Sławomir Peszko przyznał trzy tygodnie po zdobyciu gola w meczu z Irlandią (1:1) w eliminacjach Euro 2016, że nie zamierza spocząć na laurach. W sobotę zagrał w remisowym 0:0 spotkaniu z Herthą Berlin, który przybliża jego FC Koeln do utrzymania w Bundeslidze.
PAP: W 29. kolejce zremisowaliście bezbramkowo z Herthą w Berlinie. To chyba cenny wynik, zwłaszcza biorąc pod uwagą dużą przewagę piłkarzy gospodarzy w drugiej połowie?
Sławomir Peszko: Tak. Przyjechaliśmy tutaj z nastawieniem, aby nie dać się pokonać. Chcieliśmy wywieźć z Berlina jeden punkt, ponieważ ostatnio tutaj głównie przegrywaliśmy. Zawsze ciężko nam się grało na stadionie Herthy. Ten remis nas satysfakcjonuje, bo to kolejny krok do utrzymania w lidze.
Można już wam gratulować osiągnięcia tego celu? Zajmujecie obecnie 12. miejsce.
Dzisiaj padło kilka dobrych wyników dla FC Koeln. Zobaczymy, zostało pięć kolejek. Myślę, że jeszcze coś ugramy.
Brak Pawła Olkowskiego miał wpływ w sobotę na pana grę? Macie wyuczone pewne schematy.
Na pewno tak. Z Miso Brecko dawno nie współpracowałem na tej stronie, a z Pawłem graliśmy w ostatnim czasie tydzień w tydzień. Ale cóż, trzeba się szybko przestawić. Wiadomo, że Paweł z powodu kontuzji jest wyeliminowany do końca sezonu.
Jeden z kibiców FC Koeln, pytany o polskich piłkarzy w tym klubie, powiedział, że lubi pana boiskowy charakter. Wprawdzie ogląda pan sporo żółtych kartek, ale - jak podkreślił - „zawsze pan chce”. Walczyć, biegać. Dzisiaj pełnił pan na boisku kilka funkcji, od obrony do ataku. Jakie były przedmeczowe założenia?
Dużo związanych z defensywą. Jak zwykle, gdyż jako beniaminek nigdy się nie odkrywamy, zwłaszcza w meczach wyjazdowych. Chcemy przede wszystkim zachowywać czyste konto z tyłu, a jeśli coś się uda z przodu, to jest dodatkowy plus. Dzisiaj w ofensywie nie byłem za bardzo widoczny. Głównie pracowałem z tyłu, jak w większości meczów wyjazdowych.
W starciu z Herthą kilka razy pokazywał pan kolegom, żeby podali piłkę, ponieważ wybiegał pan na dogodną pozycję. Rzadko jednak to dostrzegali…
Człowiek na boisku zawsze myśli, że inni mogą mu łatwo i szybko podać. Trochę się wówczas irytuje, ale gdyby koledzy widzieli, na pewno chcieliby dobrze zagrać. Nie jest tak, że nie podają do mnie ze złości.
W poprzedniej kolejce pauzował pan za kartki, ale przy okazji leczył uraz. Jak się pan obecnie czuje?
Niezbyt rewelacyjnie, wcześniej przez tydzień nie trenowałem, mam trochę problemów z mięśniami brzucha. Odbyłem tylko dwa treningi, zażywałem środki przeciwbólowe. Teraz zamierzam poddać się większej terapii, może wezmę jakieś zastrzyki.
Bardzo zmieniło się pana życie po bramce strzelonej Irlandii w Dublinie w meczu eliminacji Euro 2016 (1:1)?
To nie tak, po prostu czuję wielką satysfakcję. Cieszę się, że w końcu przyczyniłem się w tej kadrze do zdobycia cennego punktu.
Być może bezcennego w walce o awans…
Oby tak było. Chciałbym to kontynuować, jeśli będę dalej powoływany. Na pewno nie spocznę na laurach i nie zadowolę się tylko tym, że strzeliłem bramkę i już jestem jakiś wielki piłkarz. Nigdy tak nie było i nie będzie. Jestem zawodnikiem, który chce dać z siebie wszystko na boisku.
A dostaje pan jeszcze sygnały z Polski, gratulacje?
Euforia już minęła, ale wcześniej otrzymałem dużo wiadomości i podziękowań. Szczególnie ucieszyły te od rodziny.
Niedawno powiedział pan, że przeszedł przemianę. Na czym to polegało?
Sam nie wiem. Po prostu wznowiłem treningi i nagle wszystko zaczęło mi wychodzić o wiele lepiej niż w poprzedniej rundzie. Nie wiem dlaczego, przecież nigdy nie odpuszczałem na treningach. Widocznie wcześniej chodziło o jakieś niuanse. Dwa tygodnie byłem chory, nie przepracowałem pierwszego obozu z powodu kontuzji pachwiny. Później zobaczyłem czerwoną kartkę w meczu Pucharu Niemiec z Duisburgiem, było trochę złości na mnie w klubie. To wszystko działało na moją niekorzyść.
Co pan wtedy myślał?
Powiedziałem sobie, że albo będę grał dalej w FC Koeln, albo trzeba zmiany. Trener powiedział, że mam zostać i pokazać się na obozie przygotowawczym. Tak zrobiłem. Nie zrezygnowano ze mnie, a ja zacząłem strzelać gole w sparingach, wyróżniałem się w wewnętrznych grach. Trener to zauważył. Powiedział, że wywalczyłem sobie miejsce na kolejny mecz, chociaż byłem już głęboko…. No, wiadomo gdzie…
Właśnie na takiego Sławomira Peszkę polscy kibice czekają w czerwcowym meczu z Gruzją w Warszawie.
Też tego chcę. Jestem obecnie w kontakcie z selekcjonerem. Ostatnio trener Bogdan Zając (asystent Adama Nawałki - PAP) był na meczu w Kolonii. Pauzowałem wówczas za kartki, ale mieliśmy okazję porozmawiać. Wiadomo, priorytetem jeśli chodzi o powołanie do reprezentacji jest gra w klubie. Dobra gra.
Rozmawiał w Berlinie Maciej Białek - PAP/WUj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/241396-slawomir-peszko-po-golu-w-irlandii-nie-spoczne-na-laurach-wywiad