Profesjonalna liga męskiej siatkówki świętuje właśnie swoje piętnastolecie. Zdaniem Witolda Romana, obecnie członka prezydium Zarządu Polskiego Związku Piłki Siatkowej, a wówczas czynnego gracza, który wziął udział w pierwszym meczu zawodowej ligi pomiędzy Stolarką Wołomin a Mostostalem Kędzierzyn-Koźle przez tych 15 lat w rodzimej siatkówce zmieniło się prawie wszystko.
Fundusze, stroje, transport – wszystko było z innej epoki. Zmieniło się bardzo dużo. Teraz zawodnicy mają bardzo obfity sezon reprezentacyjny i gdybyśmy dołożyli im jeszcze tak napięty sezon klubowy jak nasz, myślę, że niewielu byłoby w stanie wytrzymać trudy całorocznego grania. Należy się cieszyć, że wtedy to się udawało. Nie można też mówić o finansach, bo ich tak naprawdę nie było. Tak samo różniło się zabezpieczenie zawodników, w tym także zabezpieczenie medyczne. To jest niby piętnaście lat, ale tak naprawdę to jest cała epoka
—twierdzi Witold Roman w rozmowie opublikowanej na oficjalnym portalu plusliga.pl.
Jednym z najbardziej widocznych symboli zmian jest to, że powoli zaczyna w polskiej lidze brakować polskich trenerów. W zakończonym właśnie sezonie rodzimi szkoleniowcy prowadzili połowę, czyli aż siedem drużyn występujących w PlusLidze. Z wyjątkiem mistrza Polski, zespołu Asseco Resovii Rzeszów, gdzie trenerem jest Andrzej Kowal, w pozostałych przypadkach Polacy byli zatrudniani w klubach, które nie biły się o najwyższe cele, dysponujących skromnymi budżetami. Pozostali polscy trenerzy to: Michał Bąkiewicz (AZS Częstochowa), Jakub Bednaruk (AZS Politechnika Warszawska), Dariusz Daszkiewicz (Effector Kielce), Piotr Gruszka (BBTS Bielsko-Biała), Robert Prygiel (Cerrad Radom) i Sebastian Świderski (Zaksa Kędzierzyn). Tego ostatniego zastąpił już w trakcie sezonu Włoch Ferdinando de Giorgi. Z końcem rozgrywek z posadą pożegnał się również Robert Prygiel, którego w Radomiu zastąpi Raul Lozano. Zatem liczba rodzimych szkoleniowców spada do pięciu. Czy to znaczy, że polska myśl szkoleniowa zamiera?
To znak czasów. Część klubów sięga po zagranicznych szkoleniowców z przekonaniem, że na pewno będą oni lepsi od Polaków. A ja nie do końca zgadzam się z tym twierdzeniem
—mówił w styczniu tego roku na łamach katowickiego sportu Tomasz Wójtowicz, jeden z najlepszych siatkarzy w historii.
Przyczyna jest prosta – polska siatkówka ma coraz większy prestiż, a zeszłoroczny tytuł mistrzów świata tylko to potwierdził. Liga urosła w siłę i pojawiły się w niej pieniądze, które kuszą trenerów z najwyższej półki. A na dodatek mamy przykład w postaci byłego szkoleniowca reprezentacji Polski Andrei Anastasiego. Włoch z wydawało się przeciętnym zespołem Lotosu Trefla Sopot sięgnął po wicemistrzostwo i Puchar Polski, czym udowodnił, że osoba trenera ma znaczący wpływ na wynik sportowy.
To dlatego w Radomiu sięgnęli po innego byłego szkoleniowca polskiej kadry Raula Lozano. Informację władze Cerradu Czarnych ujawniły we wtorek i wywołała ona sensację. Argentyńczyk w 2005 roku został pierwszym obcokrajowcem na stanowisku trenera reprezentacji Polski i w dwa lata doprowadził biało-czerwonych do wicemistrzostwa świata – pierwszego dużego sukcesu po długim okresie posuchy. Lozano miał jednak trudny charakter i za jakikolwiek przejaw niesubordynacji usuwał z kadry. Na przykład za wypicie piwa lub spóźnienie. Przekonały się o tym takie gwiazdy jak Krzysztof Ignaczak, Łukasz Kadziewicz i Andrzej Stelmach. Teraz szkoleniowy reżim zapanuje w Radomiu…
Dziewięciu zagranicznych trenerów na 14 drużyn w siatkarskiej PlusLidze to liczba, która musi dawać do myślenia. Bo albo z warsztatem polskich szkoleniowców jest tak słabo, albo zapanowała moda na przyjezdnych fachowców, która niekoniecznie musi wyjść naszej siatkówce na dobre. A może inni Polacy pójdą w ślady Andrzeja Kowala z Resovii i wówczas sytuacja się zmieni? Bo na parkiecie proporcje są jednak inne – o sile drużyn decydują poslce siatkarze.
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/243615-kolejny-byly-trener-reprezentacji-wraca-do-polski-a-nasi-szkoleniowcy-w-odwrocie