Będzie ciężko, ale nasza drużyna jest w stanie zdominować Senegalczyków i wygrać to spotkanie
— mówi legendarny bramkarz reprezentacji Jan Tomaszewski, który na Mundialu w 1974 r. obronił dwa rzuty karne, w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Polska gra inauguracyjny mecz na mistrzostwach świata. Jaki będzie wynik w spotkaniu z Senegalem?
Jan Tomaszewski: Nasza drużyna wygra dwoma bramkami. Będzie ciężko, ale nasza drużyna jest w stanie zdominować Senegalczyków i wygrać to spotkanie. To pierwszy mecz, więc takie drużyny jak Senegal czy Japonia grają na 200 proc. swoich możliwości. Te drużyny nie są faworytami mistrzostw i na pierwszy mecz bardzo się mobilizują. W odróżnieniu od Brazylii, Hiszpanii, Niemców, Belgii czy Anglii, które szlifują formę na siedem spotkań. Nasi dzisiejsi rywale i Japonia szykują formę na trzy spotkania. Nawet Panama do przerwy remisowała 0:0 z Belgią. Bo dla nich to mecz życia. Panama nie jest poważnym zespołem, ale do końca życia Panamczycy będą wspominali, że w meczu z Belgami do przerwy było 0:0.
Kamil Glik wystąpi na mistrzostwach świata?
Dziś nie zagra, ale sądzę, że wystąpi. Myślę, że jest już zdolny do gry. Kamil będzie pierwszym wchodzącym. Gdyby zagrał z Chile czy z Litwą to nie ulega wątpliwości, że powinien grać. Lepiej będzie moim zdaniem jak wyjdzie Jan Bednarek z Michałem Pazdanem. Kamil będzie w każdej chwili do dyspozycji. Jakby odpukać, doszło do jakiegoś zdarzenia, Kamil w każdej chwili wejdzie na boisko.
Co w grze Senegalu będzie najgroźniejsze dla reprezentacji Polski?
Gra indywidualna, bo w reprezentacji Senegalu występują wspaniali zawodnicy. Ale wspaniali są jak grają w europejskich klubach, gdzie muszą podporządkować się profesjonalnej dyscyplinie. Kiedy grają w reprezentacji trochę inaczej to wygląda, zwykle preferują siebie. To samo dotyczy reprezentacji południowoamerykańskich. Obawiam się jednak, żeby któremuś z senegalskich piłkarzy nie wyszedł mecz życia. Mogą im nie wyjść akcje zespołowe, ale mogą udać się akcje indywidualne.
No tak, któremuś z piłkarzy Senegalu, np. Sadio Mané mogą wejść wszystkie piłki. Dwa strzały, dwa gole.
Tak. Dlatego boję się apogeum indywidualności. Zespołowo będziemy lepsi od nich.
Grał pan na dwóch Mundialach, w 1974 r. w RFN i w 1978 r. w Argentynie. Jak to jest zagrać pierwszy mecz na Mundialu?
Do momentu kiedy nie wybrzmi hymn człowiek rozgrywa mecz w głowie. Kiedy słyszę jak piłkarze mówią, że się izolują od stresu i presji chce mi się śmiać. Takie opowieści mogą snuć u cioci na imieninach. Nawet jak się śpi, myśli się jak grają przeciwnicy i jak ja zagram. Oderwanie od rzeczywistości następuje po hymnach narodowych. Kiedy słyszy się hymn, łzy lecą do oczu, dopiero wtedy nie myśli się o niczym. Wtedy już trzeba grać.
Wszyscy piłkarze, którzy są w ekipach mają buławę marszałkowską przy butach. Na mistrzostwa świata do Argentyny w 1978 r. pojechaliśmy jako faworyci. Pojechało z naszą drużyną dwóch nieznanych młokosów, Zbigniew Boniek i Adam Nawałka, którzy nie wyszli w pierwszym składzie. Zagrali dopiero w kolejnych meczach. Po mistrzostwach tylko oni znaleźli się w kadrze mistrzostw świata. Nie trafił tam żaden z rutynowanych zawodników naszej drużyny. Podam panu jeszcze drugi przykład. Przed dwoma laty na mistrzostwa Europy pojechał szczawik Kapustka. Kto to był przed Euro?
Praktycznie nikt go nie znał.
No właśnie, a po mistrzostwach legendarny angielski napastnik Gary Lineker, zachwycał się jaki to talent. To, że ten talent został trochę zmarnowany przez różnego rodzaju transfery to inna sprawa, ale o Kapustce mówiło się bardzo dużo.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/400211-nasz-wywiad-jan-tomaszewski