Dla Polaków mundial w Hiszpanii był turniejem rozgrywanym w cieniu wojny, jaką narodowi wypowiedziała komunistyczna władza. Był też powiewem nadziei i radości, a piłkarze dali społeczeństwu siłę i wiarę w to, że wszystko jest możliwe.
Pod koniec 1980 roku polską reprezentacją wstrząsnęła Afera na Okęciu – kadra wybierała się na mecz eliminacyjny do mundialu z Maltą, a na lotnisku stawił się mocno „wczorajszy” bramkarz Józef Młynarczyk. Ówczesny selekcjoner, Ryszard Kulesza, nie chciał go wziąć na pokład samolotu, ale bunt ze strony Zbigniewa Bońka, Władysława Żmudy i Stanisława Terleckiego wymógł na nim zmianę decyzji. Cała czwórka została zawrócona już z Malty przez działaczy PZPN. Afera kosztowała posadę Kuleszę, a niepokorni piłkarze zostali zawieszeni. Antoni Piechniczek, który przejął stery kadry, doprowadził do skrócenia długości kar i zawodnicy mogli wrócić do kadry. Jedynie Terlecki nie wyraził skruchy i nigdy już w reprezentacji nie zagrał. Ale ten incydent był niczym wobec wydarzeń z 13 grudnia 1981 roku, kiedy Wojciech Jaruzelski ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Zlikwidowano rozrastającą się Solidarność, internowano działaczy, wojsko wyszło na ulice. W tej strasznej atmosferze nasi piłkarze przygotowywali się do mundialu w Hiszpanii, tak więc nie stawiano ich w gronie faworytów. Jak się okazało, niesłusznie.
Mistrzostwa rozbudowano - w Hiszpanii zagrać miały 24 reprezentacje. Zachowano dwie fazy grupowe: w pierwszej grało sześć 4-zespołowych grup, w drugiej miały być cztery grupy po trzy zespoły. Ich zwycięzców czekały półfinały. Anglia, Szkocja i Irlandia rozważały możliwość wycofania się z turnieju z powodu trwającej wojny o Falklandy, w której stroną przeciwną była broniąca tytułu Mistrza Świata Argentyna. Ostatecznie do tego nie doszło, a dzień po rozpoczęciu mundialu podpisano zawieszenie broni. Polacy w grupie trafili na Włochów, Kamerun i Peru. Z Italią biało-czerwoni wywalczyli bezbramkowy remis – warto wiedzieć, że wtedy włoska reprezentacja nie przeżywała łatwego okresu. W 1980 futbolem na Półwyspie Apenińskim wstrząsnęła korupcyjna afera Totonero – odkryto, że piłkarze, trenerzy i działacze handlowali meczami na dużą skalę. Posypały się srogie kary, m.in. na trzy lata zawieszono Paolo Rossiego, skracając potem dyskwalifikację do dwóch lat. Dzięki temu mógł pojechać do Hiszpanii, a na mundialu odegrał niebagatelną rolę. W drugim meczu Polacy znów zremisowali 0:0, tym razem z Kamerunem. Na kadrę Piechniczka posypały się gromy, a najbardziej dostawało się liderowi drużyny, Bońkowi. Sztab nie ugiął się pod presją dziennikarzy i Boniek wyszedł w wyjściowej jedenastce na decydujący o wszystkim mecz z Peru. Do przerwy nic nie wpadało, ale w drugiej połowie Polacy dali prawdziwy koncert i po bramkach Smolarka, Laty, Bońka, Buncola i Ciołka odprawili Peruwiańczyków 5:1. Awans był sporym zaskoczeniem, więc zawodnikom trzeba było szukać na szybko hotelu na drugą rundę turnieju. Włosi zremisowali wszystkie swoje mecze, ale mimo tego awansowali z drugiej pozycji.
