Król dopingu, skompromitowana legenda kolarstwa, największy oszust w dziejach sportu – to tylko kilka z określeń, które przylgnęły do Lance’a Armstronga. Siedmiokrotny zwycięzca touru został pozbawiony wszystkich tytułów i dożywotnio zdyskwalifikowany za stosowanie EPO, doping krwi i inne formy niedozwolonego wspomagania. Na dodatek ciąży nad nim widmo bankructwa, bo były sponsor, amerykańska państwowa firma US Postal domaga się od oszusta gigantycznego odszkodowania. Teksańczyk mimo tego, że jest w kolarskim peletonie osobą wielce niepożądaną postanowił wrócić na francuskie drogi i… spotkało go potężne rozczarowanie.
Armstrong został zaproszony przez byłego piłkarza Geoffa Thomasa do udziału w charytatywnej imprezie kolarskiej o nazwie „One Day Ahead”. Polega ona na przejechaniu, na 24 godziny przed zawodowym peletonem, trasy dwóch etapów tegorocznego Tour de France. Obaj panowie mają szczytny cel – Armstrong ma za sobą wygraną walkę z rakiem jąder, a Thomas skutecznie wyleczył się z białaczki. Teraz zamierzają zebrać około 1,5 miliona euro i przeznaczyć pieniądze na pomoc sobom zmagającym się z chorobą nowotworową. Thomas wpadł na pomysł, by zebrać te fundusze właśnie poprzez akcję „One Day Ahead”. Wielu osobom jednak powrót Armstronga na trasę „Wielkiej Pętli” się nie podoba, nawet jeśli idea jest szczytna. Zdaniem większości jego powrót do Francji to zwykła prowokacja i próba zwrócenia na siebie uwagi za wszelką cenę.
Nie obchodzą mnie jego działania. Napsuł już wystarczająco krwi, a to negatywnie odbiło się również na stosunku do nas, kolarzy
—twierdzi uczestnik Tour de France Geraint Thomas jeżdżący w barwach grupy Sky.
Obecność Lance’a nie jest tu mile widziana, a jego zachowanie wskazuje na brak szacunku. Są inne sposoby zbierania pieniędzy, które mógłby rozważyć
—mówi Brian Cookson, szef światowej federacji kolarskiej, który znany jest ze swojej niechęci do Armstronga i innych osób mających na koncie dopingowe wpadki.
Armstrong, który przez lata zaprzeczał by stosował doping, przyznał się do tego dopiero w 2013 roku podczas słynnego wywiadu z Oprah Winfrey. Jednak po dwóch latach udawanej prawdopodobnie skruchy znów twierdzi, że odebranie mu wszystkich tytułów jest skandalem.
Brałem doping bo takie było kolarstwo. Wszyscy stosowali niedozwolone wspomaganie. Byłem jednym z wielu, a zrobiono ze mnie kozła ofiarnego
—mówił niedawno w wywiadzie dla BBC.
Być może Armstrong przyjechał do Francji by przekonać się, że ludzie zapomnieli o dopingowym skandalu i wspominają go tylko jako legendarnego kolarza. Amerykanin wybrał się w środę wieczorem na kolację do restauracji w Tuluzie i nazajutrz przekonywał, że wszyscy wokół byli dla niego szalenie mili. Ale mówił to na chwilę przed startem „One Day Ahead” na ogromnym pustym parkingu hipermarketu w La Vernet. Poza setką dziennikarzy i 20 kamerami telewizyjnymi na start byłego mistrza nie czekał ani jeden kibic. I to chyba jedna z największych porażek „króla koksu”: kochały go tłumy, a dzisiaj stał się kibicom co najwyżej zupełnie obojętny. Tak kończą ci, którzy swoim największym orężem uczynili oszustwo. I to jest przestroga nie tylko dla sportowców.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/259447-sportowy-oszust-dostal-nauczke-zostal-kompletnie-zignorowany