Kto miał dziś wygrać, ten wygrał, więc grający w zakładach bukmacherskich nie powinni ronić łez nad kuponami. Inna sprawa, że faworyci znowu nie rozpieścili i mieliśmy potrójne 1:0.
Kto dał radę?
Hiszpania. Powiedzieć, że La Furia Roja przez 54 minuty meczu z Iranem waliła głową w mur, to nic nie powiedzieć. Persowie postawili nie podwójne, a potrójne zasieki przed własną bramką, stosując niemal modelową formę piłkarskiego „autobusu”. Był to pomysł niesłychanie skuteczny, bo Hiszpanie założyli hokejowy zamek i bez większego pomysłu podawali sobie piłkę po obwodzie. Irańczycy wybijali, blokowali i jak tylko mogli uprzykrzali życie iberyjskim napastnikom, piłkę na połowie rywala momentami rozgrywali Pique i Ramos, a chwilami cuda w bramce wyczyniał Alireza Beiranvand. Aż do wspomnianej 54. minuty, kiedy z piłką w polu karnym sprytnie obrócił się Diego Costa i zdobył upragnioną bramkę. Wtedy Iran pokazał, że jednak potrafi zagrać do przodu i kilkakrotnie zagroził bramce De Gei, a nawet gola zdobył – którego sędzia po konsultacji nie uznał z powodu spalonego. La Furia Roja miała momenty kompletnego zatracenia kontroli nad przebiegiem boiskowych wydarzeń, ale ostatecznie dowiozła jednobramkowe prowadzenie do końca i może w spokoju przygotowywać się do spotkania z Marokiem, które nie gra już o nic. To stawia Hiszpanów w uprzywilejowanej sytuacji, jeśli chodzi o walkę o awans i pierwsze miejsce w grupie. Z kolei twardzi Irańczycy powalczą o dalszą grę z Portugalią, która zupełnie nie zachwyca. Jeśli Persowie zdetronizują Cristiano Ronaldo, mogą sprawić niespodziankę.
Kto nie dał rady?
Arabia Saudyjska. Zielone Jastrzębie zaprezentowały się bez porównania lepiej, niż w tragicznym w swoim wykonaniu meczu z Rosjanami. Ale Urugwajowi wystarczył jeden strzał Luisa Suareza, który znalazł się bez krycia przy rzucie rożnym i Saudyjczycy żegnają się z turniejem. Przez długi czas byli dobrze zorganizowani i odpierali niezbyt pewne zrywy La Celeste. Mieli częściej piłkę niż rywale, próbowali budować mozolne ataki krótkimi podaniami, ale w ostatecznym rozrachunku zabrakło im indywidualności i umiejętności. Na pewno trzeba ich pochwalić za metamorfozę, którą przeszli w ciągu kilku dni, kiedy z kandydata do zakończenia meczu z Urugwajem z dwucyfrową liczbą straconych goli zamienili się w drużynę, z którą Cavani i Suarez musieli się mocno namęczyć. Chociaż oddajmy też zawodnikom z Ameryki Południowej to, że zagrali na jakieś 50 procent, bo wyraźnie oszczędzali siły. Oddali piłkę Saudyjczykom i kontrolowali bez większych problemów przebieg spotkania. Tylko, że taka gra w ich wykonaniu kompletnie nie przekonuje – są po prostu nudni, przewidywalni w ataku i nie prezentują ani promila tego, co biorąc pod uwagę jakość poszczególnych piłkarzy, prezentować powinni. Mecz o pierwsze miejsce w Grupie A będzie wymagał od nich większego zaangażowania i pomysłowości, bo forma Rosji to właśnie ją stawia w roli lekkiego faworyta. A Saudyjczycy? Na pożegnanie z mundialem zagrają o pietruszkę z Egiptem. Jeśli zaprezentują taką dojrzałość taktyczną, jakiej przebłyski widzieliśmy w meczu z Urugwajem, wcale nie stoją na straconej pozycji.
Kto zabłysnął?
Cristiano Ronaldo. To już zaczyna się robić nudne - znowu gwiazda Realu Madryt zapewniła swojej reprezentacji zwycięstwo. Oglądając mecz Portugalii z Marokiem nie można się było oprzeć wrażeniu, że to reprezentanci kraju z Północnej Afryki byli drużyną grającą z większym ogniem, ale w swoim składzie po prostu nie mieli Ronaldo. To Maroko więcej atakowało, częściej strzelało, stwarzało groźniejsze sytuacje, ale niezła organizacja portugalskiej defensywy plus ten jeden zawodnik zapewniający błysk z przodu wystarczyły do tego, aby Selecao cieszyło się dziś z trzech oczek. Cztery bramki CR7 w dwóch meczach jasno wskazują na to, że mundial to kolejne rozgrywki, w których zawodnik z Madery ma zamiar sięgnąć po koronę króla strzelców. Bez niego Portugalia nie ma kim straszyć i jest łatwa do rozszyfrowania, ale z nim w składzie może pokonać każdego. Maroko zagrało ładny i otwarty mecz, ale Belhanda czy Ziyech znowu nie mogli sforsować obrony przeciwnika, podobnie jak to miało miejsce w meczu z Iranem. Może trochę ich szkoda, ale na mistrzostwach grają dalej ci, którzy potrafią być skuteczni. Lwy Atlasu nie potrafią i dlatego z imprezą pożegnają się po zakończeniu fazy grupowej. Portugalia o awans zagra z Iranem, drużyną znakomicie poukładaną i szczelną w defensywie. To nie będzie dla Ronaldo i pozostałych dziesięciu zawodników spacerek.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/400511-bez-zaskoczenia-bez-blysku