Piękne! Maja Włoszczowska zadedykowała swój medal zmarłemu trenerowi. "Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj"

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
fot. PAP/Adam Warżawa
fot. PAP/Adam Warżawa

Ze łzami w oczach Maja Włoszczowska zadedykowała zdobyty w Rio de Janeiro srebrny medal olimpijski w kolarstwie górskim swojemu zmarłemu dwa lata temu trenerowi Markowi Galińskiemu. Na ręku miała białą opaskę z jego imieniem i nazwiskiem.

Jest mi bardzo przykro, że nie ma z nami Marka. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. Michał Krawczyk, który jest obecnie moim trenerem, także współpracował z Markiem bardzo długo. To jego szkołą przygotowywałam się do tego wyścigu i spokojnie mogę ten medal jemu zadedykować

— powiedział mocno wzruszona.

To drugi srebrny medal olimpijski w kolekcji Włoszczowskiej. Na drugim stopniu podium stanęła także osiem lat temu w Pekinie. W 2012 roku tuż przed wylotem do Londynu nabawiła się poważnej kontuzji, która wyeliminowała ją z rywalizacji.

Piękne w tej konkurencji jest, że o najwyższe miejsca mogą walczyć zarówno młode zawodniczki, jak zwyciężczyni Szwedka Jenny Rissveds, jak i starsze. Ja mam za chwilę 33 lata, a gdyby nie kontuzja pewnie walczyłaby także Sabine Spitz, która ma już prawie 45 lat. To wspaniała dyscyplina i jej trenowanie sprawia mi wielką przyjemność

— dodała Polka.

Tych dwóch srebrnych medali jednak nie może i nie chce porównywać. W Pekinie była bowiem całkowicie inną zawodniczką.

Teraz była całkowicie inna praca. Obecne przygotowania były cięższe, znacznie dłuższe, wymagały więcej cierpliwości, uwagi, dbania o zdrowie i każdy detal. Te wszystkie różne pechowe sytuacje, które zdarzyły się po drodze były potrzebne po to, by dopieścić każdy szczegół - sprawdzić buty w blokach, więcej powietrza dać do kół. Byliśmy przygotowani pod każdym względem. Wielkie podziękowania dla całej ekipy i związkowi

— zaznaczyła.

To był 11. medal dla Polski w igrzyskach w Brazylii. Impreza zakończy się w niedzielę.

mly/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych