Na mundialu Polacy pojawią się po raz ósmy w historii. Siedem poprzednich występów to przede wszystkim miejsca na pudle w RFN i w Meksyku, ale przed meczem z Senegalem interesuje nas kwestia, jak biało-czerwoni grali w swoich pierwszych meczach na mistrzostwach świata.
Francja 1938: Polska-Brazylia 5-6
Cóż to było za spotkanie! Nie tylko jedno z najbardziej legendarnych w historii polskiej reprezentacji, ale też takie, które zajmują honorowe miejsce w annałach mistrzostw świata. Polska kadra składała się wtedy w przeważającej części z piłkarzy urodzonych na Górnym Śląsku, regionie, który przez długie lata był wylęgarnią piłkarskich talentów. Biało-czerwoni prowadzeni byli przez Józefa Kałużę, przez dwadzieścia lat znakomitego napastnika Cracovii, a w latach 30. selekcjonera reprezentacji. W 1936 roku w Berlinie Polacy zajęli czwarte miejsce i wiadomym było, że drużyna jest mocna. Ernest Wilimowski, Fryderyk Scherfke, Gerard Wodarz, Ewald Dytko, Erwin Nyc, Władysław Szczepaniak czy Leonard Piątek byli gwiazdami polskich boisk, świetnymi technikami groźnymi dla najlepszych reprezentacji świata. Pech chciał, że w pierwszej rundzie francuskiego mundialu, która wtedy była zarazem 1/8 finału, los skojarzył Polaków z Brazylijczykami. W ich szeregach grał jeden z najlepszych zawodników brazylijskiej piłki w erze poprzedzającej pojawienie się Pelego – Czarny Diament, Leonidas. Przez długie lata krążyły plotki, że w meczu z Polakami zagrał „na bosaka”, ale okazało się to mitem. Mecz sędziowany przez Ivana Eklinda odbywał się w Strasburgu, a szwedzki arbiter znany był przede wszystkim ze skandalicznego sędziowania półfinału i finału z udziałem Włochów na mistrzostwach organizowanych cztery lata wcześniej przez Italię pod wodzą Mussoliniego. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 3:1 dla Brazylii, a historyczną premierową bramkę polskiej reprezentacji na mundialu zdobył Scherfke strzałem z rzutu karnego. Druga odsłona była popisem Eziego, jak nazywany był napastnik Ruchu Chorzów Wilimowski. Ustrzelił hattricka, a jego ostatnia bramka zdobyta na chwilę przed końcem meczu doprowadziła do remisu 4:4 i dogrywki. W niej szaleli Brazyliczycy z Leonidasem, który w całym spotkaniu trzykrotnie znalazł drogę do bramki Edwarda Madejskiego. Czwarta bramka Eziego ustaliła wynik meczu na 4:5, a chwilę później Dytko obił jeszcze poprzeczkę brazylijskiej bramki. Polacy odpadli, ale zafundowali wspólnie z rywalami wielki spektakl dla kilkunastu tysięcy kibiców zgromadzonych na stadionie. Strzelecką karetę Wilimowskiego przebił dopiero Rosjanin Oleg Salenko na mundialu w Stanach Zjednoczonych w 1994 roku. Rok do francuskim turnieju Europę i Polskę ogarnęła wojna, a losy znakomitego pokolenia piłkarzy z polskiej reprezentacji lat 30. potoczyły się bardzo różnie.
