Steven Gerrard rozegrał w sobotę swój ostatni mecz na Anfield Road, stadionie angielskiego Liverpoolu. Nawet przegrana z Crystal Palace nie zmąciła fety, jaką kapitanowi The Reds zgotowali fani drużyny.
Jak na posiadany potencjał, Liverpoolowi wiedzie się w tym sezonie Premiere League średnio. Do poziomu drużyny dostosował się również Gerrard, który o decyzji opuszczenia The Reds powiadomił na początku roku. Na murawę boisku w swoim ostatnim meczu na Anfield wyszedł wraz ze swoimi trzema córeczkami przy aplauzie kibiców i w szpalerze utworzonym przez kolegów z drużyny. Fani utworzyli na trybunach kartoniady wyrażające wdzięczność za 17 lat gry w klubie, a Stevie G podziękował im w kilku ciepłych słowach.
Odejście Gerrarda (który teraz spróbuje swoich sił w USA) to koniec pewnej ery w Liverpoolu. Dla kibiców The Reds był on sercem i mózgiem drużyny, od najmłodszych lat wiernym piłkarzem ich ukochanego klubu. W pierwszej drużynie zadebiutował w 1998 roku, od 2003 był kapitanem. Przez ostatnich piętnaście lat był podporą zarówno w klubie, jak i w reprezentacji Anglii. Z Liverpoolem zdobył szereg trofeów, z których najważniejszym pozostaje wygrana w Lidze Mistrzów w 2005 roku. Do kolekcji brakuje mu jedynie mistrzostwa Anglii. Popularny Gerro słynie przede wszystkim ze swojej nieustępliwej gry w środku pola i znakomitych strzałów z dystansu.
Gerrard jest przedstawicielem wymierającego gatunku piłkarzy, którzy całą (lub prawie całą) swoją karierę spędzili w jednym klubie – pomimo wielkich pieniędzy czy obietnic trofeów oferowanych przez inne zespoły. W zeszłym sezonie korki na kołku zawiesili między innymi Carles Puyol (15 lat w pierwszej drużynie Barcelony) czy Javier Zanetti (19 lat w Interze). Piłkarze, którzy w obecnych czasach pozostają na dobre i na złe wierni jednym barwom, są chyba jedną z ostatnich wciąż żywych cech futbolowego romantyzmu.
mm / lfc.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/244751-goodbye-stevie-g-wielki-kapitan-the-reds-odchodzi-z-liverpoolu