Adam Nawałka dobrze zna smak mundialu. W 1978 roku, grając w Wiśle Kraków, był podstawowym zawodnikiem kadry Jacka Gmocha, która jechała do Argentyny po medal. Mówi się, że tamta reprezentacja była najmocniejsza w historii, a jednak nie udało się jej niczego w Południowej Ameryce wywalczyć (niczego jak na tamte czasy, bo obecnie bylibyśmy ówczesnym wynikiem zachwyceni). Dzisiaj podobnie traktujemy reprezentację Nawałki, która jest najsilniejsza od kilku dekad. Dlaczego w pierwszym meczu tak źle się zaprezentowała?
Na to pytanie odpowiedzieć już próbowaliśmy, ale trzeba zwrócić uwagę na aspekt najważniejszy, a związany właśnie z obecnym selekcjonerem biało-czerwonych. Na spotkanie z Senegalem wybrał wariant, którego wcześniej nie testował ani w meczach eliminacyjnych, ani w sparingach. Skoro nie wyszliśmy w tak ofensywnym ustawieniu z reprezentacją Litwy czy rezerwami Chile, to na co Nawałka liczył w starciu z Senegalem? Przecież Afrykanie stoją co najmniej kilka poziomów nad sparingowymi partnerami jeśli chodzi o umiejętności piłkarskie, taktyczną świadomość i organizację gry. Nawałka porzucił koncept z trzema obrońcami, którym grał niemal non stop od zakończenia eliminacji – faktem jest, że ani razu w tej taktyce biało-czerwoni nie wyglądali przekonująco. Polska wyszła w klasycznej taktyce 4-4-2, która pozwoliła kadrze w ogóle do Rosji pojechać, ale z jednym zastrzeżeniem – selekcjoner postanowił nie ryglować środka pola, tylko postawić na atak.
Skąd Adamowi Nawałce przyszło do głowy, że wystawienie w pierwszej jedenastce pięciu ofensywnie usposobionych zawodników na silnych fizycznie Senegalczyków to dobry pomysł? Jak się okazało już po kilku minutach, osamotniony Krychowiak w środku pola kompletnie nie radził sobie z Gueye i N’Diaye, którzy z powodzeniem zdominowali tę strefę boiska. Oczywiście, jest to w jakimś stopniu wina samego Krychy i jego zbyt szybko zarobionej żółtej kartki, która odebrała mu animusz w walce o piłkę, ale to przede wszystkim skutek decyzji o wystawieniu obok niego Piotra Zielińskiego. Nikt nie odbiera mu ofensywnego błysku, choć imponuje nim w Napoli, a nie w polskiej reprezentacji, ale jeśli chodzi o fizyczną walkę i umiejętności obronne to nie może się równać z Linettym czy Góralskim. To ci dwaj ostatni byliby w stanie wesprzeć Krychowiaka w walce z bezwzględnymi senegalskimi pomocnikami, bo wiadomym było, że Zieliński da w zakresie zabezpieczenia tyłów niewiele. I faktycznie, nie dał nic.
Skoro selekcjoner koniecznie chciał skorzystać z usług Zielińskiego, dlaczego nie ustawił go wyżej kosztem Milika? Przecież taki wariant był próbowany wielokrotnie, gdy to Zielu zajmował miejsce za plecami Lewandowskiego. Tym razem, w starciu z naprawdę mocnym przeciwnikiem, Nawałka zadecydował o odkryciu wszystkich kart i postawieniu zarówno na jednego, jak i drugiego. O grze Milika nie ma się co rozpisywać, bo każdy widział, że zawodnik jest w koszmarnej formie i nie dał drużynie nic. Postawienie na obydwu ofensywnych graczy była zapewne podyktowana chęcią zasiania paniki w szeregach obronnych Senegalu, ale w praktyce zawodnicy po prostu nie wiedzieli, co mają grać. Dwójka napastników biegała gdzieś hen z przodu, a dziura między pomocą a atakiem ziała pustką.
Nawałka myślał może, że biało-czerwoni rozjadą rywala skrzydłami. Na papierze lewa strona z Rybusem i Grosickim oraz prawa z Piszczkiem i Błaszczykowskim wyglądały groźnie, ale w praktyce właśnie brak jakiejkolwiek równowagi w środku pola nie pozwalał im pokazać swojej gry. Senegalczycy po prostu odcięli możliwość urządzenia sobie autostrady na flankach, bo kontrolowali mecz i znakomicie zabezpieczyli wszystkie sektory boiska. Selekcjoner liczył też zapewne na Lewandowskiego, który grał wysunięty i miał za zadanie przepychać się z senegalskimi wieżowcami i przetrzymać piłkę. Nic takiego nie miało miejsca, bo kapitan reprezentacji został kompletnie wyłączony z gry i poza klasycznym „absorbieren”, mającym już doprawdy kabaretowy wydźwięk, nie pokazał tego, czym mecze swoim drużynom wygrali kapitanowie Portugalii (Cristiano Ronaldo) czy Anglii (Harry Kane).
Można zżymać się na indywidualną postawę zawodników z orzełkiem na piersi. Piszczek i Błaszczykowski grali jedne z najgorszych zawodów w historii swoich występów w narodowych barwach, Zieliński nie radził sobie z przełamywaniem dobrze ustawionych szyków rywala, Krychowiak grał bardzo zachowawczo, Milik zaprezentował się po prostu tragicznie, Lewandowski nie wywiązał się z obowiązków lidera zespołu, a Cionek był na swojej połowie wybitnie elektryczny. Ale główna przyczyna porażki poniesionej w bardzo słabym stylu leży w braku równowagi w drużynie, którą spowodowało takie, a nie inne zestawienie pierwszej jedenastki przez selekcjonera. Wiemy, że Nawałka jest przywiązany do sprawdzonych przez siebie nazwisk i pewnie dlatego nie zagrali Góralski, Linetty, Bereszyński czy Kownacki, ale ta wiara w sprawdzonych zawodników w połączeniu z ustawieniem drużyny na grę tylko i wyłącznie do przodu, okazały się zgubne. Szczególnie, że owa gra do przodu zupełnie nic nie przyniosła, bo z jednej strony zawodnicy grali najzwyczajniej w świecie słabo, a z drugiej nie wiedzieli, co mają grać, gdzie biegać i jak się poruszać w takim zestawieniu.
Oczywiście nikt nie chce, żeby Nawałka stosował taktykę świętej pamięci Janusza Wójcika z meczu Polaków na Wembley przed 19 laty, kiedy zagraliśmy jednym z najbardziej defensywnych ustawień w historii nowożytnego futbolu, ale elementarne zachowanie proporcji w drużynie jest niezbędne i musi powrócić na mecz z Kolumbią. Jeśli oczywiście marzymy o czymś więcej, niż wątpliwej jakości deja vu z mistrzostw w 2002 i 2006 roku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/400390-panie-trenerze-co-tam-sie-stalo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.