Siatkarze po powrocie z PŚ w Japonii: "Jesteśmy źli i jeszcze bardziej głodni tego, by jak najszybciej zapewnić sobie udział w igrzyskach"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.PAP/Jacek Kostrzewski
fot.PAP/Jacek Kostrzewski

Ze spuszczonymi głowami wrócili z Pucharu Świata w Japonii nasi siatkarze. Polacy zajęli trzecie miejsce i nie wywalczyli kwalifikacji olimpijskiej, o która tak mocno walczyli.

Po przylocie z Pucharu Świata w Japonii powiedzieli:

Bartosz Kurek:

Trudno teraz powiedzieć, co właściwie czuję. Chyba trochę czasu jeszcze potrzeba, by się oswoić z tym, co się wydarzyło. Muszę to sobie jakoś ułożyć w głowie. Prawie wszystko poszło po naszej myśli. Pozostaje nam jednak teraz podziękować kibicom, zwłaszcza że są z nami też wtedy, kiedy chwile nie są najprzyjemniejsze.

Karol Kłos:

Mamy wszyscy nadzieję, że uda się wywalczyć kwalifikację olimpijską już w styczniu, a jeśli nie, to w maju będzie jeszcze jedna okazja. Będzie bardzo ciężko, a wszyscy mamy jeszcze w głowie to, że awans był na wyciągnięcie ręki. Myślę, że wszyscy czują się fizycznie dobrze, jesteśmy po prostu źli i teraz jeszcze bardziej głodni tego, by jak najszybciej zapewnić sobie udział w igrzyskach. To może podziałać tylko w dobrą stronę. Coś trzeba przegrać, by później można było się z czego cieszyć. Taką okazją może będą październikowe mistrzostwa Europy. Chcemy tam pokazać, że Puchar Świata nas nie podłamał.

Najbardziej źli po ostatnim meczu w Japonii byliśmy na siebie. Wiemy przecież, że tak mało nam brakowało. To był jeden set z Włochami, a może wygrana Argentyny z Italią dzień wcześniej. Ale to już było i teraz trzeba jak najszybciej o tym zapomnieć, a sportową złość przelać na boisko. System awansu był jednak nam wszystkim znany i wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężko. Nie należy na to zwalać. Może jest niesprawiedliwy, bo drużyny z innych kontynentów mają łatwiej, ale po prostu w Europie jest wiele dobrze grających w siatkówkę drużyn. Trzeba zatem z nimi wygrać, by móc powalczyć w Rio de Janeiro.

Marcin Możdżonek:

Za nami morderczy wysiłek. Pojechaliśmy do Japonii dużo wcześniej, by się odpowiednio zaaklimatyzować. Bardzo ciężko trenowaliśmy, później trzeba było się przenosić z miejsca na miejsce. Nie jest to łatwe, ani dla psychiki, ani dla fizyki. Teraz musimy się znowu zebrać i za dwa tygodnie walczyć w mistrzostwach Europy. Prawda jest taka, że trzeba się podnosić po porażkach, wyciągać z nich wnioski i walczyć dalej.Nie pierwszy raz w historii sportu tak się dzieje. A są dyscypliny, jak np. szermierka, że po przegranym półfinale, za godzinę trzeba stawać do walki o brązowy medal. To też nie jest łatwe.

Teraz mamy trzy dni wolnego i każdy z nas na pewno przemyśli to, co się stało. Jesteśmy źli, mamy głowy pełne emocji i lepiej to przetrawić na spokojnie. Wtedy usiądziemy w Spale i sobie wszyscy porozmawiamy. Na pewno droga na igrzyska się znacznie wydłużyła. Czeka nas teraz towarzyski turniej mistrzostw Europy, a w styczniu będziemy mieli bis. Znacznie trudniejszy, bo stawką będzie awans na igrzyska. Musimy wtedy być w pierwszej trójce. Sytuacja bardzo niekomfortowa, ale wierzę w drużynę i wiem, że polską reprezentację stać na to. Droga jest kręta i wyboista, a nawet nie do końca zrozumiała, ale takie są zasady i musimy się do tego dostosować.

ann/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych