Dziwne były drugie mistrzostwa świata, na których gospodarza wybrano faszystowskie Włochy rządzone przez Benito Mussoliniego tytułującego się jako Wódz, czyli Duce. Jak we wszystkich państwach rządzonych silną ręką, na Półwyspie Apenińskim panował kult wojownika i tężyzny fizycznej, więc triumf na mundialu miał być dla faszystów okazją do scementowania narodu wokół emanacji siły nowego Imperium Rzymskiego, jaką w tamtych czasach mogła okazać się piłka nożna. Mussolini dopiął swego, ale kontrowersji nie zabrakło.
Tym razem nie wystarczyło zaproszenie na mundial – niektóre spośród 32 chętnych do zagrania w turnieju zespołów musiały rozegrać pomiędzy sobą eliminacje, tak aby ostatecznie do włoskich zmagań stanęło 16 drużyn. Tym razem to Ameryka Południowa pogardziła europejską gościnnością. Urugwaj postanowił nie stawać do obrony tytułu mistrza świata, po części ze względu na niechęć do występów na boiskach Montevideo ze strony drużyn ze starego kontynentu cztery lata wcześniej, a po części z obawy przed tym, że najlepsi Urusi po prostu do Ameryki Południowej z mistrzostw już nie wrócą. W ten sposób na mundialu zameldowały się jedynie Argentyna i Brazylia, grające w dodatku w składach będących dalekimi od optymalnych, a także USA i Egipt, czyli pierwszy uczestnik MŚ z Afryki. Pozostałe 12 drużyn było reprezentacjami europejskimi, wśród których zabrakło Polski: w eliminacyjnym dwumeczu z Czechosłowacją nasi piłkarze po przegranej 1:2 na stadionie Legii nie stawili się na rewanż i naszym sąsiadom przyznano walkower. Co ciekawe, Polacy nie mogli pojechać do Pragi ze względu na odmowę wystawienia wiz przez polski rząd, który pozostawał w konflikcie politycznym z Czechosłowacją o sporne terytorium Zaolzia.
Trenerem włoskiej reprezentacji był wówczas Vittorio Pozzo, znakomity fachowiec, który z funkcji ustąpił dopiero po wojnie. Stery kadry dzierżył od 1929 roku i udoskonalał najpopularniejszą w swoich czasach taktykę polegającą na grze pięcioma napastnikami (2-3-5) – Pozzo dwóch z nich wycofywał, dzięki czemu drużyna była bardziej zwarta, a jego autorskie ustawienie ochrzczono mianem „Metody”, czyli Metodo. W wypracowaniu tej koncepcji pomagał Włochowi jego austriacki odpowiednik, Hugo Meisl, którego Wunderteam był niepokonany w 14 kolejnych spotkaniach rozegranych przez 20 miesięcy pomiędzy 1931 a 1932 rokiem. Poprzednie mistrzostwa otworzyły Europejczykom oczy na nowe taktyki i możliwości, jakie daje kombinacyjna i techniczna gra. Oczywiście na drugim biegunie pozostawały reprezentacje brytyjskie, które udziałem w mundialu nie były w żadnym stopniu zainteresowane, podtrzymując zdanie o wyższości rozgrywek pomiędzy sobą nad rozgrywkami z Europą kontynentalną.
Na przypadek nie mogło być miejsca, więc faszystowskie Włochy stały się pionierami naturalizowania piłkarzy obcego pochodzenia. Tak zwani „oriundi” pochodzili z Ameryki Południowej, a dzięki włoskim korzeniom władze dawały im prawo grać w barwach Azzurrich. W ten sposób na mundialu ‘34 o sile kadry Italii decydowali Luis Monti, wicemistrz świata sprzed czterech lat, Raimundo Orsi, który w Europie został po wywalczeniu przez Argentynę srebra na igrzyskach olimpijskich w 1928 roku, czy Enrique Guaita, pochodzący z Buenos Aires. Pomimo świetnego składu, w którym obok oriundich brylowali Giuseppe Meazza, Giovanni Ferrari, Angelo Schiavio i bramkarz-kapitan Gianpiero Combi, włoscy włodarze nie stronili od wywierania presji na sędziach i wymuszaniu na swoich piłkarzach brutalnej i siłowej gry.
Ofiarą obydwu plag stali się Hiszpanie, z którymi Włosi rozegrali ćwierćfinał. Po pierwszym meczu, zakończonym po dogrywce remisem 1:1, wedle zasad dojść musiało do kolejnego spotkania. Problem w tym, że Iberyjczycy byli zdziesiątkowani na skutek agresji włoskich zawodników i w powtórce grali kompletnie innym składem, m.in. bez golkipera Ricardo Zamory (to właśnie jego imię nosi nagroda dla bramkarza, który stracił najmniej bramek w hiszpańskiej lidze). Łącznie w dwóch spotkaniach Hiszpanom nie uznano trzech goli, a bandyckie zagrania Włochów zasługiwały bardziej na czerwone kartki, a nie awans do półfinału. Tam czekał austriacki Wunderteam, który grał przeciwko 11 Włochom i 1 Szwedowi – sędzia Ivan Eklind nie starał się nawet zachowywać pozorów, a ściany pomogły gospodarzom. Ten sam arbiter wyznaczony został do meczu finałowego, tak więc Mussolini nie omieszkał przeprowadzić z nim zawczasu przyjacielskiej pogawędki.
Przy 45-tysięcznej publiczności doszło do starcia dwóch wizji gry: prezentujący na turnieju futbol niemal okrutny Włosi podejmowali technicznych Czechosłowaków, prowadzonych od triumfu do triumfu przez króla strzelców włoskiego mundialu, Oldricha Nejedliego. Wypełniony po brzegi Stadion Narodowej Partii Faszystowskiej w Rzymie był świadkiem jedynego możliwego rozstrzygnięcia – choć już przegrywali, gospodarze wygrali 2:1, a do strzelenia zwycięskiej bramki potrzebowali dogrywki. Cel został osiągnięty, choć drogę do niego można określić jako dyskusyjną. Inną sprawą jest, że Włosi dysponowali świetną drużyną i tym triumfem rozpoczęli wspaniały okres w historii swojego futbolu, a występy cztery lata później ugruntowały ich pozycję. Analogie pomiędzy mundialem ‘34 we Włoszech a igrzyskami ‘36 w Niemczech (III Rzesza sięgnęła na włoskich mistrzostwach po brąz) nie są przypadkowe. Obie imprezy miały być propagandą sukcesu i pokazać światu, że brunatna droga jest drogą słuszną. W obu przypadkach plan się powiódł i gospodarze pozostawili resztę globu w pokonanym polu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/397712-historia-mundialu-wlochy-1934-duce-triumfuje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.