Polska drużyna w składzie Justyna Kowalczyk i Sylwia Jaśkowiec wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata w sprincie. Dla Kowalczyk to już ósmy krążek MŚ, dla Jaśkowiec – pierwszy w seniorskiej rywalizacji. O Kowalczyk wiemy bardzo dużo. O Jaśkowiec niewiele. Kim jest świeżo upieczona medalistka?
Pierwsza publiczna wypowiedź Sylwii Jaśkowiec po wywalczeniu brązowego medalu mistrzostw świata to był wywiad udzielony TVP. Zawodniczka zaczęła od być może zaskakujących dla niektórych słów.
Wczoraj poszłam na mszę świętą i powiedziałam: Boże, pomoż…
— stwierdziła Jaśkowiec. Taka wypowiedź nie jest jednak zaskakująca dla osób, które karierę Sylwii śledzą od lat. Blisko 29-letnia zawodniczka z Myślenic mocno podkreśla wiarę w Boga. Twierdzi, że to właśnie wiara pomogła wrócić jej do wyczynowego sportu po poważnym wypadku.
Jaśkowiec dwukrotnie była mistrzynią świata młodzieżowców w 2009 roku i wróżono jej wielką karierę. W 2010 roku była uczestniczką polskiej sztafety, która zajęła szóste miejsce na igrzyskach w Vancouver. Drużyna została jednak zdyskwalifikowana po wykryciu dopingu organizmie Kornelii Marek.
Podczas letnich przygotować do sezonu Sylwia, jadąc na nartorolkach, uderzyła w betonowy słup – uniknęła w ten sposób zderzenia z autobusem. Uratowała życie, ale straciła zdrowie, bo uszkodzenie barku wymagało operacji. Straciła tym samym rok startów. Po powrocie nie osiągała do tej pory wyników, które wróżono jej w wieku juniorki. Największym osiągnięciem było 3 miejsce na pierwszym, sprinterskim etapie Tour de Ski w grudniu 2013 roku w Oberhofie.
W kwietniu 2014 Jaśkowiec dołączyła do drużyny Justyny Kowalczyk i stała się podopieczną trenera Aleksandra Wierietielnego. Pierwszym widocznym efektem współpracy, zapowiadającym zresztą emocje w mistrzostwach świata, było zajęcie trzeciego miejsca w zawodach Pucharu Świata w Otepaae w drużynowym sprincie w parze z Justyną Kowalczyk.
Po wypadku w 2010 roku zawodniczka wielokrotnie dawała publiczne świadectwo swojej wiary w Boga. Wystarczy przytoczyć taki fragment wywiadu.
Z perspektywy czasu widzę sens mienionych doświadczeń i prowadzącą mnie przez nie rękę Bożą. W tym czasie wypracowałam hart ducha, wolę walki, cierpliwość oraz musiałam nauczyć się pokory wobec życia i czekania. (…) Te wszystkie lata, które nie szyły po mojej myśli, były treningiem przeżywania życia takim, jakim ono czasem bywa, czyli nieprzewidywalnym
— stwierdziła przed rokiem Sylwia Jaśkowiec w wywiadzie dla eurosport.onet.pl.
Przez ostatnie lata ciężko i niezmordowanie pracowałam. Nie zrażałam się słabszymi wynikami, wierząc, że jeśli Bóg postawił mnie ponownie na nartach, to w końcu pobłogosławi. Podium w Oberhofie uważam za wielki prezent od Niego. Nie ukrywam tego, jestem tylko narzędziem w rękach Najwyższego
— to z kolei wypowiedź dla sportowe fakty.pl.
Prywatnie Sylwia Jaśkowiec to osobowość niezwykła także z innego powodu. W 2011 roku wystartowała – i była najlepsza spośród obcokrajowców – w maratonie Everest rozgrywanym w Himalajach na wysokości ponad 5 tysięcy metrów npm. Przegrała bieg (normalny, nie narciarski) tylko z Szerpami!
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/234761-sylwia-jaskowiec-bog-prowadzi-mnie-za-reke