Dziś w programie mistrzostw mecze najbardziej utytułowanych drużyn świata, które łącznie zdobyły dziewięć tytułów najlepszej drużyny globu: Niemiec i Brazylii.
Co trzeba obejrzeć?
Niemcy-Meksyk. Niemcy to z urzędu faworyt do wygrania każdej dużej imprezy. Przed rozpoczęciem walki o piąty mistrzowski tytuł cały kraj żyje jednym pytanie – czy Joachim Loew postawi na Mesuta Oezila? Podstawowy kreator gry w reprezentacji naszych zachodnich sąsiadów jest świeżo po kontuzji, ale to tylko jedna strona medalu. Drugą jest jego wspólne zdjęcie Oezila i jego kolegi z drużyny, Ilkaya Gundogana, z tureckim prezydentem Recepem Erdoganem. Fotografia obiegła całe Niemcy i wywołała burzę. Kibice nie chcą w swojej reprezentacji piłkarzy jawnie wyrażających poparcie dla autokraty znad Bosforu i poddają w wątpliwość ich przywiązanie do niemieckiej flagi. W przedmundialowych sparingach obaj piłkarze byli niemiłosiernie wygwizdywani, a selekcjoner może w końcu zrezygnować z usług swojego ulubieńca, który przez lata był centralną częścią jego drużyny. Sytuacja jest patowa, ale brak Oezila nie powinien aż tak bardzo osłabić Die Mannschaft, bo każdy członek drużyny to piłkarz co najmniej bardzo dobry. Julian Draxler, Thomas Mueller, Marco Reus czy Julian Brandt – nawet bez Mesuta ofensywa aktualnych mistrzów świata prezentuje się znakomicie. To nie znaczy, że Meksyk stoi na straconej pozycji. El Tri mają w swoich szeregach piłkarzy, którzy mogą wystawić na próbę szczelność defensywy swoich przeciwników. Szczególne baczenie powinni mieć Niemcy na meksykańskie skrzydła: Hirving Lozano i Jesus Corona potrafią oszukać nawet najmocniejszych obrońców, a Chicharito to przecież rasowy snajper, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Możemy być świadkami dobrego, szybkiego spotkania.
Co można odpuścić?
Kostaryka-Serbia. To jedno ze spotkań dla futbolowych hipsterów. Kostaryka była rewelacją poprzedniego mundialu, gdy dotarła do ćwierćfinału i odpadła dopiero po konkursie jedenastek z Holandią. Teraz Los Ticos są drużyną nastawioną na solidną grę defensywną, a ostatnią instancją jest przecież Keylor Navas, który może wybronić dosłownie wszystko. Gorzej sprawy mają się w ataku, gdzie brakuje typowych „killerów” i graczy z wizją. To może być szansa dla Serbii, która na pewno chce nawiązać do sukcesów Jugosławii na międzynarodowej arenie. Jako jej sukcesor, reprezentacja Orłów nie wygrała jeszcze niczego. Teraz czas wydaje się idealny: pierwszy przeciwnik to teoretycznie najsłabsza drużyna w grupie, a skład Serbii pozwala wierzyć w odegranie przez tę drużynę roli czarnego konia. Świetni pomocnicy z Sergiejem Milinkoviciem-Saviciem na czele, przebojowi skrzydłowi w postaci Adema Ljajicia i Dusana Tadicia, bramkostrzelny napastnik Alensandar Mitrović oraz bardzo doświadczona linia obrony dowodzona przez Bronislava Ivanovicia i Aleksandara Kolarova - to powinno w zupełności wystarczyć na Kostarykę, stąd przewidując jednostronny i niezbyt porywający pojedynek, starcie bałkańsko-środkowoamerykańskie można sobie odpuścić.
Kto porwie kibiców?
Oczywiście Neymar. W meczu Brazylia-Szwajcaria to zawodnicy z Kraju Kawy są stuprocentowym faworytem. Canarinhos na każdej pozycji mają zawodników klasy światowej, którzy pod wodzą Tite grają porywający, momentami wręcz wirtuozerski futbol. Neymar, kapitan i serce zespołu, jest niekwestionowanym liderem drużyny i przywdziewając kanarkowy trykot wznosi się na wyżyny swoich umiejętności. Mając z tyłu wsparcie pomocników odpowiedzialnych za czarną robotę, obok siebie najbardziej ofensywnego bocznego obrońcę świata Marcelo i wizjonerskiego playmakera Coutinho, a z przodu rzadko zawodzących Gabriela Jesusa lub Roberto Firmino, Neymar może pokazać dzisiaj całemu światu, że dorósł do wejścia w buty Pelego i Ronaldo. Szwajcaria brazylijskiej machinie przeciwstawi taktyczną dyscyplinę zaszczepioną drużynie przez Vladimira Petkovicia, któremu udało się również opanować wybuchową mieszankę etniczną tworzoną przez rodowitych Szwajcarów i piłkarzy pochodzących z Bałkanów, która w przeszłości sprawiała spore problemy. Ale na rozpędzonych Canarinhos to może nie wystarczyć, bo oni przecież mają w Rosji jasny cel – zdobycie szóstego Pucharu Świata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/399890-zapowiedz-dzien-4-brazylia-po-szosta-gwiazdke