wPolityce.pl: Polscy skoczkowie zachwycili w Azji podczas Pucharu Świata w Japonii i Korei Południowej. Jeden z konkursów wygrał Kamil Stoch, pan dwa. A sporo było wątpliwości i dyskusji czy nie lepiej odpuścić daleki wyjazd przed mistrzostwami świata, aby was nie rozregulować…
Maciej Kot: Ludzie dyskutowali, jedni byli za, inni przeciw, ale my skoczkowie byliśmy przekonani, że trzeba tam jechać. Tak zakładał plan trenera Stefana Horngachera. I myślę, że się opłaciło i będzie się opłacać. Po pierwsze dlatego, że wszyscy najlepsi zdecydowali się pojechać, a po drugie zdobyliśmy sporo punktów do klasyfikacji generalnej. Poza tym myślę, że to sportowa postawa. Skoro są zawody to trzeba honorowo do nich przystąpić, nawet jeśli zaplanowano je na innej półkuli i jakiś problem stwarzają. Nie ma co kombinować. Zresztą taką stuprocentową odpowiedź czy warto było dam po mistrzostwach świata.
Jak coś pójdzie nie tak, to się okaże, że podróż do Azji była jednak bez sensu?
Dokładnie. Takie się pewnie pojawią opinie.
Poważnie dla was skoczków zmiana strefy czasowej ma aż tak wielkie znaczenie? Jesteście młodymi ludźmi, szybko się regenerujące. Samoloty są coraz wygodniejsze…
Wszystko jest kwestią czasu. Po takiej zmianie czasowej potrzebny jest jednak dzień odpoczynku, regeneracji, organizm musi się przystosować. A my w trakcie sezonu jednak jesteśmy już w jakiś sposób zaprogramowani, żyjemy zgodnie z utartym schematem. Nowości mogą to rozregulować. Można to przejść bezboleśnie, ale wszystko trzeba perfekcyjnie zorganizować, zabezpieczyć się, przewidzieć trudności. I tak to poszło u nas. Ten najdłuższy lot zawodnicy spędzili w biznes klasie, ale po 10 godzinach i tak czuć to było w nogach. Owszem, można funkcjonować normalnie nawet po najdłuższych podróżach, ale my jednak uprawiamy dyscyplinę, w której dobra praca nóg odgrywa kapitalną rolę. Dziś w nocy wróciliśmy i teraz mamy dwa dni w domu, chyba najważniejsze dla drugiej części sezonu.
Dwa dni w domu aż tak istotne dla waszych kolejnych wyników?
Tak, w tym fachu wydajny odpoczynek, odpowiedni reset psychiczny i regeneracja w krótkim czasie to sprawy kluczowe. Spędzamy te dni z rodzinami, aby nasze głowy nie były blisko skoczni. Zero zgiełku, dobra książka, dobry film, dużo leżenia. Takie mamy priorytety.
W Pjongczang, gdzie za rok odbędą się zimowe igrzyska olimpijskie na trybunach praktycznie nie było ludzi. Sądzi pan, że to dobre miejsce na taką imprezę?
Co do pustych trybun to będąc skoczkiem trzeba pokazać, że potrafi się skakać przy 30-tysięcznej publiczności i przy zerowej jak w Korei. A czy to jest dobre miejsca na igrzyska? Jeśli przywieziemy medale to powiemy, że idealne (śmiech).
Akurat te azjatyckie skocznie pasowały panu najbardziej?
Jak się jest w dobrej formie to każda skocznia jest dobra. Pewnie, że mówi się o tym jak jednemu skoczków „leży” taki czy inny obiekt, ale… bądźmy poważni. Mnie od konkursu w Obersdorfie forma idzie w górę i było właściwie jasne, że powinienem dobrze skakać. Owszem, nie było pewności, że wygram, ale gdzieś tak w czołówce musiałem się kręcić. Jeśli jest jakość, to później potrzeba jeszcze kilku elementów do szczęścia. Dobrych warunków, trochę szczęścia, po prostu dobry dzień. Spore znaczenie ma pozytywne nastawienie. Ja od początku chciałem tam jechać. Przygotowywałem się do tego mentalnie i nie tylko. Dobrałem odpowiednią dietę, dobrze zorganizowałem sobie podróż pod tym względem.
Dieta w podróży?
Tak. Poszedłem na zakupy, przygotowałem sobie odpowiednie posiłki, podzieliłem na porcje, wiedziałem, że trzeba być też zabezpieczonym na wypadek gdyby po przyjeździe nie było jeszcze posiłku, albo jeśli byłby nieodpowiedni. Do tego suplementacja witaminami, składnikami odżywczymi. Byłem na wszystko przygotowany. Dieta w tym fachu to podstawa. Jak już się jest na najwyższym poziomie to o sukcesie decydują szczegóły. Naprawdę to co zjesz wcześniej może zdecydować czy się na tym najwyższym podium znajdziesz czy nie. Dlatego schabowego z frytkami bym nie tknął (śmiech).
Ciężkie jest życie skoczka…
To prawda, że jest sporo wyrzeczeń, ale jaka później frajda po sukcesie. Poza tym nikt mnie do tego nie zmuszał. Takie sobie zajęcie wybrałem.
Rozmawiał Cezary Kowalski
Cała rozmowa z Maciejem Kotem w najnowszym numerze „wSieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/328147-nasz-wywiad-maciej-kot-jesli-przywieziemy-medale-z-igrzysk-w-pjongczangu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.