Życie najdroższego piłkarza świata ma swoje dobre i złe strony. Tych pierwszych wymieniać nie trzeba – poprzestańmy na tym, że zawodnik z całą pewnością nie musi się martwić jak przeżyć do pierwszego. Ale chodzi o to, że plusy nie mogą nam przesłaniać minusów, a takie okazuje się są. Trwa właśnie medialny serial opisujący jak to źle dzieje się w Realu Madryt Garethowi Bale’owi, którego dwa lata temu kupiono za zupełnie nierealną cenę stu milionów euro, dzięki czemu walijski skrzydłowy stał się najdroższym piłkarzem świata.
Futbolowy talent Bale’a dojrzewa gdzieś w cieniu rywalizacji pomiędzy Cristiano Ronaldo a Lionelem Messim, co być może sprawia, że nie wszyscy są przekonani co do boiskowej wartości gracza z Wysp Brytyjskich. Ale przecież piłkarscy agenci i właściciele klubów to przede wszystkim biznesmeni i jeśli ktoś wykłada na stół astronomiczne pieniądze, to nie przyświecają mu charytatywne przesłanki a jakaś rzeczowa analiza. Zakładam więc, że Bale jest wart fortuny, bo co chwila pojawia się kolejny chętny na wykupienie go z Realu. A potencjalnych kupców nie brakuje, gdyż Walijczyk ma w Madrycie – tu należy użyć cudzysłowu – „ciężkie życie”. Agent piłkarza Jonathan Barnett stwierdził w zeszłym tygodniu na łamach brytyjskiej prasy, że Bale jest niezadowolony i smutny. Dlaczego?
Koledzy nie podają mu piłek. Jak będzie dostawał więcej podań, to udowodni jak dobrym jest zawodnikiem. Gareth zamierza pokazać, że jest najlepszym piłkarzem Realu, ale partnerzy muszą z nim współpracować i mu pomagać
—powiedział agent.
Na odpowiedź ze strony klubu nie trzeba było długo czekać.
Taki jest dzisiejszy świat, że ludzie mówią, a niektórzy z nich mówią zbyt wiele. Agent Bale’a nigdy nie był na żadnym treningu i nie zna atmosfery w Realu. Gareth nigdy nie miał problemów z kolegami, a inni gracze nie mieli problemów z nim
—stwierdził trener „Królewskich” Carlo Ancelotti.
Wypowiedź szkoleniowca nie zamyka jednak sprawy, bo z gry Bale’a niezadowoleni są kibice, którzy wygwizdali Walijczyka w trakcie ostatniego meczu ligowego z Valencią. Był to również wyraz niezadowolenia z postawy skrzydłowego w pierwszym półfinałowym meczu Champions League w Turynie przeciwko Juventusowi, kiedy zgodnie uznano go za najsłabszego gracza. Wprawdzie w zeszłym sezonie najdroższy piłkarz świata strzelał dla Realu kluczowe bramki w najważniejszych meczach – w finale Ligi Mistrzów i finale Pucharu Króla – ale ostatnio jego forma pozostawia wiele do życzenia. A przecież od gracza wartego sto milionów euro trzeba wymagać by w każdym spotkaniu udowodnił swoją wartość.
Życie Garetha Bale’a nie jest zatem usłane różami… Ciekawą hipotezę na ten temat przytacza brytyjski tabloid „Daily Mail”. Otóż zdaniem gazety powodem problemów Walijczyka jest brak znajomości języka hiszpańskiego. Wprawdzie większość graczy Realu porozumiewa się po angielsku, jednak obowiązującym jeżykiem w szatni jest hiszpański. A Bale, choć od dwóch lat bierze regularnie lekcje – nie rozumie ni w ząb żartów i powiedzeń kolegów i ta towarzyska izolacja przekłada się na sytuację na boisku.
Cóż, jeśli to prawda, to jest to prawda nieco wstydliwa, że przez kilkanaście miesięcy zawodnikowi trudno jest złapać solidne podstawy języka obcego. Ale nie jest to przypadek odosobniony – były reprezentant Polski Ireneusz Jeleń po wyjeździe do Francji grał jak z nut. Jednak z upływem czasu jego forma i dyspozycja strzelecka gasły. Powód okazał się prosty. Przez pierwszy rok, a nawet dwa, wobec niemówiącego po francusku Polaka stosowano w szatni taryfę ulgową. Ale z czasem kolegom z boiska zaczęło to przeszkadzać. Po trzech latach występów w tamtejszej lidze Jeleń udzielił jednej z polskich gazet kuriozalnego wywiadu, w którym zapowiedział, że… chce się nauczyć mówić po francusku. Hmm, co najmniej o trzy lata za późno. Podobnie było z powoływanym do reprezentacji Polski Ludovikiem Obraniakiem. Zawodnik nigdy nie zaaklimatyzował się w naszej kadrze, bo był wyjątkowo odporny na naukę języka swoich przodków. Obraniak nie zaistniał również w lidze niemieckiej z tego samego powodu – komunikacja w języku niemieckim była dla niego nie do przejścia. Rzecz jasna nie należy od razu wyciągać daleko idących wniosków – niektórzy są leniwi,inni niezbyt lotni, a jeszcze inni nie mają talentów lingwistycznych. Tak bywa.
Oczywiście są setki przykładów zawodników, którzy w nowym kraju błyskawicznie zaczynają się porozumiewać w tamtejszym języku, lub są na tyle biegli w angielskim, że komunikacja nie jest problemem. Ktoś kiedyś powiedział, że w piłkę nożną gra się przede wszystkim głową. Okazuje się, że głowa poza boiskiem również ma niebagatelne znaczenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/244325-czarna-owca-w-szatni-realu-a-moze-zakladnik-problemow-z-nauka-jezyka