RFN 1974: Polska-Argentyna 3-2
Polscy kibice mogli sobie wiele obiecywać po wyjeździe reprezentacji na niemiecki mundial. W końcu ekipa prowadzona przez Kazimierza Górskiego dwa lata wcześniej triumfowała na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium, a trzon kadry na mundial stanowili piłkarze, którzy zdobywali złoto. W składzie brakowało najlepszego polskiego snajpera, Włodzimierza Lubańskiego, który w pamiętnym eliminacyjnym boju z Anglikami na Stadionie Śląskim doznał groźnej kontuzji. Jednak reprezentacja uskrzydlona tamtą wygraną z Wyspiarzami, a potem zwycięskim remisie na Wembley, okazała się znakomicie przygotowana do turnieju. Grupa z Włochami, Argentyną i Haiti nie należała do najłatwiejszych, ale premierowy mecz z Albiceleste pokazał siłę biało-czerwonych. Dwa szybkie sztychy w wykonaniu Grzegorza Laty i Andrzeja Szarmacha (jego miejsce w pierwszym składzie zamiast Jana Domarskiego było zaskoczeniem) na stadionie w Stuttgarcie ustaliły wynik do przerwy na 2:0 dla Polski. Na kontaktowy gol Ramona Heredii szybko odpowiedział Lato, a trafienie Carlosa Babingtona było marnym pocieszeniem dla Argentyny. Ostatecznie obie reprezentacje wyszły z grupy, a Polacy zajęli trzecie miejsce na mundialu. Lato, reprezentujący wtedy Stal Mielec, został z siedmioma trafieniami pierwszym i jedynym polskim królem strzelców na mistrzostwach świata, Szarmach z Górnika Zabrze dołożył pięć goli, a kapitan biało-czerwonych, Kazimierz Deyna z warszawskiej Legii, został wybrany do najlepszej jedenastki turnieju.
Argentyna 1978: Polska-RFN 0-0
Do Argentyny Polacy jechali jako faworyci, w najsilniejszym składzie w historii. Złoto na IO ‘72, srebro na IO ‘76 i trzecie miejsce na mundialu w RFN dało biało-czerwonym miejsce wśród najmocniejszych reprezentacji świata. Atmosfera w zespole nie była tak dobra, jak cztery lata wcześniej, reprezentanci mieli problem w dogadaniu się z następcą Górskiego, Jackiem Gmochem, a również pomiędzy samymi zawodnikami występowały tarcia na linii stara gwardia – młode wilki. Na początek turnieju Polaków czekało najtrudniejsze możliwe wyzwanie: grali z Niemcami, obrońcą tytułu prowadzonym do walki przez kapitana Bertiego Vogtsa. Bezbramkowy remis był oczywiście dobrym rezultatem, ale Polskę stać było na więcej. Mecz na Estadio Monumental w Buenos Aires był nudny, a żadna ze stron nie chciała przesadzić z atakami – Niemcy oskarżali potem biało-czerwonych o antyfutbol. Polacy z grupy wyszli, ale w drugiej rundzie grupowej po słabych spotkaniach z Argentyną i Brazylią pożegnali się z turniejem, zresztą reprezentacja RFN odpadła na tym samym etapie. W kraju taki wynik przyjęto z wielkim niedosytem.
Hiszpania 1982: Polska-Włochy 0-0
O ile cztery lata wcześniej oczekiwania względem reprezentacji były spore, o tyle na mundialu w Hiszpanii presji nie było. Trwał stan wojenny, ludzie zmagali się z bolączkami dnia codziennego, a z Polakami nikt nie chciał z powodów politycznych grać meczów towarzyskich. Grupa z Włochami, Peru i Kamerunem pozwalała na zachowanie ostrożnego optymizmu, ale wszystko zależeć miało od pierwszego i najważniejszego spotkania. Czwarta drużyna globu, Italia, miała w składzie Dino Zoffa, Paolo Rossiego, Marco Tardelliego czy Claudio Gentile, a Polacy z selekcjonerem Antonim Piechniczkiem w dzień i w nocy pilnowani byli przez „bezpieczniaków”, którzy mieli dbać o ich należytą postawę polityczną. Azzurri na stadionie w Vigo zaprezentowali się lepiej, ale Polacy wywalczyli bezbramkowy remis, który był małym sukcesem. Po kolejnym 0:0, tym razem z Kamerunem, reprezentacja zaczęła się rozpędzać i zatrzymali ją dopiero… Włosi w półfinale. W tym drugim starciu błyszczał Rossi, który doprowadził swoją drużynę do zdobycia Pucharu Świata, z kolei Polacy zakończyli turniej na trzecim miejscu. Najlepszym polskim zawodnikiem był Zbigniew Boniek, wtedy świeżo upieczony piłkarz Juventusu Turyn. Sukces reprezentacji był szalenie istotny dla przeżywających trudne chwile rodaków, niosąc nadzieję i otuchę dla całego narodu.
