Na pewno byłoby fajnie postawić kropkę nad „i”. Ale myślę, że gdy już tam będziemy, nie będzie to miało znaczenia. Będziemy działać tak, jakby tej całej historii zimowego wspinania nie było, skupiając się tylko na celu wyprawy
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Marcin Kaczkan, himalaista, członek Narodowej Zimowej Wyprawy na K2.
W 2014 r. był pan już na szczycie K2. Jaka jest różnica między warunkami, jakie pan tam spotkał latem, a tym, co będzie teraz?
Marcin Kaczkan: Na szczycie nikt zimą jeszcze nie był, ale na samej górze byliśmy – w bazie i w rejonach ponad bazą. Różnica jest kolosalna, począwszy od rzeczy przyziemnych, jak przebywanie w bazie. Latem jest dużo dni słonecznych, można się wygrzać i dobrze wysuszyć. Zimą jest mocny mróz i silny wiatr. Zdarzają się pojedyncze dni, kiedy panuje ładna pogoda i nawet widać bezchmurne niebo. Ale tylko przez chwilę. Przez cały czas doskwiera nam zimno, a temperatura powyżej zera występuje tylko w ogrzewanym namiocie mesowym.
W takiej temperaturze ciężko się zresetować, odpocząć.
Dokładnie. Cały czas trzeba się z tym mrozem męczyć (śmiech). Tak więc największa różnica między latem a zimą dotyczy pogody – temperatury, siły wiatru. W lecie zdarzają się tylko chwile niepogody, a w zimie wręcz przeciwnie. Poza tym cały czas wieje. Różnica dotyczy także ilości śniegu – zimą jest go na górze znacznie mniej.
Bo wiatr go wywiewa.
Właśnie. To, że jest mniej śniegu, stanowi utrudnienie. Tam, gdzie zalega śnieg, można zrobić stopnie i poruszać się w miarę sprawnie. W zimie mamy jedynie twardy lód albo gołą, twardą skałę. Góra wygląda inaczej – jest szara, smutna i nie zachęca do wspinaczki. Do tego jeszcze wydaje efekty dźwiękowe – zimą góra huczy od wiatru, a słuchanie tych pomruków w bazie nie działa na nas motywująco.
W tle wyprawy na K2 pojawia się wątek, że Polacy, którzy rozpoczęli wspinanie się w górach wysokich w zimie, mają historyczną szansę napisać ostatnią stronę tego rozdziału.
Taką świadomość mamy i myślę, że dociera ona do nas najbardziej jeszcze przed wyprawą. Na pewno byłoby fajnie postawić kropkę nad „i”. Ale myślę, że gdy już tam będziemy, nie będzie to miało znaczenia. Będziemy działać tak, jakby tej całej historii zimowego wspinania nie było, skupiając się tylko na celu wyprawy.
Jak pan ocenia szanse na zdobycie szczytu? Czy podziela pan pogląd Piotra Pustelnika, że zimowe wejście na K2 nie nastąpi w tym stuleciu?
Jeżeli powiedział to w tym stuleciu, a nie w zeszłym, to kompletnie się z nim nie zgadzam (śmiech). Myślę, że to nie kwestia stulecia, tylko najbliższych lat. Jeżeli to się nie stanie teraz, to zimowych wypraw będzie coraz więcej i w końcu komuś szczęście dopisze: znajdzie się w odpowiednim czasie i miejscu, dobrze zaaklimatyzowany, trafi na dobre warunki i pogodę – i na tym szczycie stanie.
Pogoda będzie kluczowa…
Ona jest główną przeszkodą. Cały problem polega na tym, żeby spróbować ją trochę „oszukać”.
„Oszukać” – to znaczy?
Tak się przygotować, tak ustawić logistykę zdobywania góry, żeby wykorzystać w 100 proc. okno pogodowe, które się pojawi, i wtedy po prostu na tę górę „wskoczyć”.
Nie zapytam, czy pan się będzie bał, bo – przebywając w tak ekstremalnych warunkach – nie boi się tylko głupiec. Zapytam raczej, jaki ma pan sposób na „oszukanie” strachu.
Kwestie strachu świetnie rozwijają się przed lub po wyprawie, kiedy można wszystko spokojnie przeanalizować. Gdy już jesteśmy tam, w wirze akcji, to ta kwestia zostaje jakby trochę z boku. Liczy się tylko koncentracja na jak najlepszym wykonaniu tych czynności, które trzeba zrobić. Na pewno nie myśli się wtedy kategoriami: „ojej, jak tu strasznie, jak tu ciężko”. Jestem tu gdzie jestem i idę albo w górę, albo w dół. Bez względu na to, co wybiorę, muszę się na tym maksymalnie skupić, żeby każdy krok miał jakiś sens.
Życzę więc powodzenia, zdobycia szczytu, a najbardziej tego, żebyście w komplecie wrócili.
To jest w tym wszystkim najważniejsze.
Rozmawiał Jaromir Kwiatkowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/376124-wywiad-jak-oszukac-pogode-i-wskoczyc-na-szczyt