcie z wyspiarzami było czymś więcej niż meczem. Maradona w pierwszej połowie był brutalnie traktowany przez angielskich obrońców, ale w drugiej odpłacił im pięknym za nadobne: do spadającej w pole karne piłki biegł Diego i angielski bramkarz, Peter Shilton, wyższy od Argentyńczyka o niemal 20 centymetrów. Jakimś cudem wyskoczyli na podobną wysokość, a Maradona trącił piłkę lewą rękę – ta przeleciała nad golkiperem i wpadła do bramki. Na nic zdały się protesty Anglików, sędzia gola uznał, a sam nielegalny strzelec powie po meczu, że bramka padła trochę po główce Maradony, a trochę po ręce Boga. Chwilę po jednym z największych skandali w futbolowych dziejach, Diego strzelił gola uznawanego przez wielu za najpiękniejszego w historii mundialu. Dostał piłkę na swojej połowie, przebiegł z nią 60 metrów po drodze kiwając czterech Anglików, minął bramkarza i posłał futbolówkę do pustej bramki. Kontaktowy gol Linekera na nic się nie zdał, Argentyna zwyciężyła 2:1 i zemsta za Malwiny stała się faktem. Piłkarska „Ręka Boga” po dziś jest żywym wspomnieniem wśród angielskich kibiców, którzy tego oszustwa nigdy Maradonie nie wybaczyli.
W meczu półfinałowym boski Diego wbił Belgom z utalentowanym Enzo Scifo w składzie dwa gole, a Czerwone Diabły w spotkaniu o trzecie miejsce uległy Francuzom, pokonanym w półfinale przez Niemców 2:0. Reprezentację RFN prowadził legendarny Franz Beckenbauer, który poznał smak mundialowego złota jako zawodnik. W 84. minucie finału obserwowanego przez 115 tysięcy widzów na Estadio Azteca w Mexico City na tablicy wyników widniał wynik 2:2 – wtedy genialne podanie do Burruchagi posłał Maradona i Argentyna cieszyła się z drugiego mistrzostwa globu. Na szczycie świata znalazł się argentyński magik, najlepszy zawodnik turnieju i całego globu, który swoimi boiskowymi dokonaniami zachwycał i jednocześnie wzbudzał kontrowersje. Meksykańska fala, obecna przez cały mundial na stadionowych trybunach, poniosła Albiceleste do ostatniego jak do tej pory światowego triumfu, a zwany następcą Maradony Leo Messi nie zostanie obwołany najlepszym piłkarzem w historii dopóty, dopóki nie poczuje w rękach ciężaru Pucharu Świata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/400545-meksyk-1986-reka-boga-i-polska-klatwa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.