Meksyk 1986: Polska-Maroko 0-0
Do Meksyku Polacy lecieli znów z selekcjonerem Piechniczkiem i z nadziejami, szczególnie po pokonaniu kilka miesięcy wcześniej mistrzów globu, Włochów. W reprezentacji nastąpiła naturalna zmiana pokoleniowa, a funkcję kapitana sprawował Zbigniew Boniek. Grupa z Anglią, Portugalią i Marokiem była skomplikowana, ale biało-czerwoni zaczynali od meczu z Lwami Atlasu, więc byli w zasadzie pewni zwycięstwa. Jak się okazało, zespół z Północnej Afryki został niesłusznie zlekceważony – na stadionie w Monterrey Polacy nie byli w stanie zdobyć gola i po raz trzeci z kolei rozpoczynali mundial bezbramkowym remisem. Co prawda Orły z grupy wyszły, ale w 1/8 finału czekali Brazylijczycy. Nie dali polskim zawodnikom najmniejszych szans, choć ci rozgrywali swoje najlepsze spotkanie na meksykańskich mistrzostwach. Taki wynik przyjęto z rozczarowaniem, ale jak się okazało, było to i tak najlepsze osiągnięcie Polaków przez kolejne 32 lata. Piechniczek przestał być selekcjonerem, a dla reprezentacji nastał mroczny czas, podczas którego nie graliśmy na żadnych wielkich turniejach.
Korea Południowa i Japonia 2002: Polska-Korea Południowa 0:2
Ileż było pompowania balonika przed dalekowschodnim mundialem! Wszyscy, na czele z selekcjonerem Jerzym Engelem, wierzyli w spektakularny wynik Polaków wracających na salony po 16 długich latach nieobecności. Pieczętujący awans mecz z Norwegią na Stadionie Śląskim zakończył się ogólnonarodową euforią, a przebąkiwania o medalu nie były wcale rzadkością szczególnie po wylosowaniu grupy z Koreą Południową, Portugalią i Stanami Zjednoczonymi. Najistotniejszym elementem układanki w zespole był Emmanuel Olisadebe, bohater kwalifikacji i pierwszy czarnoskóry piłkarz w polskiej reprezentacji. Fatalnym prognostykiem było kontrowersyjne wykonanie polskiego hymnu przez Edytę Górniak przed premierowym meczem z Koreańczykami w Pusanie, a na boisku działy się rzeczy jeszcze bardziej tragiczne. Polacy zagrali bez zadziorności i gospodarze bez problemu zwyciężyli 2:0. Późniejsze lanie sprawione przez Portugalczyków wyeliminowało biało-czerwonych z turnieju, a tak mocno rozbudzone nadzieje bardzo szybko się rozwiały. Koreańczycy dzięki wyraźnemu wsparciu sędziów dotarli aż do półfinału.
Niemcy 2006: Polska-Ekwador 0:2
Niemiecki mundial miał zmazać plamę po występach na azjatyckich boiskach cztery lata wcześniej. Selekcjoner Paweł Janas był postacią mało medialną i skonfliktowaną z dziennikarzami, a jak się okazało przy powołaniach na mistrzostwa, także mocno kontrowersyjną. Reprezentacja w zestawieniu bez bohaterów eliminacji jechała walczyć w grupie z Ekwadorem, Niemcami i Kostaryką. Tylko gospodarze mieli sprawić biało-czerwonym problemy, a egzotyczne drużyny miały okazać się rywalami łatwymi i przyjemnymi. Pierwszy mecz Polacy rozgrywali na arenie Schalke w Gelsenkirchen. Rozkojarzeni i zdekoncentrowani polegli w starciu z Ekwadorem 0:2 po bramkach Carlosa Tenorio i Augustina Delgado. Powtórzył się znany z poprzedniego mundialu schemat: porażka w drugim spotkaniu z Niemcami wyrzuciła nas poza turniej, a kadra wracała do kraju na tarczy. Do historii przeszła okładka jednego z tabloidów, który po spotkaniu z Ekwadorczykami umieścił na froncie wielki tytuł: „Wstyd, Żenada, Kompromitacja, Hańba, Frajerstwo. Nie wracajcie do domu”.
Jak widać, dobry wynik w meczu otwarcia jest szalenie istotny. Za każdym razem, gdy Polacy przegrywali pierwsze spotkanie mundialu, odpadali na początkowym jego etapie. W starciu z Senegalem zespół musi być w pełni skoncentrowany i nie dać się zaskoczyć rywalom, którzy są jedną z najgroźniejszych afrykańskich reprezentacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/400158-polskie-mecze-otwarcia