Do oburzającej sytuacji doszło w ostatnim meczu Grupy 2. Algieria była małą rewelacją turnieju i po pokonaniu Chile musiała czekać na rezultat meczu pomiędzy Austrią i RFN. Zaprzyjaźnione reprezentacje wyliczyły, że przy wyniku 1:0 dla Niemców obie przejdą dalej kosztem Lisów Pustyni. Po golu Hrubescha w 10. minucie przez pozostałą część meczu żaden z piłkarzy nawet nie udawał, że chce grać w piłkę. Niesportowa postawa Austriaków i Niemców odbiła się szerokim echem, mecz zwany jest Hańbą w Gijon, i od tej pory na mistrzostwach mecze ostatniej kolejki w grupie zawsze odbywają się o tej samej godzinie. W innym spotkaniu, Węgrzy jako jedyni w historii mundialu wykręcili dwucyfrowy wynik pokonując 10:1 Salwador, ale nie pomogło im to w awansie do drugiej rundy. Z kolei spotkanie pomiędzy Francją a Kuwejtem zakończyło się prawdziwym skandalem: po golu na 4:1 dla Les Bleus na boisko wybiegli rezerwowi małego emiratu, a wraz z nimi szejk będący jednocześnie szefem krajowego związku piłkarskiego. Przez dziesięć minut przekonywał sowieckiego sędziego o swoich racjach, aż ten w końcu… anulował gola. Oczywiście arbiter nigdy więcej nie poprowadził już międzynarodowego meczu, a Francuzi i tak czwartego gola wbili.
Polscy piłkarze zostali rozlokowani w hotelu bez klimatyzacji nieopodal Barcelony, gdzie w drugiej rundzie swoje mecze miała rozgrywać Grupa A. Ów brak chłodzenia nie pozostawał bez wpływu na zawodników, którzy z hiszpańskim upałem radzili sobie większość czasu spędzając na basenie i śpiąc w mokrej pościeli. Na Camp Nou wielkiej rzeczy dokonał tak mocno wcześniej krytykowany Boniek, który wbił Belgom hattricka. Po wyniku 3:0 przyszła pora na symboliczny mecz z ZSRR. Polską kadrę otaczali agenci bezpieki, którzy pilnowali piłkarzy w dzień i w nocy, a transmisję ze spotkań biało-czerwonych nadawano w kraju z kilkuminutowym opóźnieniem, aby realizator miał szansę na przykrycie ujęć przedstawiających flagi Solidarności na katalońskim obiekcie zupełnie innymi obrazkami. Mecz z Sowietami był ostry, ale remis 0:0 premiował do dalszej gry Polaków – do historii przeszły tańce z piłką wykonywane przez Włodzimierza Smolarka w narożniku boiska, aby ukraść kilka sekund. Niestety, bzdurną kartkę obejrzał Boniek, a to oznaczało, że będzie pauzował w półfinale.
W innych grupach warto odnotować słabą postawę Argentyny. W przegranym meczu z Włochami do legendy przeszła postawa obrońcy Claudio Gentile, który 23-krotnie faulował Diego Maradonę, kompletnie wyłączając go z gry. Zarzuty dziennikarzy o nadmierną brutalność skwitował klasycznym już stwierdzeniem, iż futbol nie jest dla baletnic. Sfrustrowany Maradona w ostatnim, przegranym 1:3 meczu z Brazylią brutalnie kopnął Joao Batistę i udał się pod wcześniejszy prysznic. Obrońcy tytułu jechali do domu, to wciąż jeszcze nie był czas boskiego Diego. Rossi zapewnił Włochom półfinał dzięki hattrickowi w meczu z Brazylią, a cuda w bramce wyczyniał legendarny Dino Zoff. Canarinhos grali porywający futbol - Socrates, Zico czy Falcao byli fantastycznymi technikami, ale drużyna zapominała o defensywie. Po porażce 2:3 z Italią musieli pogodzić się z tym, że najlepsi na świecie już od pewnego czasu po prostu nie są.
