Na Stadionie Śląskim znów coś zaczęło się dziać. Przed kilkoma dniami zakończono operację „big lift” polegającą na podniesieniu olinowania na wysokość korony obiektu. Kolejnymi krokami będą montaż elementów stalowych na olinowaniu, a następnie pokrycie konstrukcji poliwęglanową warstwą. Czy to oznacza, że Stadion Śląski w końcu zacznie działać?
W najbliższej perspektywie - nie. W przyszłym roku będą trwały tak zwane prace kubaturowe oraz montaż krzesełek. Jak zapewniają decydenci, pierwsze imprezy na Śląskim odbędą się w drugim kwartale 2017 roku. Oczywiście, owe zapewnienia należy traktować z rezerwą, biorąc pod uwagę niezbyt udaną historię modernizacji stadionu, która rozpoczęła się przed sześcioma laty. Problemy i konstrukcyjne buble doprowadziły do tego, że niegdysiejsza perła Górnego Śląska od 2009 roku straszy swoim szkieletem spacerowiczów wędrujących po parku, na którego terenie się znajduje.
Stadionem Śląskim będzie zarządzać spółka o tej samej nazwie, która obecnie zajmuje się budową. Po zakończeniu prac pierwszym punktem programu ma być sprzedaż nazwy obiektu, co w teorii ma pomóc w osiągnięciu rentowności przez słynny „kocioł czarownic”. W dzisiejszych czasach taka operacja nie jest niczym dziwnym, o czym świadczy chociażby przypadek wybudowanego przed Euro 2012 stadionu w Gdańsku, który oficjalnie nazywa się PGE Areną. Za prawa do nazwy energetyczny gigant płaci około siedmiu milionów złotych rocznie. Zapewne w przypadku Śląskiego kwota będzie o wiele niższa, bo po pierwsze obiekt stracił swoją przeszłą renomę, a po drugie nie wiadomo tak naprawdę, co będzie się na nim dziać.
Według śląskich włodarzy, cała operacja modernizacji ma zamknąć się w kwocie 600 milionów złotych. Jak wygląda ta suma w kontekście stadionów wybudowanych przed Euro 2012? INEA Stadion w Poznaniu kosztował 747 milionów, gdańska PGE Arena 863 miliony, Stadion we Wrocławiu 904 miliony, a Stadion Narodowy w Warszawie niecałe 2 miliardy złotych. Na Stadionie Śląskim ma zasiąść do 55 tysięcy kibiców, co oznacza, że pod względem pojemności będzie to drugi obiekt w Polsce, oczywiście po warszawskim. Jak uczą przykłady z innych miast, utrzymanie tak dużego stadionu nie jest proste, a same rachunki za prąd potrafią przyprawić zarządców o palpitacje serca. Czy gra warta jest świeczki?
Tak naprawdę, nie wiadomo. Historia rzecz jasna przemawia za Stadionem Śląskim - sto tysięcy widzów na meczach z ZSRR czy Jugosławią, dumny przydomek „kotła czarownic” nadany przez angielskich dziennikarzy, żużlowe mistrzostwa świata, koncerty The Rolling Stones, U2 i Metalliki. Śląski był, wraz z katowickim Spodkiem, centrum wydarzeń masowych na Górnym Śląsku. Ale od kilku lat o obiekcie pisze się niemal tylko i wyłącznie w kontekście rosnących kosztów przebudowy, opóźnień i konstrukcyjnych niedociągnięć lub przestarzałego charakteru. Faktycznie, nawet po przebudowie Śląski nie będzie przypominał wymuskanych aren w Warszawie czy Gdańsku. Co będzie się na nim działo? Podobno mają powrócić z koncertami wielkie gwiazdy, zarządcy liczą także na organizowanie lekkoatletycznych mityngów.
Co z piłką nożną? Tu właśnie leży pies pogrzebany, bo nie wiadomo, czy PZPN będzie chciał rozgrywać mecze polskiej reprezentacji w Chorzowie. Atutem jest pojemność obiektu, minusem okalający boisko tor lekkoatletyczny. Fatalnym stadionem dysponuje Ruch Chorzów, więc możliwe jest, że swoje mecze będzie rozgrywał właśnie na Śląskim. Ale w takim razie po co władze miasta zamówiły projekt nowego stadionu dla Ruchu? Za jego wykonanie odpowiada ta sama firma, która zaprojektowała budowany właśnie nowy stadion Górnika Zabrze. Obiekt im. Ernesta Pohla będzie miał ponad 30 tysięcy miejsc, więc „górnicy” z pewnością z Zabrza ruszać się nie będą. Nawet jeśli Ruch będzie grał na Śląskim, to oczywiście jego mecze całego stadionu nie zapełnią, chyba że w przypadku śląskich derbów. W pobliżu jest jeszcze katowicki GKS mający nieustające problemy ze swoim obiektem, ale w przypadku pierwszoligowca o zadowalającą frekwencję będzie jeszcze trudniej.
Z pewnością kilka milionów mieszkańców Górnego Śląska zasługuje na nowoczesny i pojemny obiekt, a historia predestynuje do pełnienia takiej roli właśnie Stadion Śląski. Inną sprawą jest, czy ponad pół miliarda złotych wydane na modernizację kiedykolwiek się zwróci oraz czy bieżące koszty utrzymania stadionu nie okażą się zbyt wysokie. Pesymistyczny scenariusz zakłada, że w Chorzowie stanie odremontowany 50-tysięczniak, który z każdym kolejnym rokiem będzie niszczał i coraz bardziej straszył wspomnianych parkowych spacerowiczów.
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/258494-czy-komus-jeszcze-potrzebny-jest-kociol-czarownic
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.