Brazylia pałała żądzą rewanżu po fatalnym występie na mundialu w Anglii. Przecież miała w składzie największych futbolowych magików świata, więc porażka z 1966 roku była traktowana jako wypadek przy pracy. Rządząca krajem od sześciu lat junta wojskowa jak tlenu potrzebowała piłkarskiego triumfu, aby naród skierował swoje myśli w kierunku innym, niż polityka.
Gospodarzem mistrzostw był Meksyk, tak więc od początku reprezentacje z Południowej Ameryki miały handicap. Klimat był dla Europejczyków fatalny, a na dodatek pory rozgrywania meczów dostosowano do potrzeb widza ze starego kontynentu, przez co spotkania odbywały się w okolicach południa, gdy meksykańskie słońce paliło najbardziej. Rewolucyjnymi zmianami było dopuszczenie możliwości przeprowadzania zmian w trakcie meczu i wprowadzenie żółtych i czerwonych kartek. Eliminacje do mistrzostw w Meksyku są pamiętane głównie ze względu na dantejskie sceny związane z potyczkami pomiędzy Salwadorem i Hondurasem, znane w historii jako „wojna futbolowa”. Oba państwa miały ze sobą na pieńku, bo po honduraskiej stronie granicy osiedlali się salwadorscy chłopi – Honduras chciał ich wypędzić, Salwador nie chciał ich przyjąć z powrotem. W czerwcu 1969 roku doszło do trzech spotkań pomiędzy reprezentacjami, a ostatecznie do mundialu awansował Salwador. Każdorazowo spotkania prowokowały okrutne zamieszki podsycane przez polityków z obydwu stron. Finałem była inwazja Salwadoru na Honduras i trwająca cztery dni tzw. „wojna 100-godzinna”, chociaż traktat pokojowy podpisano dopiero w 1980 roku.
Przed rozpoczęciem mundialu Pele zdążył strzelić swoją tysięczną bramkę w karierze, ale kibice dawali jasny sygnał, że aby pozostać Królem, musi poprowadzić Canarinhos do zwycięstwa. Od początku turnieju Brazylijczycy grali futbol porywający, techniczny, przebojowy. Do legendy przeszło ich grupowe spotkanie z obrońcami tytułu, Anglikami, w którym po główce Pelego niesamowitą interwencją popisał się Gordon Banks – parada angielskiego golkipera jest nazywana najlepszą w historii. Pięknie grała reprezentacja RFN, a Gerd Muller popisał się dwoma hattrickami. Ofensywna postawa Brazylijczyków i Niemców była odejściem od święcącego cztery lata wcześniej triumfy futbolu na nie, ale na drugim biegunie byli ekstremalnie zdyscyplinowani taktycznie Włosi czy Urugwajczycy. Właśnie te cztery reprezentacje utworzyły grupę półfinalistów – Niemcy awansowali po pokonaniu w ćwierćfinale Anglików. To mecz historyczny, bo po raz pierwszy na ważnym turnieju Die Mannschaft ograł Synów Albionu, co dla tych ostatnich było narodowym blamażem. Kilka dni po spotkaniu odbyły się w Anglii wybory, które niespodziewanie przegrała rządząca Partia Pracy. Wynik meczu z Niemcami nie pozostał bez wpływu na zaskakującą decyzję wyborców.
Brazylia kontynuowała swój marsz po zwycięstwo i odniosła efektowne zwycięstwo nad Urugwajem, a Pele potwierdzał, że jest w genialnej formie. Półfinał pomiędzy Niemcami a Włochami nazywany jest Meczem Stulecia: od początku prowadzili Azurri i robili wszystko, aby w spotkaniu było jak najmniej gry, a jak najwięcej przerw. Faulowali na potęgę, ale również nieustannie udawali, że sami są powstrzymywani niezgodnie z regulaminem – od tej pory przylgnęła do nich łatka symulantów. Niemcy doprowadzili do wyrównania na minutę przed końcem. W dogrywce padło pięć goli, a prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Decydującego gola na 4:3 strzelił Gianni Rivera i faktem stał się włosko-brazylijski finał. Niemcy musieli pocieszyć się brązowym medalem po wygranej nad Urugwajem, a Franz Beckenbauer, już wtedy nazywany Cesarzem, i Gerd Muller, król strzelców turnieju, musieli jeszcze chwilkę poczekać na zyskanie miana najlepszych na świecie.
To nie był finał przypadkowych drużyn. Brazylia z Pele, Jairzinho, Tostao, Rivellino czy Gersonem grała cudowny, nastawiony na fajerwerki radosny futbol, a funkcję selekcjonera sprawował członek złotej generacji mistrzów z 1958 i 1962 roku, Mario Zagallo. Włosi, ówcześni mistrzowie Europy, byli taktycznie perfekcyjni i aż do bólu zdyscyplinowani, grający taktyką Catenaccio opartą na żelaznej obronie. Trzon składu stanowili zgrani zawodnicy Interu Mediolan, który w latach 60. pod wodzą Helenio Herrery był wiodącym klubem Europy (Giacinto Facchetti, Tarcisio Burgnich, Sandro Mazzola). Mecz na Estadio Azteca był nie tylko starciem Europy z Ameryką Południową, ale również zderzeniem dwóch filozofii gry w piłkę nożną. O ile pierwsza połowa była jeszcze wyrównana, to w drugiej włoska defensywa załamała się pod naporem upału i finezyjnie grających Brazylijczyków, których każdy kolejny gol był piękniejszy od poprzedniego. Triumfowała spontaniczność i piękno gry, a Pele, najlepszy zawodnik turnieju, mógł być pewien, że nikt mu już tytułu Króla nie odbierze. Brazylia, jako trzykrotny triumfator mundialu, otrzymała Złotą Nike na własność, choć 13 lat później puchar ukradziono i przetopiono. Reprezentacja z 1970 roku uznawana jest za najlepszą i najpiękniej grającą w dziejach kraju. Za cztery lata mundial wracał do Europy, a na turniej wracali po 36 latach Polacy. Wracali w wielkim stylu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/399292-historia-mundialu-meksyk-1970-krol-jest-jeden
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.