Polacy, zmęczeni upałem i zbyt hucznym imprezowaniem po meczu z Sowietami oraz osłabieni brakiem Bońka, w półfinale mierzyli się po raz drugi w trakcie turnieju z Włochami. Dyskutowano o tym, kto powinien wyjść w zastępstwie Zibiego, ale zamiast niezawodnego Szarmacha Piechniczek przesunął do przodu Grzegorza Latę i wystawił Włodzimierza Ciołka. Włosi z genialną obroną i formacją ustawioną pod żelazne Catenaccio pokonali Polaków 2:0 po bramkach Rossiego. Złoto nie było dla nas. Podobnie jak dla Francuzów z Michelem Platinim na czele, którzy przegrali po pierwszym w historii mundialu konkursie rzutów karnych. Dwuznaczną rolę odegrał w meczu golkiper RFN, Harald Schumacher. W 57. minucie wykonał jeden z najbrutalniejszych fauli w historii futbolu – jak pocisk wbiegł w Patricka Battistona, który po zderzeniu, ze złamaną szczęką, pękniętymi żebrami i bez kilku zębów, leżał przez długie chwile nieprzytomny na murawie. Niemiecki bramkarz nie dostał nawet kartki, bo sędzia nie dopatrzył się faulu! Z kolei po szalonym meczu, który w dogrywce Francuzi wygrywali już 3:1 tylko po to, by dać się dogonić Niemcom, Schumacher wybronił dwie jedenastki w konkursie karnych i wprowadził RFN do finału.
Polacy o trzecie miejsce grali ze zrezygnowanymi Francuzami, którzy rozgoryczeni przebiegiem półfinału nie wyszli na boisko w najsilniejszym składzie. W ekipie biało-czerwonych wreszcie pojawił się Szarmach, a w swoim pożegnalnym występie z reprezentacją strzelił gola dla Polski, który dla niego miał być ostatnim zdobytym w kadrze. Polska wygrała 3:2, a medale piłkarzom wręczał… kapitan zespołu, Władysław Żmuda, który osiem lat wcześniej odnosił sukces z kadrą Górskiego i dostawał nagrodę dla najlepszego młodego piłkarza mundialu w RFN. Działacz PZPN, który miał być mistrzem ceremonii, sparzył sobie stopy na piasku i przyszedł na mecz w klapkach, w których wstydził się pokazać przed wielomilionową widownią oglądającą mecz w telewizji. W finale, pomimo przestrzelenia w pierwszej połowie karnego przez Antonio Cabriniego, Włosi nie dali szans Niemcom i wygrali 3:0. Ówcześni mistrzowie Europy musieli uznać wyższość zorganizowanego włoskiego futbolu. Drużyna Italii prowadzona od długiego czasu przez Enzo Bearzota opierała się na wspaniałych obrońcach, takich jak Gentile, Gaetano Scirea, Fulvio Collovati, Giuseppe Bergomi i Antonio Cabrini, mocnym środku pola dowodzonym przez Marco Tardelliego i do bólu skutecznym napastniku, jakim był Paolo Rossi, najlepszy zawodnik i strzelec turnieju w Hiszpanii.
Włosi zdobyli tytuł najlepszej drużyny globu po raz trzeci, czym wyrównali osiągnięcie Brazylii. Dla Polaków najważniejsze było osiągnięcie biało-czerwonych, którzy w mrocznych czasach stanu wojennego dali narodowi poczucie dumy i wlali otuchę w serca wystawione na ciężką próbę. Medal z Hiszpanii pozwalał zapomnieć o codziennej udręce i w końcu poczuć dumę z bycia Polakiem. Do triumfu Solidarności wiodła jeszcze długa i wyboista droga, ale ekipa Bońka i spółki postawiła na niej ważny krok, mimo że sami piłkarze nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Polacy nigdy już nie powtórzyli wyników z tamtych dni. Natomiast na kolejnym mundialu świat miał obserwować z zapartym tchem spektakl w wykonaniu pewnego niewysokiego magika w biało-błękitnej koszulce.
Michał Muzyczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/399867-historia-mundialu-hiszpania-1982-nadzieja-solidarnosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.